Haker, który włamał się na serwery Nintendo, przyznał się do winy
Co zrobić, gdy w domu odwiedzają cię smutni panowie z FBI i proszą o zaprzestanie nielegalnej działalności w sieci? Normalny człowiek zapewne by przestał. 21-letni Ryan Hernandez miał jednak inne zdanie i kontynuował włamywanie się na serwery Nintendo i ściąganie pornografii dziecięcej.
Jak można się domyślać, agenci federalni za drugim razem nie byli już tak pobłażliwi. W czerwcu ubiegłego roku wrócili więc do mieszkania mężczyzny i tym razem zabrali go prosto do aresztu. Ten przyznał się do winy. Prokuratora rekomenduje do trzech lat więzienia i spore odszkodowanie.
FBI po raz pierwszy odwiedziło Hernandeza w jego domu w październiku 2017 roku. Wtedy dwójka agentów chciała tylko, by przed własnymi rodzicami obiecał, że "rozumie konsekwencje przyszłego hakowania" i że zaprzestanie dalszego włamywanie się na serwery japońskiego Nintendo.
Trudno zrozumieć, co trzeba mieć w głowie, by po tak pobłażliwym potraktowaniu nadal zostawać przy swoim i - co więcej - ściągać także pornografię dziecięcą. 21-latek najwyraźniej nic nie zrobił sobie z tego ostrzeżenia z 2017 roku, więc dwa lata później został potraktowany poważniej.
Po dokładnym przeszukaniu jego komputera na dyskach twardych znaleziono "tysiące poufnych plików Nintendo", sprzęt służący do piractwa, a także sporą kolekcję dziecięcej pornografii, skrupulatnie posortowaną w folderze o nazwie "złe rzeczy". Analitycy FBI pewnie się nie naszukali.
Hernandez przyznał się do obu przestępstw, więc prokuratora - znowu - potraktowała do gość pobłażliwie i rekomenduje tylko trzy lata więzienia. Ostateczna decyzja będzie jednak należała do sędziego i jeśli ten okaże się mniej ugodowy, 21-latek może spędzić w więzieniu nawet 25 lat.
Do tego niecałe 260 tysięcy dolarów odszkodowania dla Nintendo. Przy okazji udało się ujawnić, że japońska korporacja stosuje tragicznie słabe zabezpieczenia w swojej sieci komputerowej, lecz to oczywiście w żaden sposób nie usprawiedliwia występków mało rozgarniętego Hernandeza.