Wytwórnie filmowe trzymają się gier

W Los Angeles odbyła się impreza Hollywood and Games Summit. Jedną z najważniejszych części konferencji była prezentacja najważniejszych trendów pokazujących zależności między grami komputerowymi i filmami.

Pochodzące z Hollywood wytwórnie są niezwykle zadowolone z dotychczasowych efektów swoich starań. Sprzedaż licencji na gry związane z produkcjami ze srebrnego ekranu przynosi niebagatelne zyski, a wyniki sprzedaży poszczególnych tytułów są imponujące.

Jednym z głównych mówców był Paul W. S. Anderson, reżyser filmów "Resident Evil" i "Mortal Kombat", uznawanych za jedne z najlepszych prób przeniesienia komputerowych światów do kina. W jego opinii zależność między filmami i grami jest nie ochronna - i jedne, i drugie są przepełnione wspólnymi elementami i nawiązują do wspólnych treści. Tworzenie spójnych związków powinno stać się celem producentów gier i filmów - w chwili obecnej podczas tworzenia produkcji na podstawie pozostałych powstaje wiele błędów i rozbieżności.

Swoje przemówienia wystosowali też Dave Perry (założyciel studia Shiny Entertainment, twórca m.in. gier na podstawie "The Matrix") oraz Steve Krone (przedstawiciel wytwórni Village Roadshow). Obaj zwrócili uwagę na to, że największa różnica obu branż to niezależność twórców, o którą niezwykle trudno w przypadku gier. Punktem wyjścia mają stać się w najbliższym czasie systemy ich elektronicznej dystrybucji.

Keith Boesky z firmy Boesky & Co. pokazał dalsze różnice. Blisko 69% dorosłych korzysta z gier, a 65% obejrzało w ubiegłym roku przynajmniej jeden film w kinie. Przeciętny gracz ma za oceanem 34 lata, a widz kinowy 24. Gracz poświęca na zabawę 28 godzin rocznie, widz zaś jedynie około 19,8.

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: impreza | prezentacja | Los Angeles | Summit | Hollywood | wytwórnie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy