Apple Arcade to kolejna próba stworzenia "Netflixa do gier"
Po ujawnieniu Google Stadia czas na kolejnego amerykańskiego giganta, którzy zamierza zrewolucjonizować rynek wirtualnej rozrywki za pomocą usługi "nowego" typu, która miałaby być dla gier tym, czym dla filmów i seriali stał się Netflix. Apple ujawniło wczoraj abonament Apple Arcade.
Jak można się domyślać, całość przeznaczona jest na urządzenia produkowane przez tego producenta. Mowa o sprzęcie mobilnym - iPhone’ach oraz iPadach - a także komputerach Mac oraz telewizorach z połączonym Apple TV. Premiera jeszcze w tym roku - nie wiemy dokładnie, kiedy.
Apple Arcade w zamian za miesięczną opłatę zaoferuje dostęp do wybranej listy tytułów, które będzie można następnie pobrać na dowolne urządzenia i włączać w dowolnym momencie. Co ważne "dowolny moment" oznacza, że nie potrzebujemy nawet dostępy do internetu.
Producent iPhone’ów stawia więc na podejście zdecydowanie odmienne od tego oferowanego w ramach Google Stadia, gdzie bez internetu się nie obędzie, a na nasze urządzenia trafia tylko obraz z rozgrywki, generowanej na zewnętrznych serwerach. Czas pokaże, która korporacja zwycięży.
Wszystkie gry w Arcade będą pozbawione reklam oraz transakcji cyfrowych, a korporacja planuje ponad sto produkcji "na wyłączność". "Wyłączność" w cudzysłowie, ponieważ całkiem sporo z nich potwierdzono osobno także na PC, jak w przypadku zaskakującej zapowiedzi Beyond a Steel Sky.
Inne zaangażowane podmioty to The Chinese Room (tworzące Little Orpheus), Simogo (Sayonara Wild Hearts), Klei Entertainment (Hot Lava), WayForward (Spidersaurs), Finji (Overland), Giant Squid (The Pathless), a także Konami, Lego, Bossa Studios, Cartoon Network i tak dalej.
Jak widać, brakuje większych hitów oraz największych wydawców. Apple zapowiada jednak, że będzie starało się rozszerzać współpracę, oferując w niektórych przypadkach pokrycie kosztów produkcji. Nie znamy jeszcze ceny abonamentu Apple Arcade, lecz jesienny debiut odbędzie się w 150 krajach.