20-letni rekord świata w grze Doom pobity
Dwadzieścia lat temu, w 1998 roku, niejaki "Panter" ustanowił rekord, który miał pozostać niedościgniony już na zawsze - ukończył pierwszy poziom strzelanki Doom w zaledwie dziewięć sekund. Etap E1M1 - Hangar - już nigdy nie być szybszy. Nie wszyscy dawali jednak za wygraną.
Wielu uważało, że ludzkość nie jest zdolna zejść niżej. "Alexo", jeden z bardziej utalentowanych speedrunnerów w świecie Doom, potrzebował setek prób, by osiągnąć czas 9,89s, o zejściu poniżej mitycznej bariery dziewięciu sekund nie wspominając. Inni nie dawali za wygraną.
W końcu udało się. Autorem nowego rekordu jest Amerykanin "4shockblast", w przypadku którego wbudowany w grze licznik w końcu wyświetlił osiem sekund. Do dziewięciu sekund brakuje jednak tylko... ,03 sekundy, co tylko potwierdza, jak wyśrubowany był już poprzedni, 20-letni czas.
Osiem sekund rozważano teoretycznie jedynie w przypadku "boskiego" podejścia, czyli takiego, w którym wszystko idzie absolutnie idealnie, otrzymywane obrażenia popychają nas w odpowiednim kierunku, nigdzie się nie zatniemy, perfekcyjnie pokonamy każdy zakręt i tak dalej.
Na dopracowanie swojego podejścia do perfekcji "4shockblast" potrzebowało podobno 15 tysięcy prób oraz ponad roku starań, poprzedzonych dokładną analizą wszystkich możliwości, klatka po klatce. Ostateczny wynik 0:08 (0:08,97). Na całe szczęście Doom zaokrągla w dół do pełnych sekund.
Zamieszczony poniżej materiał wideo zdaje się nie pokazywać nic trudnego, ale wystarczy spróbować samemu, by docenić, jak wielkie jest osiągnięcie Amerykanina. Już samo bieganie "na ukos" (Doom dodaje prędkość biegu do przodu i w bok, zwiększając tempo) sprawia spore trudności.
Ciekawe jest także cofnięcie się przed drzwiami. Po to, by nabrać rozpędu. Doom działa "realistycznie": postać nabiera prędkości powoli. Otwarcie drzwi wymaga stanięcia, więc lepiej nabrać nieco rozpędu, zanim ruszymy dalej. Nie trzeba chyba dodać, jak trudno opanować idealne wyczucie czasu.