Pillars of Eternity 2: Deadfire - beta-test

Do premiery Pillars of Eternity 2: Deadfire pozostały jeszcze niespełna dwa miesiące. My już jednak położyliśmy ręce na jej wczesnej wersji.

Nie będziemy tracić czasu i miejsca na przedstawianie suchych faktów dotyczących gry, wszak te znajdziecie w opublikowanej przez nas niedawno zapowiedzi. Skupimy się zamiast tego na opisaniu wrażeń z rozgrywki w krótką, acz będącą naprawdę dobrym proroctwem betę.

We wczesnej wersji Pillars of Eternity 2: Deadfire mogliśmy się zapoznać z fragmentem historii rozpoczynającym się na tropikalnej wyspie, należącej do tytytułowego archipelagu Deadfire (w którym to toczyć się będzie prawdopodobnie cała fabuła). To zaledwie wycinek gry, ale wystarczający, by poczuć klimat odmienny od tego znanego z części pierwszej. W "dwójce" czeka nas morska przygoda, w której spędzamy część czasu na wodzie. Po tym, co zobaczyliśmy, usłyszeliśmy i poczuliśmy w becie, możemy napisać: "w to nam graj!".

Reklama

Choć ogólny charakter rozgrywki się nie zmienił (wciąż czuć silne inspiracje klasyką w postaci przede wszystkim Baldur's Gate), ale autorzy wprowadzili kilka zmian w rozwoju postaci czy walce, dając nam szersze pole do popisu. Od teraz możemy tworzyć i rozwijać postacie dwuklasowe. Wciąż możemy zdecydować się tylko na jedną profesję, ale wieloklasowość wydaje się lepszym, bo bardziej wszechstronnym rozwiązaniem. Tak czy inaczej, kombinacji jest bardzo wiele.

Z kolei w starciach pojawiły się zasoby, odrębne dla poszczególnych klas postaci, którymi płacimy za korzystanie ze zdolności. Pojawiła się też mechanika wzmocnień, dzięki której możemy albo regenerować zasoby, albo sprawić, że kolejna użyta umiejętnośc będzie potężniejsza. Niby nie jest to duża zmiana, ale jej wprowadzenie odczuje każdy, kto lubi "bawić się w taktykę".

W Pillars of Eternity 2: Deadfire nareszcie zbieranie i noszenie wyżywienia w jakiejkolwiek postaci zaczęło mieć sens. Od teraz podczas wypoczynku członkowie naszej drużyny jedzą. I nie jest to pusta czynność, a okazja do tego, by dać każdej postaci jakieś bonusy. Ciekawy pomysł.

Osadzenie akcji Pillars of Eternity 2: Deadfire na archipelagu wysp wymusiło na nich wprowadzenie nowego środka transportu - okrętu - a wraz z nim kilku nowych mechanik. Naszym statkiem zarządzamy, opiekujemy się załogą, zdobywamy surowce niezbędne do podróżowania, a także bierzemy udział w starciach morskich i abordażach. Nie oczekujcie jednak efektownych starć w trzech wymiarach. Tego typu wydarzenia na morzu zostały przedstawione w formie interaktywnych historyjek do przeczytania. Szkoda? A może nie?

Podróżowanie na pokładzie okrętu przywiodło nam na myśl klasyczne Sid Meier's Pirates, a przemieszczanie się po lądzie - Fallouta (oglądamy, jak nasza drużyna przemieszcza się po mapie, a po drodze możemy trafić na różne nieprzewidziane zdarzenia). To przyjemne urozmaicenia dotychczasowej formuły.

Pillars of Eternity 2: Deadfire nie zaskoczyło nas pod względem historii, zadań oraz oprawy. Nie zaskoczyło tylko dlatego, że już w "jedynce" wypadały świetnie, a teraz zapowiadają się co najmniej tak dobrze. Poznaliśmy zaledwie wyrywek historii, ale już czujemy, że czeka nas wciągająca po uszy przygoda. Wykonaliśmy tylko kilka questów, ale każdy z nich był świetnie skonstruowany i poprowadzony. Nie spodziewamy się, aby pozostałe zadania odstawały jakością. A ręcznie rysowane plansze, (jeszcze ładniejsze) modele postaci i ścieżka dźwiękowa błyskawicznie wprowadziły nas w morską przygodę.

Podsumowując, nie możemy doczekać się pełnej wersji. Wszystko wskazuje na to, że czeka nas kolejna epicka przygoda na kilkadziesiąt godzin (teraz, po zagraniu w betę, jesteśmy tego jeszcze bardziej pewni). Premiera już 3 kwietnia!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy