Przestępcy w grach online są realnym zagrożeniem

Zorganizowane grupy zamierzają podbić wirtualne światy, czerpiąc z tego nielegalne zyski - twierdzi Microsoft. Gigant z Redmond wydał oświadczenie, w którym przedstawił pomijany do tej pory - zdaniem korporacji - problem masowych gier online.

Wartość kont abonenckich niektórych graczy szacuje się nawet na 10 tysięcy dolarów. Przejęcie kontroli nad czyjąś wirtualną osobowością jest przedmiotem zainteresowania wielu hakerów - głoszą specjaliści. Kradzież postaci oznacza dostęp do jej złota, broni i innych przedmiotów, które można sprzedać na aukcjach internetowych i zarobić na tym realną gotówkę.

Takie przypadki przestępstw są dziś trudne do wytłumaczenia dla przedstawicieli władz. "Policja potrafi zrozumieć, że ktoś ukradł moją kartę kredytową i zabrał z konta nieco pieniędzy. Trudniej jest im wytłumaczyć sytuację, w której ktoś ukradł mój wirtualny miecz" - powiedział Dave Weinstein reprezentujący dział gier firmy Microsoft w wypowiedzi dla agencji Reuters.

Również Mikko Hypponen, specjalista od zabezpieczeń z firmy F-secure, twierdzi, że miał już do czynienia z setkami programów pozwalających na niewidoczne włamania na konta przeciętnych graczy. Najczęściej są to specjalnie skonstruowane trojany rozpowszechniane jako oprogramowanie pozwalające na oszukiwanie podczas gry (np. posługiwanie się dodatkowymi mocami).

W sieci kwitnie czarny rynek. Przedmioty nieznanego pochodzenia osiągają na aukcjach ceny rzędu nawet 800 dolarów. Do tej pory tylko Sony uruchomiło system zwany Station Exchange, który pozwala na legalną wymianę dóbr i postaci dla użytkowników "EverQuest".

Pośród innych przestępstw badacze wymienili przypadki zakładania tzw. farm. Zrzeszeni w nich gracze na masową skalę obrabiają wirtualne krainy, aby przejąć jak najwięcej wartościowych przedmiotów.

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Redmond | gigant | nielegalne | oświadczenie | Microsoft
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy