Nintendo NX będzie kolejną porażką!
Nintento Wii sprawiło, że japońska firma odniosła niesamowity sukces i pokazała całemu gameingowemu światu, że pracują w niej prawdziwi wizjonerzy. Obecnie trwają prace nad kolejną konsolą Nintendo, ale ja już wiem, że będzie ona porażką. Kolejną.
Nintendo zbudowało swoją potęgę, nie tylko dzięki flagowym tytułom, które porwały pokolenia graczy, ale także oryginalnym podejściem do tego, w jaki sposób wchodzimy w interakcję z grą. Niestety, obecna formuła przestaje się sprawdzać, a Japończycy, zgodnie ze stereotypem dotyczącym ich nacji, nie potrafią wyjść poza tradycję tego, co robią od lat. I to ich zgubiło.
Spektakularny sukces...
Nintendo już kilka dekad temu dorobiło się wiernej społeczności graczy, którzy z wypiekami na twarzy oczekiwali nowości od "wielkiego N". Nie będę ukrywał, że ja... nigdy do nich nie należałem. N64 otrzymało najdziwniejszy kontroler w historii ludzkości, który wyglądał, jakby stworzono go dla kogoś, kto ma trzy ręce. Grało się zaś na nim w Mario i w Zeldę.
Potem był GameCube przypominający szkatułkę ze sztuczną biżuterią mojej babci, zaś grać na nim można było w Mario i w Zeldę. Na każdej konsoli Nintendo grało się zasadniczo w Mario i w Zeldę. Ja natomiast nigdy nie rozumiałem zachwytu ludzi tymi grami. Skakanie po żółwiach i zjadanie grzybków straciło dla mnie sens, kiedy wynaleziono trzeci wymiar, zaś nigdy nie nudziłem się tak bardzo, żeby sprawdzić, dlaczego w "Zeldzie" gra się nastoletnim elfem w zielonej szlafmycy o imieniu Łącze.
Bardzo wiele zmieniło się jednak w momencie premiery Wii. To była prawdziwa rewolucja - nie tylko dla Nintendo, ale i dla świata gier wideo. Zamiast standardowego pada Wiilot - przypominający pilota do telewizora kontroler, wykrywający ruch. Był podstawowym urządzeniem służącym do grania, miał nieergonomiczny kształt i był nieprecyzyjny. Świat oszalał na jego punkcie.
Oto bowiem można było postawić przed konsolą młodszą siostrę, dziewczynę, a nawet jej babcię, włączyć kręgle, albo tenisa i powiedzieć "zachowuj się, jakbyś grała naprawdę, a nie stała przed telewizorem". Machanie ręką - to rozumie każdy, a do tego, w odpowiednim towarzystwie i przy odpowiednich trunkach, może być to źródłem mnóstwa śmiesznych (czytaj: "głupich") sytuacji. Ludzie pokochali Wii, które sprzedało się w liczbie ponad 101 miliona egzemplarzy.
... przekuty w porażkę
Wii okazało się niesamowitym sukcesem Nintendo, ale coraz trudniej było ignorować fakt, że z technicznego punktu widzenia mocno odstawało ono od konkurencji. Mając podzespoły na poziomie pierwszego Xboxa, było oferowane w tym samym czasie co X360. Generowanej przez Wii grafiki w standardowej rozdzielczości nie było nawet sensu porównywać do tego, co potrafiły konsole Sony i Microsoftu.
Dlatego też premiera Wii U, która nastąpiła 6 lat od pojawienia się Wii, była wydarzeniem mocno wyczekiwanym. Zupełnie niepotrzebnie. Konsola oferowała co prawda znacznie lepszą grafikę, ale pozwoliło to jedynie dogonić konkurencję. Która rok później pokazała nowe, nieporównywalnie mocniejsze maszyny.
Nie to był jednak największy problem. Wii U obsługuje kontrolery ruchu poprzedniczki, ale podstawową formą komunikacji z konsolą jest... tabletopad. 6,2-calowy ekran dotykowy, po bokach standardowe przyciski i gałki... co Nintendo miało na myśli tworząc taki kontroler? Najwyraźniej wyszli z założenia, że kluczem do sukcesu Wii była przystępność sterowania - każdy miał w ręku pilota i potrafi nim machnąć. Podobnie większość osób ma w domu tablet, więc nie przestraszy się przerośniętego pada, który go przypomina.
Niestety, ludzie przestraszyli się. Większość graczy uznała, że woli tradycyjnego pada, a niemal wszyscy nie-gracze... nie zrozumieli o co chodzi. Ponieważ nowa konsola miała "Wii" w nazwie, wiele osób uznało, że owo "U" oznacza nowy kontroler, który mogą dokupić do starej konsoli. Ale nie widzieli sensu tego robić.
Nintendo nie tylko nie zrozumiało, że Wii sprzedało się ponieważ było czymś zupełnie nowym, a tablet niczym nowym nie jest. Nie potrafiło nawet odpowiednio zakomunikować ludziom, że oto mają zupełnie nowy produkt i pokazać, dlaczego jest ciekawszy od konkurencji. Efektem jest katastrofalna sprzedaż - 12,8 miliona egzemplarzy, która to liczba raczej znacząco nie wzrośnie.
Historyczny rys równi pochyłej
Czy tak beznadziejny wynik, szczególnie w porównaniu z osiągnięciem Wii, to jakiś wypadek przy pracy? Niekoniecznie. To raczej wynik Wii jest tu anomalią. Spójrzmy na wcześniejsze konsole Nintendo - NESa sprzedano w liczbie 61,9 mln sztuk, SNESa 49,1 mln, N64 znalazło 33 mln nabywców, natomiast GameCube 22 mln - Nintendo od bardzo wielu lat znajduje się na równi pochyłej i nie zanosi się, aby cokolwiek miało to zmienić. To, dlaczego tak się dzieje, to jednak temat na osobny artykuł.
Oczywiście Japończycy, a także ich fani, gorąco liczą na to, że złą passę odmieni nowa konsola - Nintendo NX. Póki co wiemy o niej tylko tyle, że najpewniej pojawi się w tym roku.
Zamieszanie wokół kontrolera.
Niedawno internet obiegło najpierw pierwsze, a potem drugie zdjęcie, na których miał znajdować się pad do nowej konsoli. Podłużny, eliptyczny kształt, ekran pokrywający całą jego powierzchnię i wystające z wyświetlacza dwie analogowe gałki. Taki pad do Wii U, tylko nie wyglądający jak plastikowa zabawka dla dziecka, ale modny i nowoczesny gadżet. Brzmi obiecująco?
Niestety, jakkolwiek by to nie brzmiało, oba zdjęcia okazały się być sfałszowane. Pierwsze powstało w wyniku zabawy Photoshopem, natomiast drugie, to fotografia atrapy, wykonanej w drukarce 3D. Pozostaje jedynie rysunek patentowy, który ponoć wyciekł jakiś czas temu i stał się potem inspiracją dla powyższych fałszywek. Więcej na ten temat możecie przeczytać TUTAJ i TUTAJ
Co dalej z Nintendo?
Sytuacja japońskiego giganta nie jest wesoła, a będzie tylko gorzej. Nie sądzę bowiem, aby stworzyli coś na miarę Wii - machanie pilotem przed telewizorem już nikogo nie bawi, a machanie pustymi rękami też już przerabialiśmy (Kinect). Nintendo musiałoby pójść na przykład w stronę rozszerzonej rzeczywistości, aby ponownie porwać serca i portfele, nie tylko graczy, ale i rzesz ludzi, którzy chcieliby mieć "technologię przyszłości" w swoim domu.
Jeśli jednak postanowią zrobić po prostu dobrą konsolę, na której będzie można grać w Mario oraz Zeldę (zewnętrzne studia raczej nie popełnią kolejny raz tego samego błędu i nie będą próbowały wydawać na NX swoich tytułów), to szacuję sprzedaż nowej konsoli Nintendo na jakieś 10 milionów sztuk.
To przykre tym bardziej, że w bardzo szybkim tempie kurczy się rynek handheldów, a zainteresowanie 3DSem było tym, co trzymało Nintendo przy życiu, kiedy Wii U okazało się spektakularną klapą. Jego sprzedaż jednak również spada (w 2013 roku było to 14,4 mln sztuk, w 2014 roku 9,7 mln, a w 2015 roku już tylko 7,8 mln), a Japończycy zdają się nie mieć pomysłu na walkę z grami na smartfony w inny sposób, niż powiększając ekran i wsadzając mocniejszy procesor do DSa, który debiutował 12 lat temu. Jeśli nie zmienią swojego podejścia i jeśli NX okaże się kolejną porażką (a niestety nie zanosi się, aby scenariusz był inny w obu przypadkach), to może być to początek końca Nintendo.
proGracz