Disney znosi swoje granice
W atmosferze megatajemnicy imperium Disneya zaprezentowało swoją najnowszą grę wideo, grę z którą wiąże olbrzymie nadzieje.
Nie dziwię się iż to czyni, bo co do tego, że będzie to przebój, nie ma żadnej wątpliwości, pytanie tylko jak wielki. A co do tajności była ona zapewne bardziej działaniem marketingowym, niż rzeczywistą próbą zablokowania przecieków, które rzecz jasna nastąpiły. Ci którzy zdołali do nich dotrzeć, wiedzieli czego mniej więcej się spodziewać. To jednak powodowało, iż byli tylko jeszcze bardziej ciekawi (dlatego nie wykluczam, że przecieki były kontrolowane). Jako pierwsi mieli okazję zaspokoić ciekawość zaproszeni na specjalny, pierwszy pokaz goście, w tym niektórzy dziennikarze, do których grona miałem szczęście należeć.
Do owej specjalnej premiery doszło w połowie stycznia w sercu Los Angeles - na Hollywood Boulevard. Właśnie tam znajduje się Hollywoodzka Aleja Sław, czyli umieszczone w chodniku nazwiska gwiazd i ich odciski dłoni. Na tej jednej z najbardziej znanych ulic świata stoją tak pomnikowe budynki, jak Dolby (do niedawna Kodak) Theatre czy Teatr Chiński Graumana. Prawie vis a vis tego pierwszego znajduje się obiekt nieco mniej pocztówkowy, ale także historyczny i bardzo z X muzą powiązany. El Capitan Theatre to kino, niemniej właściwszą nazwą byłby pałac kinowy, bo budynek tego rodzaju nie bez kozery zwie się po angielsku movie palace. Jest ono równolatkiem Chinese Theatre, oba powstały w ramach jednej inicjatywy i jak sławniejszy brat od początku pełnią reprezentacyjną funkcję. W 1989 r. przejął tę pyszną budowlę Disney i zaczął w nim urządzać premiery swych najważniejszych dzieł. Najnowsza nie mogła odbyć się więc nigdzie indziej.
Po drodze do El Capitan spotkałem imperialnego żołnierza z Gwiezdnych Wojen. Jego perfekcyjny ubiór sprawił, że zechciałem zrobić mu zdjęcie. I dałem się zwieść, bo jak się okazało szturmowiec był tylko jednym z wielu przebierańców w tym miejscu, z którymi turyści robili sobie fotki. Trzeba przyznać, że wojak uczciwie mnie o tym poinformował, mimo to uznałem, iż warto go uwiecznić. Uparł się byśmy doszli do ulicy, ale był bardzo zdziwiony, że nie tylko nie chcę sobie zrobić fotki z nim, ani za żadne skarby świata zgodzić się by założył hełm. Prozaiczny problem zaistniał po fakcie, bowiem nie miałem mniejszego nominału niż 20 dolarów. Ani Spider-Man, ani Catwoman, ani nawet Marilyn Monroe (nawiasem mówiąc ze zbyt dużym i za bardzo wyeksponowanym biustem) nie mieli rozmienić. Obiecywałem że zaraz po premierze wrócę i się rozliczę, ale żołnierz stwierdził że nie wie czy on tu nadal będzie. Wreszcie ktoś rozmienił, tyle że tak, iż musiałem dać mu piątaka.
Po tej minisesji skierowałem się do "kapitańskiego" kina. Samą imprezę, a zwłaszcza jej część oficjalną, trudno nazwać spektakularną. A może po tym miejscu i gospodarzu spodziewałem się zbyt wiele? Poza tym mamy kryzys... W każdym razie trzy szychy Disneya na tle ekranu z wyświetlanymi adekwatnymi materiałami opowiedziały skąd taki pomysł, co to jest za gra, dlaczego taka hipersuper itp. Następnie pożegnano innych gości, a media zaproszono na scenę, gdzie można było obejrzeć, a nawet pograć w nową grę pt. Infinity i odpytać ludzi z zespołu, który ją stworzył. Jednocześnie odbył się bankiet, który sprawił że można wątpić iż Disney tnie koszty...
Ale ad rem czyli czym jest, a właściwie będzie Disney Infinity. To gra, której rynkową formę (ale nie ostateczną, bowiem projekt będzie przez parę lat rozwijany!) poznamy dopiero, gdy trafi do sprzedaży w lecie. Jeśli będzie to w okolicach Dnia Dziecka, to dla wielu rodziców wybór prezentu nie będzie stanowić problemu. A jeżeli nie będzie żadnej okazji na prezent to... to będą mieć problem.
Najkrócej rzecz ujmując tytuł ten pozwoli po raz pierwszy na łączenie wielu elementów, w tym zwłaszcza bohaterów, z różnych światów należących do Disneya i Pixara. Czyli coś co dzieci na własne potrzeby robią od zawsze, a czego branża rozrywkowa (filmy, komiksy, gry itp.) z różnym powodzeniem dokonuje od paru dekad. W ten sposób np. Batman mógł współpracować z Supermanem, Obcy walczyć z Predatorem, a Flintstonowie spotkać Jetsonów. Takie komercyjne tête-à-tête odbywają się zwykle w ramach jednej firmy, co wynika przede wszystkim z kwestii prawnych. Firma założona przez Walta Disneya długo nie szła tą drogą. Pierwszym prawdziwym "krzyżówkowym", a do tego grywalnym produktem stał się Disney Universe z 2011 r., w którym pojawiło się sześć światów znanych z filmów z logo wujaszka Walta oraz elementy wielu innych. Ten tytuł było jednak niczym uchylenie skarbca pełnego różnych szkatułek, na dobre otworzy go dopiero Infinity!
Teraz kapitan Jack Sparrow będzie mógł stanąć oko w oko dajmy na to z Sulleyem z "Potwory i spółka", albo Pan Iniemamocny zmierzyć z Buzzem ("Toy Story"), zaś znany z "Aut" Zygzak McQueen ścigać z tytułowym "Ralphem Demolką" itp. itd. Co istotne gracz nie tylko może doprowadzić do ich zetknięcia się, współpracy lub rywalizacji na terenie którejś z tych postaci, ale i w innym bądź stworzonym przez niego uniwersum! Może też przenosić dowolnie postaci i różne przedmioty z nimi związane (np. pojazdy, oprzyrządowanie, broń) z jednej bajki do drugiej. W ten sposób będzie niczym nie znające ograniczeń dziecko, które ma do dyspozycji niesamowity zbiór zabawek.
Aby tak się stało trzeba - jak na szczególną ofertę przystało - mieć cały zestaw konieczny do zabawy. Tym bardziej, że Infinity to swoista hybryda gry wideo z tradycyjnymi zabawkami. W ten sposób znacząco rozwinięta została znana już koncepcja (i jak tym bardziej widać nie mamy do czynienia po prostu z kolejną grą wideo). Tak więc poza urządzeniem do gry i stosownym oprogramowaniem potrzebne są figurki postaci i światów oraz specjalne dyski mocy. Te przedmioty umieszczamy na czytniku, będącym łącznikiem świata fizycznego z wirtualnym, nie - wirtualnymi, bowiem jest ich wiele! W ten sposób wchodzimy w inny wymiar, który możemy poszerzać, a także po części (znacznej) tworzyć. Figurki (na dzień dobry Sparrow, James P. Sullivan oraz Pan Iniemamocny) prowadzą do swych krain, zaś dyski pozwalają na przeróżne modyfikacje postaci i rozgrywki. W każdym świecie znajdujemy liczne przedmioty, gadżety i elementy krajobrazu, które potem możemy wykorzystać . Na początek zanurzymy się więc w światy "Piratów z Karaibów", "Potworów i spółki" oraz Iniemamocnych. Przeżyć możemy to co już znamy jako widzowie, ale i znacznie, znacznie więcej. Do tego dostajemy Plac Zabaw, na którym nie ogranicza nas prawie nic, no w każdym razie mniej niż na prawdziwym. Tu możemy zagrać w niemal wszystkie gatunki gier: strzelankę, wyścigi, bijatykę, platformówkę etc. (a do tego przygodówki w trzech inicjacyjnych światach). Wszystkie postacie dają się mieszać i rozwijać, elementami światów możemy żonglować, tworzyć niezliczoną ilość zadań, misji i minigier. Bawić można samemu lub w trybie multiplayer - rywalizować lub kooperować. Slogan "Gra bez granic" jest więc prawie dosłownie stuprocentową prawdą. Tym bardziej, jeśli gracz zechce będzie miał sposobność zabawy on-line.
Nikt chyba nie wie ile światów czy ich elementów pojawi się w Infinity. W każdym razie w czasie premiery obecnej liczby nie był pewien nawet Jack Blackburn (pełni funkcję wiceprezesa i dyrektora generalnego należącego do Disneya studia Avalanche Software, gdzie Infinity stworzono) z którym miałem okazję pogadać face to face. Udało mi się potwierdzić liczbę czterdziestu. A ostatecznie? Na to pytanie na pewno nikt nie może odpowiedzieć, podobnie o włączenie w ten projekt uniwersów spod znaku Marvela (Spider-Man, Hulk, X-Meni, Avengersi), nie mówiąc już o Gwiezdnych Wojnach (przypomnę, że do obu Disney ma prawa). Last but not least Infinity to także zabawki sensu stricto bowiem, niezbędne do grania figurki pełnią również takie funkcje. I jako takie mogą, a nawet powinny, być używane (wraz z dyskami staną się niechybnie) przedmiotem kolekcjonerskim. Szczerze mówiąc te jako osobę dorosłą interesują mnie mniej, ale młodocianych z pewnością, tym bardziej że są one wykonane niezwykle pieczołowicie. Co nie zmienia faktu, iż Infinity adresowane jest nie tylko do dzieci i na pewno nie tylko one będą się nią wyśmienicie bawić.
Po wyjściu z premiery na neonie nad kapitańskim kinem zauważyłem migocącą reklamę Infinity, za to żołnierz Imperium zniknął. Mimo że jeszcze przez kilka dni z rzędu tamtędy przechodziłem, nigdy więcej go już nie widziałem...
* artykuł jest listem do redakcji. Jego autorem jest Łukasz Dziatkiewicz - dziennikarz niezależny i prezes Polskiego Stowarzyszenia Flipperowego (www.flippery.com.pl)