Kto kupuje gry - świat widziany oczami sprzedawcy
Jak widzi cię sprzedawca? Jakim jesteś typem klienta? Czy warto sprawdzać wiedzę sprzedawcy? Jak zdobyć całkiem za darmo fajne gadżety? Witaj w świecie po drugiej stronie kasy.
Idziesz do sklepu, sięgasz po wymarzoną grę i udajesz się do kasy, by za nią zapłacić (albo szybko do wyjścia, żeby nikt nie zauważył - są i tacy). Po drodze powiesz sprzedawcy, że nie jesteś zainteresowany jego pomocą, bo sam się świetnie orientujesz w temacie. Wymieniasz uśmiech z miłą blondynką przy kasie i pędzisz do domu, aby zniknąć dla świata na kilka dni. Tak wygląda wyprawa po grę widziana oczami gracza. A gdyby przez chwilę znaleźć się po drugiej stronie? No właśnie: jak widzi cię sprzedawca?
Wchodząc do sklepu, musisz być przygotowany na przypisanie do jakiejś kategorii. I nie, nie jesteś najważniejszym klientem. Jeżeli nie wyróżnisz się czymś szczególnym, będziesz zwykłym szarym człowieczkiem, o którym nikt na zapleczu nawet nie wspomni. Pamiętaj też o jednym - to, że wszyscy się do ciebie uśmiechają, wcale nie znaczy, że cię lubią. Uśmiech jest wpisany w ten zawód i można za niego dostać dodatkową kasę, więc sprzedawcy uśmiechają się do wszystkich. I bacznie cię obserwują, żeby przypisać do grupy. A do jakiej możesz trafić?
Po takim sklasyfikowaniu nie licz na pomoc w przyszłości. Sprzedawca oleje cię tak samo, jak ty olewasz jego. Czym można sobie zasłużyć na przynależność do tego grona? Jednym tekstem. Gdy sprzedawca na swoje grzeczne "czy mogę w czymś pomóc?" usłyszy odpowiedź w stylu: "nie, nie, ja tak tylko przeglądam nowości, żebym wiedział, co ściągnąć z sieci" - zapomnij o jakimkolwiek zaangażowaniu z jego strony. On już cię dokładnie zapamięta. Gdy tylko wejdziesz następnym razem do sklepu, będzie miał zawsze mnóstwo pracy.
Do tej grupy najłatwiej trafić starszym osobom, które szukają gry dla swojej pociechy, ale nie bardzo orientują się, o co chodzi w całym tym graniu. Zazwyczaj szukają czegoś dla dziecka lub wnuka. Koniecznie bez przemocy, bo dla 8-letniego chłopca przemoc jest zła (co jest oczywiście prawdą). Sprzedawca się wysila, żeby coś dobrać. Reksio nie bardzo. Wyścigów nie lubi. Heroes? Nie, tu jakieś potwory są. Simsy też odpadają, bo PEGI 12+. Po godzinie kończą się pomysły na gry odpowiednie dla 8-letniego brzdąca. I wtedy szukający zabija jednym zdaniem: "A bo on coś mówił o jakimś GTA. Macie coś takiego?". Oczywiście, że mamy. Po kolejnym kwadransie tłumaczenia, że to bardzo brutalna gra, że nie dla malucha i w ogóle klient stwierdza, że weźmie to GTA, skoro dziecko chce. Sprzedawca wręcza grę, zaprasza do kasy, a sam udaje się na zaplecze, żeby wypalić paczkę papierosów i, uderzając głową w kant szafy z serwerem, powtarzać przez najbliższe pół godziny mniej więcej takie słowa: "@#$#%^ bez przemocy grę... a GTA wzięła..."
Tacy klienci zazwyczaj bardzo szybko opuszczają sklep, grożąc, że podadzą nas do sądu i że postarają się, by nas zwolniono. Zazwyczaj przychodzą z pretensją, że kupili tu grę, ale im nie działa. Po szybkim ustaleniu faktów i wyjaśnieniu, że komputer nie spełnia wymagań lub że gra nie działa im na konsoli, gdyż kupili wersję PC (bo tańsza była), stwierdzają, że oni się nie muszą na tym wszystkim znać, że trzeba było ich uprzedzić (choć wcześniej oczywiście nie pytali) i że chcą zwrotu pieniędzy. Paragonu nie mają, bo po co komu jakieś śmieci. Wypadałoby się wydrzeć na takiego, ale trzeba zachować zimną krew. Zszarga sprzedawcy nerwy, a jak trafi się taki z samego rana, to cały dzień może zepsuć.
Kolejny bardzo denerwujący typ. Dla nich już nie ma litości - musi wysłuchać kazania na temat swojego postępowania. Już na wstępie mówi, że on kupi grę, ale za chwilę przyniesie oddać, bo on sobie tylko "przegra". I mruga porozumiewawczo.
Jeden z zabawniejszych typów. Przychodzi z dzieckiem, na głos każe mu wybrać sobie jakieś fajne "mordobicie", bo przecież nie pozwoli na to, żeby synek się - cytuję - "spedalił", grając w jakieś Teletubisie. Dzieciak buszuje między półkami, ojciec zachwala sprzedawcy, jak to z dzieckiem grają w GTA i jakie to zdolne ma potomstwo. I nagle pojawia się synalek. Wybrał już grę. Reksio i Bolek z Lolkiem. Twarz ojca nabiera czerwonego koloru. "Jak to, będziesz grał w takie dziadostwo? Na pewno nie chcesz Call of Duty nowego?". Co za wstyd...
Jak wiadomo, Simsy cały czas są na topie. Przychodzi mamusia z dzieckiem i dziecko chce dodatek Randka. Mamuśka dokładnie ogląda pudełko z każdej strony, czyta wszystkie informacje, po czym stwierdza, że absolutnie takiej gry nie kupi. Dlaczego? No przecież tam się całują, na randki umawiają - dzieciak ma jeszcze czas na to. Niby racja. Ale z drugiej strony, gdy latorośl pyta, czy w takim razie może sobie wziąć Call of Duty, matka bez namysłu się zgadza. W końcu to gra dla chłopców.
Najbardziej w pamięć zapadł mi jeden z graczy w WoW-a. Akurat miała miejsce premiera dodatku Wrath of the Lich King. Czaił się przy wejściu już pół godziny przed otwarciem. Widziałem błysk w jego oczach, gdy niosłem na półki jeszcze ciepłe egzemplarze gry. Chyba był zły, że ktoś ich dotykał przed nim. Otwieramy. Wbiega do sklepu, klęka przed tekturowym stojakiem, sięga po swój egzemplarz gry z okrzykiem "w końcu cię mam!". Płaci i wybiega ze sklepu, donośnie krzycząc - "For the Horde!". Przez cały tydzień mieliśmy z niego ubaw.
Wszystkie te grupy są mniej lub bardziej ciekawe, jednak na największy szacunek mogą liczyć zupełnie inni klienci. Tacy, którzy podejdą, zapytają, co nowego w świecie gier, czy graliśmy już w jakiś konkretny tytuł, jak wrażenia, co my sądzimy na temat jakiejś gry. Oczywiście do takich rozmów trzeba trafić na sprzedawcę - gracza. A niestety coraz częściej to stanowisko zajmują ludzie z przypadku. Jak zatem sprawdzić, czy w ten sposób uda nam się z nim zaprzyjaźnić? Jedno krótkie pytanie wystarczy. Zapytajmy o grę podobną do np. Heroes of Might and Magic. Jeżeli wymieni co najmniej dwa tytuły - już jest nieźle. Można też próbować podpytać, w której części NfS jeździło się po torze zamiast po mieście. Te gry, wbrew pozorom, stwarzają najwięcej kłopotów. Gdy już jesteśmy pewni, że sprzedawca coś tam o grach wie, możemy delikatnie podpytywać o nowości, wrażenia itp. Przed udaniem się do kasy z jakimś tytułem dobrze jest zapytać, co sam sprzedawca (z działu gier, niekoniecznie akurat na kasie) sądzi o tej produkcji. Ważne, żeby nawiązała się luźna rozmowa. Na koniec zapytajcie, czy jest szansa na jakiś mały rabat. Jeśli dobrze to rozegracie - macie prawie pewne 10 proc. zniżki.
Jako gracze pewnie lubicie też gadżety. Edycje kolekcjonerskie to duży wydatek, jednak są rzeczy, których nie znajdziecie nawet w nich. Koledzy będą pod wrażeniem tego, co im pokażecie, a co możecie mieć właściwie za darmo. Przy premierach większych tytułów do sklepów przychodzi mnóstwo materiałów reklamowych. Między innymi plakaty, ale też duże figurki różnych postaci z gier, koszulki itp. Jeżeli coś z tego wam się spodoba - walcie od razu do kierownika działu i zapytajcie, czy po zakończeniu promocji (zazwyczaj po tygodniu lub dwóch) moglibyście sobie coś zabrać. Zazwyczaj chętnie oddadzą, bo i tak to wszystko idzie na wysypisko. Ja sam uratowałem przed zniszczeniem beczkę ze Stalkera, która jest świetnym dodatkowym meblem, a do środka można upchnąć sporo śmieci, gdy spodziewamy się gości. Czasami trzeba użyć trochę taśmy klejącej, żeby przywrócić dobry wygląd gadżetu, ale zapewniam, że będzie się czym pochwalić.
Pamiętajcie tylko - załatwiamy wszystko grzecznie. Gdy sprzedawca dostrzeże w was kolegów, sam będzie odkładał różne gadżety, a może załatwi też od przedstawiciela handlowego coś ekstra (koszulki, smycze, darmowy egzemplarz gry?). Żyjąc w zgodzie ze sprzedawcą, zostaniecie docenieni. Ale to wy musisz zrobić ten pierwszy krok, żeby nie zostać kolejnymi anonimowymi klientami.
Tradycyjne sklepy z grami czy elektroniczna dystrybucja - co jest lepsze?