"Ekskluziwy" na niby, czyli jak Microsoft pogrzebał konsolę Xbox One

Czyżny nadchodziły mroczne czasy dla posiadaczy konsoli Xbox? /AFP

Sezon ogórkowy nareszcie się kończy i już wkrótce czeka nas prawdziwy wysyp gier wideo. Niestety, nie każdy będzie zadowolony z tego faktu, a przynajmniej nie w pełni. O kim mówię? Oczywiście o użytkownikach konsoli Xbox One.

Nie zrozumcie mnie źle, sam jestem wielkim fanem platformy, który uważa, że Microsoft jest znacznie bardziej przychylny klientowi i przynajmniej w Polsce ma zdecydowanie lepszą ofertę abonamentową, nie tylko w ramach Xbox Live Gold i wstecznej kompatybilności, ale także EA Access oraz uruchomionej w czerwcu tego roku Xbox Game Pass.

Nigdy nie przykładałem też większej wagi do argumentu "sprzętowego", ponieważ do premiery PlayStation 4 Pro, producenci gier wideo i tak dociągali do najsłabszej z platform, czyli właśnie Xboksa One, a różnice w grafice, zresztą niewielkie, dostrzec można było tylko i wyłącznie na zestawieniach. Koronnym argumentem, jeszcze przed zakupem konsoli, były dla mnie tytuły na wyłączność - zawsze wolałem Gears of War czy Halo od tego, co można było znaleźć w ofercie Sony. A jednak to właśnie "ekskluziwy", a raczej ich brak, pogrzebały konsolę Xbox One.

Reklama

W jaki sposób? Początki były niepozorne - sukcesywna redukcja liczby "ekskluziwów", wielka unifikacja (Windows 10 na PC, platformach mobilnych i konsoli Xbox One) i w końcu start programu Xbox Play Anywhere we wrześniu 2016 roku. W teorii wszystko wygląda świetnie - każdy użytkownik, który kupi grę w wersji cyfrowej na konsolę Xbox One lub PC z Windowsem 10 na pokładzie może grać w nią na obu platformach. Co więcej, postępy, osiągnięcia i zapisane stany rozgrywki są współdzielone przez urządzenia. Brzmi jak marzenie, prawda? Niestety, rzeczywistość je zweryfikowała.

W praktyce Xbox One stał się "wykastrowanym" i bardzo przeciętnym, ale doskonale zoptymalizowanym pecetem, a termin "tytuł na wyłączność" zaczął oznaczać przede wszystkim gry, które nie zadebiutują na PlayStation 4 (na Nintendo Wii U nikt już wtedy nie zwracał uwagi). W tym samym czasie posiadacze konsoli Sony zagrywali się w Uncharted 4: Kres Złodzieja, Horizon Zero Dawn i Bloodborne. Spece z Microsoftu gdzieś po drodze zapomnieli zupełnie o tym, że konsola jest tak dobra, jak jej "ekskluziwy" i to właśnie nimi kierują się potencjalni nabywcy. Przykład z życia wzięty: mam kolegę, który w 2014 roku kupił PlayStation 4, głównie dla nowego Grand Turismo. Gry jak nie było, tak nie ma, ale statystyki to nie obchodzi - Sony zdobyło klienta. Wkrótce na horyzoncie zamajaczyła jednak nowa nadzieja.

Była nią oczywiście zaprezentowana w trakcie tegorocznych targów E3 konsola Xbox One X. Układ graficzny o mocy 6. teraflopów z zegarem 1.172GHz i 12GB DDR5. Sprzęt tak potężny, że pozwoli na wyświetlanie gier w rozdzielczości 4K w 60 kl./s. Zaoferuje też wsparcie dla technologii High Dynamic Range i standardu dźwięku Dolby Atmos. Dodajcie do tego odtwarzacz 4K UHD Blu-ray oraz wsteczną kompatybilność dla gier i akcesoriów do konsol Xbox One i Xbox One S, a otrzymacie konsolę wręcz stworzoną z myślą o świetnych tytułach na wyłączność. Niestety, Microsoft jest odmiennego zdania.

Zespół Xbox pokazał w trakcie targów E3 łącznie 42 produkcje, z których ponad połowa, bo aż 22, to tytuły na wyłączność na konsolę Xbox One, a przynajmniej tak wynikało ze słów prezenterów. Szybko wydało się, że Microsoft dokonał manipulacji. W stosunku do sporej części zaprezentowanych gier wideo użyty został termin "console launch exclusive". Wielu fanów dało się nabrać, ale wkrótce Phil Spencer wyjaśnił, że "console launch exclusive" to produkcja, która w pierwszej kolejności pojawi się na konsoli Xbox One. Od "timed exclusive" odróżnia ją to, że mogła mieć już premierę na PC.

Czy to krok w dobrą stronę? Z punktu widzenia kampanii promocyjnej na pewno tak. Nie zmienia to jednak faktu, że użytkownicy Xboksa One X otrzymają - dla odmiany - dobrego i świetnie zoptymalizowanego peceta, a nie pełnoprawną konsolę z unikalnym charakterem, a co za tym idzie, dużą liczbą tytułów na wyłączność. Nie wiem, jaki jest powód tego uporu, ale jeżeli Microsoft nie przemyśli ponownie swojej strategii, znów może przegrać z Sony "batalię o dusze" graczy. A wy, co myślicie o takiej polityce?

Ekspert Ceneo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy