Mortal Kombat 11: Aftermath - obowiązkowy dodatek dla fanów MK11?

​Mortal Kombat 11: Aftermath (wydany w Polsce pod tytułem Mortal Kombat 11: Następstwa) to przyzwoity dodatek, jednak posiada jedną, bardzo dużą wadę.

NetherRealm Studios postanowiło zbadać nowy grunt, wydając po raz pierwszy w historii dodatek do serii Mortal Kombat. Mało tego, nie zrobiło tego niedługo po premierze "podstawki", kiedy poziom nakręcenia graczy nową odsłoną był wysoki, tylko kilka lat po niej. I zasadniczo nie mam nic przeciwko temu, bo Aftermath to naprawdę niezłe rozszerzenie, ale... zdecydowanie zbyt drogie w stosunku do tego, co oferuje.

Mortal Kombat 11: Aftermath wprowadza nową fabułę, która rozpoczyna się tuż po zakończeniu "podstawki". Shang Tsung wraz z Nightwolfem i Fujinem postanawia odbudować rzeczywistość, wykorzystując do tego koronę Kroniki. Ta została wprawdzie zniszczona, ale przecież można udać się w podróż w czasie i dopilnować tego, by przedmiot trafił w ręce (nie) tego, co trzeba. Wkrótce sprawy zaczynają się komplikować (jakby wcześniej nie były skomplikowane)...

Reklama

Opowiedziana historia jest dość interesująca, choć niestety wiedzie nas przez te same lokacje, które znamy już z "podstawki". Co prawda, autorzy tu i ówdzie coś dodali, coś zmienili, a także wprowadzili kilka nowych miejsc, ale generalnie dominuje hasło "recykling". Fabuła koncentruje się na postaciach Shang Tsunga, Nightwolfa i Sindel, ale sporo miejsca zarezerwowano też dla nowych (a raczej nowych-starych) bohaterów - Sheevy i Fujina.

Wydaje mi się, że fani serii docenią w szczególności powrót kultowych Friendships. Każda z dostępnych postaci otrzymała charakterystyczny dla siebie finisher w "przyjaznej" konwencji. Kończąc już natomiast wątek dostępnych wojowników, trzeba wspomnieć o jeszcze jednym, bonusowym, który debiutuje w Mortal Kombat 11: Aftermath. To nikt inny, jak... Robocop!

Oznacza to ni mniej, ni więcej, że po zainstalowaniu dodatku możemy stoczyć pojedynek między dwiema kultowymi postaciami ze świata serialu i filmu, tj. między Robocopem a Terminatorem. Oczywiście żaden z nich nie pasuje do uniwersum Mortal Kombat, ale jestem absolutnie za takimi gościnnymi występami w tej serii. A jeśli komuś one przeszkadzają, to przecież nie musi wybierać tych bohaterów.

Mortal Kombat 11: Aftermath jest równie efektowny i równie krwawy, jak "podstawka" (mam na myśli zarówno same walki, jak i fabułę wraz z wszystkimi cutscenkami), ale niestety bardzo szybko się kończy. Przejście całej historii to kwestia maksymalnie czterech godzin. Jak na dodatek, który na przykład w wersji na PlayStation 4 kosztuje - bagatela - 169 zł, to zdecydowanie za mało. Tak więc moja ostateczna ocena będzie niejednoznaczna. Czy kupować? Tak! Czy za te pieniądze? Zdecydowanie nie. Poczekajcie, aż rozszerzenie będzie dostępne za połowę swojej obecnej ceny.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy