AMD świętuje 50 rocznicę rozpoczęcia działalności, więc warto wrócić do książki wydanej już w 2013 roku, napisanej przez byłego dyrektora generalnego, Hectora Ruiza. Ten kontrolował działalność w latach 2002-2008 i opisuje, że w tym okresie korporacja była bardzo blisko kompletnego upadku.
AMD posiadało wtedy własne fabryki układów scalonych i radziło sobie całkiem dobrze, głównie za pośrednictwem świetnych procesorów Athlon. Firma była jednak świeżo po zakupie Ati za 5,4 miliarda dolarów, a Intel wypuszczał właśnie na rynek linię legendarnych procesorów Core.
Wszystko to sprawiło, że kondycja AMD bardzo szybko obróciła się o 180 stopni. Korporacja przestała być liderem na rynku popularnych CPU do domowych komputerów, lecz nadal musiała radzić sobie z ogromnymi długami, jaki zaciągnęła na zakup Ati, specjalistów od kart graficznych.
"Przetrwanie AMD wisiało na włosku" - napisał w swojej książce Ruiz, mając na myśli rok 2007. Menedżerowie mieli prosty plan: sprzedaż własnych fabryk, które były oczkiem w głowie poprzedniego dyrektora generalnego, lecz kosztowały mnóstwo pieniędzy.
Jak udowodniły wcześniej Ati oraz Nvidia, całkowicie możliwe jest samo projektowanie sprzętu, a następnie zlecanie jego produkcji. AMD chciało pójść tą samą ścieżką, lecz najpierw musiało znaleźć kupca. Na horyzoncie pojawiła się firma inwestycyjna Mubadala Development z Abu Dhabi.
AMD chciało najpierw tylko inwestycji Arabów, lecz wkrótce zaczęło rozważać właśnie kompletną sprzedaż działu produkcyjnego. Jak jednak skontaktować się z Mubadalą? Funduszem zarządzał książę, a dostęp do niego był dość trudny.
Przypadek chciał, że Giuliano Meroni, szef AMD na rynki azjatyckie, konsumował pewnego dnia obiad w restauracji Ristorante Cavallino, której właścicielem był Piero Ferrari, syn Enzo i "następca tronu" w tym włoskim przedsiębiorstwie szybkich samochodów.
Panowie zaczęli rozmawiać i - jak się szybko okazało - Ferrari znał księcia Abu Dhabi osobiście. Nie miał więc najmniejszych problemów z ustaleniem spotkania pomiędzy AMD i funduszem Mubadala.
Ostateczną umowę podpisano w 2008 roku, już w Kalifornii. AMD było pod presją finansową, więc fabryki sprzedało "po kosztach", za 1,2 miliarda dolarów. To i tak pozwoliło firmie natychmiast pozbyć się długów i wyjść "ponad kreskę".
Dzisiaj te fabryki układów scalonych znane są jako GlobalFoundries, jeden z gigantów na rynku. AMD może zapewne żałować, że pozbyło się takiego klejnotu, lecz wtedy takie posunięcie zdołało uratować korporację.