Legends of the Game Industry odwołane z powodu braku kobiet
Obecność przedstawicielek płci pięknej na panelach dyskusyjnych to istotna sprawa, ale żeby od razu dezorganizować grafiki ogromnej ilości osób, które chciały uczestniczyć w spotkaniu na jednej z uczelni w USA? Cóż zapoznajcie się z całą historią w dalszej części newsa i oceńcie sami.
Prestiżowy uniwersytet USC zdecydował się odwołać występy szefów Blizzarda, Riot Games, Lionsgate, Infinity Ward i Thatgamecompany na cztery godziny przez panelem. Powód? Jedyna kobieta zaproszona na "Legendy Branży Growej" musiała w ostatniej chwili odwołać swój występ.
20 kwietnia na znanym ze względu na wysoki poziom studiów dla twórców gier University of Southern California miał odbyć się panel "Legends of the Game Industry". Wśród tytułowych legend mieli znaleźć się Dave Stohl (Infinity Ward), Brandon Beck (Riot Games), Min Kim (Nexon), Jenova Chen (thatgamecompany), Peter Levin (Lionsgate), Bob Pardo i Jeffrey Kaplan (Blizzard), którzy mieli nie tylko dzielić się wiedzą ze studentami, ale też skomentować stworzone przez nich gry.
Wydarzenie zostało jednak odwołane na cztery godziny przed wyznaczonym terminem. Powód? Brak kobiet biorących udział w panelu. Jedyna uczestniczka była zmuszona w ostatniej chwili odwołać swój występ, a obecność choć jednej panelistki była dla szefowej wydziału Tracy Fullerton warunkiem koniecznym do zezwolenia na spotkanie studentów z developerami.
Fullerton, dla której promocja różnorodności w branży jest oczkiem w głowie (co rzeczywiście zaowocowało wyjątkową jak na kierunki growe liczbą kobiet na USC) zdecydowała się zatem odwołać panel, obiecując przełożenie go na inny termin.
Odpowiedzialny za "Legendy Branży Growej" Anthony Borquez z USC opublikował na Facebooku następujące oświadczenie: "Drodzy studenci, ciało pedagogiczne oraz zaproszeni goście - po długich rozważaniach zdecydowaliśmy się anulować dzisiejszy panel 'Legendy Branży Growej'. Panel ten nie odzwierciedlał różnorodności wewnątrz społeczności USC i szerzej pojętej branży growej. Zamierzamy przełożyć ten panel na najbliższe dni i tygodnie z bardziej zbalansowaną grupą dyskutantów. Żałujemy przedstawienia studentom panelu składającego się w całości z mężczyzn i będziemy pracowali nad uczynieniem branży growej bardziej różnorodną i inkluzywną. Dziękujemy za wasze oddanie USC Games".
Studenci podnieśli głos, że przełożenie panelu w niczym nie pomoże studentom, którzy kończą właśnie naukę na USC i dla których był to ostatni dzwonek na spotkanie największych osób w branży. Fullerton odpowiedziała na zarzuty w następujący sposób (za portalem Daily Trojan): "Nie było tu idealnego wyboru. Można było tylko opowiedzieć się za jednym lub drugim zestawem wartości. Wybrałam ścieżkę, w którą szczerze wierzyłam. Możecie się nie zgadzać, ale wierzę, że stanęłam po właściwej stronie historii".
To ocenią przyszłe pokolenia, ale obecnie rozgłos, jaki zbiera USC jest w przeważającym stopniu negatywny. W najlepszym razie mówi się o "wylaniu dziecka z kąpielą", w najgorszym obrzuca Fullerton i USC najgorszymi wyzwiskami. Nie da się zaprzeczyć, że działania podjęte na kalifornijskim uniwerstytecie były koszmarnie nieprofesjonalne - jeśli organizatorom panelu zależało na kobiecej obecności tak bardzo, że bez niej byli w stanie odwołać całe wydarzenie, powinni byli znaleźć więcej panelistek.
W obecnym klimacie wojny między okolicami Gamergate a promotorami tak zwanego "social justice" takie iskry mogące rozpalić kolejne e-wojny są wysoce niebezpieczne, czego dowodem są choćby nagrody Hugo (po okresie szczególnie mocnej promocji różnorodności zostały przejęte przez rozwścieczonych internetowych konserwatystów, którzy zaczęli nominować dzieła typu "Odbytniczy atak welociraptorów z kosmosu" i "Lewaki zawsze kłamią").
Całkiem możliwe, że Tracy Fullerton robiąc to, co uznała za słuszne, tylko spotęguje reakcję drugiej strony kulturowego konfliktu broniącej status quo (tej, dla której wszystkie chwyty są dozwolone, łącznie z niszczeniem kariery oraz życia prywatnego) i pośrednio uczyni więcej złego niż dobrego. Oby tak nie było, ale zważywszy na to, że obie frakcje trwającego kulturkampfu skupione są często na wyłamywaniu otwartych drzwi zamiast komunikacji czy pozytywnych inicjatywach...