Pearl Harbor - Atak o świcie

Producent: Scarlet Software

Wydawca: Koch Media

Dystrybutor PL: Techland

Rodzaj gry: zręcznościowa

Data wydania PL: 1 październik 2003

Wymagania sprzętowe: PII 350, 64 MB RAM, akcelerator 3D 16 MB RAM

Cena detaliczna: 19,90 PLN

Ocena: 5.5/10



Jak dawno nie było już na PC-ta strzelanki zręcznościowej w starym, poczciwym stylu. Mam tu na myśli produkcję, w której lata się samolocikiem z prawej na lewą stronę i rozwala wylatujących wrogów - tak prostej, maksymalnie zręcznościowej i bardzo wciągającej gry, w której trzymasz palec cały czas na spuście i nic Cię nie obchodzi, bo masz nieograniczony zapas amunicji. Ostatnią taką pozycją, którą sobie przypominam był "Raptor", ale było to już tak dawno temu, że myślałem, iż strzelanki zręcznościowe to gatunek dawno wymarły.

Reklama



Bliżej nieznana mi ekipa Koch Media dostrzegła lukę w tym segmencie rynku gier komputerowych i postanowiła ją zapełnić. Stworzona przez nich gra - "Pearl Harbor" - jest z jednej strony próbą wskrzeszenia gatunku strzelanki zręcznościowej, a z drugiej czymś w rodzaju uproszczonego symulatora samolotu z II wojny światowej. Jeżeli patrzeć na "Pearl Harbor" jak na reanimację gatunku strzelanki zręcznościowej, jest to na pewno uwspółcześniona strzelanka, bo po pierwsze nie wyobrażam sobie dziś gry, w której mielibyśmy za zadanie latać z jednego końca ekranu na drugi, trzymając cały czas spust, podczas gdy krajobraz przesuwałby się pod nami, sprawiając co jakiś czas wrażenie, że "ja już tu chyba byłem" (jak w klasycznych strzelankach). A po drugie, w dzisiejszych czasach wypasionych gierek na kilku CD trzeba czymś zapchać chociaż jeden krążek CD (absolutne minimum). Z innej strony, jeśli spojrzymy na "Pearl Harbor" jak na symulator lotu, okazuje się, że mamy tu do czynienia z bardzo uproszczonym modelem symulatora. "Pearl Harbor" podpada pod obydwa typy: nowoczesnej strzelanki zręcznościowej i uproszczonego symulatora. Samoloty poruszają się jak w normalnych symulatorach w trzech osiach (góra, dół i na boki - co od razu wyeliminowało problem przewijającego się pod nami krajobrazu i efektu deja vu), mamy też ograniczony zapas amunicji i paliwa, których nie możemy uzupełniać z bonusów zawieszonych na chmurkach, sterowanie jest uproszczone do absolutnego minimum, nie musimy startować ani lądować, bo autopilot przenosi nas (w zasadzie to nie autopilot, bo przeskakujemy w przestrzeni i w czasie) na miejsca potyczek, więc nie pozostaje nam nic innego jak tylko czysta zabawa w rozwałkę. Zamysł twórców był śmiały, a przy tym dość nowatorski, trzeba przyznać, ale czy się udało wskrzesić umarłego? A jeśli tak, to czy nie jest to Frankenstein?



Nie wdając się zbytnio w kwestię fabuły powiem krótko - ping-pongi atakują podstępnie o świcie w swoich Mitsubishi i Kawasaki z czerwoną kropka na burcie, podczas gdy bohaterscy Jankesi smacznie jeszcze śpią odsypiając kaca po wczorajszej imprezie w kantynie. Ty, będąc po stronie imprezowiczów, będziesz musiał skopać żółtkom tyłki. W tym celu udajesz się najpierw do panelu logowania, gdzie stworzysz profil swojego dzielnego pilota. Nadajesz mu imię i ksywkę (jedną z aż trzech możliwych przewidzianych przez twórców) oraz przydzielasz do swojej ulubionej, z góry upatrzonej formacji lotniczej: myśliwce, bombowce i myśliwce pokładowe (dla tych co nie "kleją", chodzi o pokład lotniskowca). Następnie wybieramy sobie jedną z dostępnych misji, samolot, którym będziemy lecieć i gotowe - możemy atakować Japońców. Co do maszyn, jakimi możemy sobie polatać, to nie ma zbyt dużego wyboru. Mamy więc dwa lekkie myśliwce przechwytujące, dwa ciężkie myśliwce, za trzy bombowce i samolot torpedowy. W miarę postępów w grze zdobędziesz możliwość latania na samolocie odrzutowym.



Po dokonaniu tych wszystkich wyborów przechodzę do pierwszej misji - mam za zadanie obronić wyspę przed nalotem fali japońskich bombowców. Na dołączonej do odprawy mapce są zaznaczone miejsca przechwycenia wrogich maszyn. Start odbywa się automatycznie i już po chwili znajduję się w miejscu pojawienia się pierwszej eskadry wroga. Japońskie samoloty są oznaczone kółkami i kwadratami na radarze i czymś, co można nazwać HUD. Kwadraty to nasze cele, zaś kółkami oznaczone są samoloty eskorty, zazwyczaj myśliwce. Po rozprawieniu się z pierwszą grupą naciskamy 'Tab' i przenosimy się na miejsce przechwycenia drugiej fali. Tu procedura się powtarza. Pierwszą misję zaliczyłem i dostałem nawet jakiś medal, fajnie - gram dalej. Druga misja ma polegać na zbombardowaniu japońskich okrętów. Wsiadam więc w bombowiec i lecę. Tak jak wcześniej - najpierw przeprawa z napotkanymi myśliwcami, a potem 'Tab' i przeskok do drugiej części misji, czyli bombardowania... ale zaraz, zaraz jak tu się zrzuca bomby? Sięgam do pudełka w poszukiwaniu instrukcji, ale tam jej nie ma. Jest za to jakaś karteczka, na której napisane jest jak zainstalować grę oraz że instrukcja jest na krążku w formacie .pdf. Hmm... cóż, nie powinno to dziwić z uwagi na cenę gry 19,90 zł.



Może teraz parę słów o sterowaniu. Jak już wcześniej wspominałem, żeby z symulatora zrobić strzelankę, sterowanie zostało maksymalnie uproszczone. Za większość funkcji odpowiadają klawisze kierunkowe, plusem i minusem operujemy ciągiem, spacja to spust, zaś żeby zrzucić bomby lub ostrzelać kogoś z tylnego działka bombowca, trzeba przejść do widoku bombardiera czy strzelca pokładowego (przyciski 1,2,3,4) i użyć klawisza spustu. Sterowanie jest więc bardzo intuicyjne, wręcz banalne (a jak komuś nie odpowiada, można je dowolnie zmieniać) i tak chyba miało być. Niestety, samoloty zachowują się w powietrzu ociężale. Aby z pełnego skrętu w prawo skręcić natychmiast w lewo, samolot musi najpierw ustawić się do lotu na wprost, a dopiero potem skręca w żądanym kierunku. Odnosi się wrażenie, że samolot jest nieposłuszny sterom, a bardziej zwrotne od naszej maszyny są nawet bombowce (oczywiście tylko te lekkie, ale to i tak zbyt duże przekłamanie).



Jeśli chodzi o grafikę, to "Pearl Harbor" nie rozpieszcza. O ile samoloty są jeszcze jako tako dopracowane i nawet ładne, to elementy krajobrazu zostały potraktowane przez twórców po macoszemu. Na elementy lądu składają się zielone, żółte i niebieskie tekstury, odpowiadające dżungli, plaży i morzu - żadnych szczegółów. Stąd o ile walki powietrzne wyglądają jeszcze całkiem OK, to bazy lotnicze wyglądają jak klocki rozłożone na zielonym obrusie. Na temat muzyki i efektów też nie można powiedzieć zbyt wiele. Muzyka towarzyszy nam tylko w menu i jest to jedna i ta sama melodia w kółko, aż do znudzenia (na szczęście w menu nie przebywamy długo). Natomiast efekty dźwiękowe są już trochę lepsze. Da się rozróżnić samoloty przelatujące bliżej i dalej, a silniki bombowców wydają basowy dźwięk.

Ogólnie muszę powiedzieć, że pomysł reaktywacji strzelanki zręcznościowej, choć niezły, w tym przypadku okazał się niewypałem. Choć założenia dotyczące grafiki i sterowania (mimo że obniżają grywalność) były poprawne, to jednak fatalnie rozwiązany model zachowania samolotu w powietrzu (mam na myśli to ociężałe zachowanie, o którym pisałem wcześniej) dobija grę i powoduje, że moja ocena dla "Pearl Harbor" jest taka, a nie inna.



Siwy

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sterowanie | dystrybutor | samolot | wydawca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy