Filmowe adaptacje słynnych gier, o których lepiej nie pamiętać

W ostatnim czasie branża kinematograficzna mocniej skorelowana z sektorem gier wideo, wyraźnie odżyła. Otrzymaliśmy całkiem sporo udanych produkcji, które wkupiły się w serca milionów fanów na całym świecie. Są jednak takie dzieła filmowe, o których lepiej byłoby zapomnieć... O jakich tytułach mowa?

Serialowe The Last of Us światełkiem w tunelu

The Last of Us to jeden z najświeższych i najbardziej prominentnych przykładów poświadczających, że jeśli pojawi się doborowa obsada aktorska oraz świetna załoga reżyserów i scenarzystów to da się w doskonały sposób przenieść historię z gry wideo do realiów filmowych czy też serialowych.

Dzieło realizowane przez Naughty Dog we współpracy z HBO na początku ubiegłego roku zrobiło prawdziwą furorę na rynku. Pierwszy sezon produkcji będący serialową adaptacją hitowej gry PlayStation ‘The Last of Us Part I’ rozpalił entuzjazm wielu... do takiego stopnia, że miłośnicy postapokaliptycznego uniwersum nie czekają na nic bardziej, niż na drugą serię przygód osadzonych w tym klimacie.

Reklama

Postal to świetna gra, ale... filmu nie oglądajcie

Nie wszystkim ta sztuka się jednak udała. Niektórzy dowiedli, że przeniesienie realiów z gry wideo do serialu czy też filmu, nie jest banalnym przedsięwzięciem. W 1997 roku na rynku pojawiła się gra Postal produkowana przez studio Running with Scissors, która jak się z czasem okazało, stanowiła otwarcie bardzo cenionej serii w branży.

Postal ogrywaliśmy w rzucie izometrycznym, wcielając się w głównego bohatera, tajemniczego Kolesia. Nasz protagonista miał do wykonania szereg rozmaitych często absurdalnych zadań na czele z eliminacją muzyków orkiestry dętej czy krępych stróżów prawa. Dzieło było tak kontrowersyjne, że nawet zostało zakazane w kilku krajach na świecie.

Na tej kontrowersji postanowił bazować niemiecki reżyser Uwe Boll, który w 2007 roku nakręcił filmową adaptację Postala. O ile gamingowa produkcja o tym samym tytule przez swoją alternatywność i przekroczenie pewnych granic, zyskała ogromnie pozytywny odbiór, o tyle film zyskał miano jednej z najgorszych produkcji w dziejach. W dziele tym nie kleiło się nic, poczynając od obsady, przez niefrasobliwe żarty i płytkie sceny. W serwisie branżowym Rotten Tomatoes filmowy Postal otrzymał notę na poziomie... 9%. To kardynalnie surowa ocena. Na domiar złego wspomniany reżyser "doceniony" został antynagrodą Złota Malina.

Mark Wahlberg tym razem nie wystarczył

W 2001 roku Remedy Entertainment stworzyło hit, który do tej pory wywołuje olbrzymie pokłady nostalgii zwłaszcza wśród nieco starszych graczy. Mowa oczywiście o oryginalnej produkcji Max Payne z akcją umiejscowioną w Nowym Jorku. Wcielając się w tytułowego bohatera, przemierzaliśmy brudne i ciemne zakamarki tego miasta, by rozwikłać tajemniczą sprawę zabójstwa żony i córki protagonisty.

John Moore (Za linią wroga, Omen, Szklana pułapka) był reżyserem, który postanowił przenieść mroczne realia gamingowego Max Payne’a do swojej filmowej produkcji. Pomóc mu miał w tym świetny nomen omen aktor, stworzony wręcz do brutalnego kina, Mark Wahlberg.

Niestety filmowe dzieło nie oczarowało tak swoich widzów jak gra, pomimo tego, że podbiło wszelkie rankingi sprzedażowe. Max Payne w zaledwie tydzień od premiery zarobił 18 milionów dolarów, wspinając się na ówczesny szczyt boxoffice. Odbiorcy krytykowali w dużej mierze absurdalne sekwencje akcji, niski poziom emocjonalności wpajanej widzom i masę scen rodem z najtańszego kryminału.

Na potężnej fali popularności wprost do szybkiej, lecz nieudanej produkcji

2014 był bez wątpienia rewolucyjnym rokiem dla Aarona Paula. Aktor dał się poznać ze świetnej roli Jesse Pinkmana w absolutnie fenomenalnym serialu Breaking Bad. To był czas, w którym zasłużony splendor spadł na amerykańskiego artystę, dodatkowo docenionego statuetkami Emmy, Saturnami i Satelitami za najlepszą drugoplanową rolę w tym arcydziele.

Reżyser Scott Waugh powierzył Paulowi główną rolę w filmie Need for Speed, będącym oczywiście inspiracją kultową w branży serią gier wyścigowych. Produkcja zadebiutowała na dużych ekranach we wspomnianym 2014 roku. Bardzo szybko okazało się, że znani aktorzy, superszybkie fury, zapach benzyny i zawrotna prędkość to nie wszystko, by wkupić się w wysublimowane gusta kinomaniaków.

Filmowy Need for Speed okazał się kinową klapą, w której fabuła zupełnie nie trzyma się kupy, a dialogi jawią się, jakby były pisane na kolanie na moment przed nagrywaniem konkretnych ujęć. Ocena 23% w serwisie Rotten Tomatoes dopełnia wszystkiego, co najgorsze. Jak przystało jednak na głośną wówczas premierę, widzowie ochoczo wybrali się do kin, przez co film zarobił na całym świecie ponad 200 milionów dolarów.

Borderlands, czyli dobra gra - filmowa katastrofa

Zgrabnie przechodzimy do ostatniej już i jednocześnie najnowszej pozycji tego zestawienia. Mowa o czymś, co sygnowane było na istny hit, który wręcz skazany jest na podbicie światowych kin, a zarazem dominacji rankingów boxoffice.

Tak... zgadliście... Borderlands to kolejna głośna premiera filmowa, o której wolelibyśmy jak najszybciej zapomnieć. Sama gamingowa seria Borderlands posiada ogromne grono zwolenników. Pierwsza odsłona z cyklu pojawiła się na rynku w 2009 roku i niemal od razu wkupiła się w serca miłośników tej pierwszoosobowej strzelaniny z elementami Sci-Fi i RPG. Nierzadko usłyszeć można też pogłoski o tym, że studio Gearbox w pocie czoła pracuje nad kolejną odsłoną w postaci Borderlands 4.

Przejdźmy jednak do filmu Borderlands, który swoją premierę miał w pierwszej połowie sierpnia tego roku. Gorący okres ewidentnie nie sprzyjał temu - jak się okazało - zimnemu i surowemu w recenzjach krytyków debiutowi. Mówimy o jednej z najgorszych adaptacji gier wideo w dziejach. Produkcja osiągnęła notę na poziomie zaledwie 10% w Rotten Tomatoes. W innych serwisach również spotkała się z miażdżącymi komentarzami.

W oddzielnym materiale pisaliśmy, iż "historia filmu Borderlands pokazuje, że przenoszenie gier na srebrny ekran wymaga nie tylko wierności materiałowi źródłowemu, ale także zrozumienia, co czyni daną grę wyjątkową. Fani oczekują, że film odda ducha ich ulubionej produkcji i wzbudzi w nich chęć powrotu do ulubionego uniwersum. W przypadku Borderlands, to prawdopodobnie właśnie brak tego związku okazał się kluczowym czynnikiem potęgującym porażkę".

Z najnowszych danych wynika, że Borderlands zarobił ledwo ponad 31 milionów dolarów, a zarobki nie pozwoliły pokryć połowy kosztów produkcji, które wyniosły 115 milionów dolarów. W tym przypadku doczekaliśmy się nie tylko fatalnego odbioru, ale również sprzedażowej zapaści.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Need for Speed | Mark Wahlberg | Postal | Max Payne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy