Chess 2: The Sequel to już nie szachy. To nowoczesna gra taktyczna
Nastały czasy wielkich powrotów i dziesiątek sequeli. Nic więc dziwnego, że ktoś wreszcie zajął się jedną z najważniejszych gier w historii i postanowił nieco ją odświeżyć. To gra z VI wieku, nazywa się szachy, a jej następcą z dwójką w nazwie nie powinien pogardzić żaden miłośnik turowych gier strategicznych.
Nazwisko "David Sirlin" powinno brzmieć znajomo fanom serii Street Fighter. To człowiek, który w 2008 roku przewodniczył projektowi Super Street Fighter II Turbo HD Remix. Jego zadaniem było przede wszystkim zbalansowanie gameplayu i poprawienie różnic pomiędzy wersją z automatów i trybem Classic Arcade.
Udało się - w efekcie powstała ostateczna, najlepsza wersja drugiej części serii, w jaką można zagrać. Lata później Sirlin postanowił ponownie "podkręcić" zasady klasycznej gry. Tym razem jednak mowa o czymś, czego raczej nie wrzucilibyście do jednego worka z Ulicznym Wojownikiem.
Chess 2: The Sequel funkcjonowało początkowo tylko jako zbiór zasad, które można było (i można nadal) pobrać ze strony autora. To alternatywne reguły gry w szachy, w których skupiono sie na wyeliminowaniu kilku niedogodności wynikających ze zwykłych zasad (np. sytuacji, w których jedynym wyjściem jest naprzemienne powtarzanie przez obu graczy tych samych ruchów, przez co gra nie ma końca). To jednak nie wszystko: Sirlin poszedł krok dalej i rozwinął grę, wzbogacając ją o elementy nierozłącznie kojarzące się z nowoczesnymi turowymi grami taktycznymi.
Po pierwsze, przestańcie myśleć o Chess 2 jak o drewnianej tabliczce z dwoma kompletami identycznych figurek, które różnią sie tylko kolorem. Przed każdą partią - czy raczej bitwą - wybieramy jedną z sześciu armii. Jednostki w każdej z nich mają unikalne zdolności, kluczowe dla wytycznych, według których budować będziecie swoją taktykę. Każdą armią gra się inaczej - w jednej znajdziecie figury potrafiące teleportować się w niemal każde miejsce na mapie. Inna zawiera dwóch królów, a w jeszcze kolejnej pojawił się niszczący wszystko na swojej drodze słoń. Wszystko to wyważone tak, by każdy układ miał swoje wyraźne atuty, ale żaden nie dawał graczowi przewagi nad przeciwnikiem.
Zmian jest zresztą więcej, a jedną z nich jest sam warunek wygranej. Nadal może dojść do zwykłego "szach mat", którego zasady nie zmieniły się prawie w ogóle, ale głównym celem gracza jest przejście przez środek planszy swoim królem. "Tylko tyle?", zapytacie - a wcale nie jest to takie proste. Zwłaszcza że na tym modyfikacje się nie kończą: kiedy nasza figura ma zostać zbita, możemy wywołać pojedynek. Odbywa się on na dość prostych zasadach - inwestujemy dowolną ilość kamieni z ograniczonej, przydzielonej na początku puli.
Nasz przeciwnik robi to samo - ten, kto wystawił więcej kamieni, wygrywa. Jeżeli wygramy my, figura przeciwnika, która nas zaatakowała, też zostaje zbita. Brzmi dość prosto, ale prawdziwy pojedynek odbywa się poza szachownicą, w głowach graczy: możemy na przykład zablefować i wystawić zero kamieni, tylko po to, by przeciwnik stracił kilka swoich. Jak twierdzi sam twórca, ta mechanika sprawia, że uczenie się kombinacji na pamięć (czyli klasyczne podejście do szachów) jest kompletnie bezużyteczne. Od gracza wymagane jest dostosowanie swojej taktyki do strategii objętej przez przeciwnika.
Piszemy o tym nie dlatego że wszyscy kochamy szachy, ani nawet dlatego że wszyscy kochamy gry taktyczne - Chess 2 dostępne jest w formie elektronicznej, na Steamie. Zawiera oczywiście sieciowy tryb multi z rankingowym dobieraniem przeciwników. Jest zdecydowanie zbyt drogie - za niecałe 100 złotych, jakie musimy za grę zapłacić, można dostać kilka innych gier taktycznych, które oprócz fajnych zasad będą miały też na przykład postacie i fabułę.
Jednak jako że na platformie dystrybucyjnej Valve żadna cena nie trwa wiecznie, rozważcie zakup przy najbliższej promocji. Jeżeli jesteście pasjonatami szachów, a przedstawione (i naprawione) przez Sirlina problemy z ich zasadami są wam bliskie, nikt nie będzie się z was śmiał, jeżeli kupicie Chess 2 za pełną cenę.