Prywatne dane ponad dwóch tysięcy dziennikarzy, youtuberów, analityków i producentów wideo, którzy odwiedzili tegoroczne tragi E3 pojawiły się w sieci, po tym jak użytkownicy pewnego forum dyskusyjnego odkryli, że plik zawierający te informacje jest dostępny bez większych problemów.
Wystarczyło kliknąć odnośnik, by pobrać arkusz kalkulacyjny z 2025 wpisami. Na liście znajdują się nie tylko imię, nazwisko oraz miejsce pracy, ale w zdecydowanej większości przypadków także adres oraz numer telefonu. Jak można się domyślać, poszkodowani są bardzo niedozwoleni z takiej sytuacji.
Sytuacja jest o tyle gorsza, że dane "wypłynęły" na prawicowym forum dyskusyjnym związanym ze środowiskiem Gamergate, które już od wielu lat wojuje na wszelkie możliwe sposoby z zachodnimi dziennikarzami zajmującymi się grami wideo, najczęściej reprezentującymi lewą stronę polityki.
Dlatego też część osób może zapewne spodziewać się pewnych problemów, a nagłe pojawienie się dostawcy pizzy pod adresem zamieszkania wydaje się być jednym z mniejszych kłopotów. "Szczęście" mają pracownicy większych firm, dysponujących adresem redakcji czy służbowym telefonem.
Pozostałych czeka zapewne zmiana numeru telefonu lub też konieczność radzenia sobie z niezbyt przyjemnymi wiadomościami, o nieco bardziej bezpośrednim zagrożeniu własnej prywatności - i bezpieczeństwa - nie wspominając. Na liście jest też kilka osób z polskich redakcji.
I choć dane przechowywane były na serwerach w USA, więc nie podlegają pod europejskie RODO, to Entertainment Software Association (ESA) - organizatorzy E3 - nadal mogą mieć spore problemy, jeśli poszkodowani zdecydują się na pozew. Dane były przechowywane bez żadnych zabezpieczeń.
Plik z danymi osobistymi nie był jednak chroniony hasłem.