Wypadek na OS 18

Załoga z nr startowym 44, Jan Konecki i Robert Koisar, jadąca Ładą Samarą, miała bardzo poważny wypadek na osiemnastym odcinku specjalnym. W momencie zbliżania się do ostrego, prawego zakrętu, złapali gumę w lewym przednim kole. Auto ściągnęło w lewo i jedna strona wpadła do rowu, biegnącego wzdłuż drogi. Nic poważnego nic by się nie stało, ponieważ kibice stali w bezpiecznym, jak się wydawało, miejscu - na skarpie tuż przed zakrętem. Niestety rów przy początku zakrętu kończył się, wobec czego lewa strona samochodu została wyrzucona do góry. Ponieważ zawodnicy szybko podchodzili do zakrętu, a opona wystrzeliła praktycznie w ostatnim momencie przed samym zakrętem, nie było możliwości na wytracenie prędkości na tyle, by nie spowodować poważniejszych szkód. Łada przyorała w skarpę, wyleciała w górę, wylądowała na skarpie z kibicami. Nie było dachowania.

Reklama

Zgodnie z informacjami podanymi przez służbę zdrowia, obecną na rajdzie, w wypadku na OS 18 ucierpiało 15 osób, w tym 13 osób bezpośrednio oraz 2 postronnych obserwatorów - kilkudziesięcioletni mężczyzna, który dostał ataku serca, oraz dziecko, które złamało nogę biegnąć do pokiereszowanego samochodu. Osoby te trafiły do:

  • 1 osoba ciężko ranna, na reanimacji, zagrożenie życia,
  • 2 osoby na chirurgii dziecięcej,
  • 8 osób na oddziale urazowo-ortopedycznym,
  • 4 osoby po udzieleniu pomocy ambulatoryjnej zwolniono do domu.

Wszyscy poszkodowani przebywają w Szpitalu Śląskim, oddział Cieszyn.



A teraz trochę teoretycznych rozważań nt. zaistniałej sytuacji. Ponieważ media, jak wiadomo, biegają za każdą sensacją, wokół całego zdarzenia od razu zrobił się duży szum. Jedna z rozgłośni radiowych podała, że zginęło dwóch kibiców (co jest oczywiście nieprawdą), inni przedstawiciele świata mediów prześcigali się w domysłach, kto był winny, spekulowano na temat czasu dojazdu karetki do miejsca wypadku - czy nie można było szybciej...

Warto przeanalizować jeszcze raz sytuację - skoro kibice stali w bezpiecznym miejscu, na w miarę wysokiej skarpie przed zakrętem, skoro łączność zadziała bardzo skutecznie, już po kilku chwilach z linii startu wyruszyła karetka do miejsca zdarzenia, sam wypadek był bardzo nieprzewidywalny (pęknięta opona, wyrzucenie samochodu na końcu rowu w górę), to któż tutaj mógł zawinić? Na pewno nie kierowca, bo on na pewno robił co mógł, by z rowu "wyciągnąć" auto na drogę. Na pewno nie policja, bo ustawiła kibiców w jednym z najbezpieczniejszych miejsc na tym fragmencie OS-u, służba zdrowia przeprowadziła naprawdę wzorcowo akcję ratunkową, ani przez moment nie było kłopotu z łącznością baza --> OS --> baza... to ja się pytam - po co na siłę szukać winnego, skoro go po prostu nie ma?

Jednym z poważniejszych zarzutów, jakie stawia się służbom zabezpieczającym odcinek, jest czas, po jakim karetka dociera do miejsca zdarzenia. Bywały przypadki, że wypadek miał miejsce np. 3 km przed metą i 8 km od startu - tak jak to było i w tym przypadku. I od razu sypały się jak z rękawa pomysły: "można było jechać od linii mety". Wobec tego pytanie - a co zrobić z samochodami, które jeszcze były na trasie i kończyły odcinek? Jechać karetką pod prąd, prosto na pędzące po 200 km/h auta? Przecież co minutę z linii startu wypuszczana jest kolejna załoga, a przejazd OS-u to mniej więcej 5-6 minut. W jednym momencie na trasie mamy więc 5-6 samochodów! Przepisy i zdrowy rozsądek wyraźnie nakazują, że karetka jedzie TYLKO w kierunku od linii startu do linii mety - OS-y są bowiem niczym drogi jednokierunkowe.

Drugi poważny zarzut, z jakimi się spotkaliśmy - dlaczego służby porządkowe pozwoliły, by ludzie stali w tak niebezpiecznym miejscu? Otóż miejsce było naprawdę bezpieczne. Niedowiarkom polecam udać się na miejsce zdarzenia i niech sami ocenią, czy można było wybrać jakiś lepszy fragment tego zakrętu.

Myślę, że rozwialiśmy nieco wasze wątpliwości co do całego zdarzenia. Wierzcie mi - były dużo niebezpieczniejsze odcinki na tym rajdzie i nikomu nic się nie stało. Na szczęście, bo kibice sportów motorowych niestety nie grzeszą, tak się wydaje, chęcią przeżycia rajdu - mało brakuje, a rzucaliby się na zakrętach na maski samochodów. A wystarczy tylko mały defekt, mały błąd kierowcy i potem "mądry Polak po szkodzie".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy