Gracze w Południowej Korei od miesięcy są tematem zainteresowań badaczy z całego świata. Ich uwielbienie dla gier wideo przeszło chyba wszelkie granice ludzkich możliwości. Agencja Associated Press donosi, że problem stał się na tyle poważny, iż koreańskie władze zaczęły się poważnie niepokoić o zdrowie swoich rodaków.
Jun Mung-gyu doskonale pamięta bóle, jakie odczuwał w głowie i ramionach po spędzeniu piętnastu godzin bez przerwy przy klawiaturze swojego komputera, biorąc udział w rozgrywkach sieciowych. "W takim stanie nie masz życia, jedyne na czym się skupiasz to granie, odkładasz wszystko i odcinasz się od wszystkiego" - twierdzi teraz Mung-gyu. 27-letni Jun rzucił ten nawyk jakiś czas temu, choć wciąż prowadzi jedną z kawiarni internetowych w Seulu.
Dla innych jednak uzależnienie wciąż jest dużym problemem. Nawyk ma już nawet ofiary śmiertelne. W sierpniu świat obiegła wiadomość o 28-letnim mężczyźnie, który zmarł po blisko 50-godzinnym maratonie. Koreańczyk grał w strategię "Aleksander" tak uparcie, że jego serce odmówiło posłuszeństwa. Pomimo wysiłku lekarzy wyczerpany organizm nie pozwolił na przeprowadzenie skutecznych zabiegów operacyjnych.
Według szacunków w Południowej Korei po gry sięga aż 17 milionów osób. Jest to blisko 35% całej populacji małego kraju. W kawiarniach internetowych jedna godzina dostępu do sieci kosztuje zaledwie 1 dolara za godzinę. Cena jest tak niska, że rozgrywki sieciowe przyciągają ludzi na całe dni. "Widziałem nawet ludzi, którzy grali miesiącami - do domu udawali się jedynie, aby zmienić ubrania. Jedzenie i spanie organizowali sobie tutaj" - dodaje Jun. Gracze prowadzący taki tryb życia opierają swoją dietę jedynie na błyskawicznych zupkach i papierosach. Spanie i higiena osobista interesują ich w minimalnym stopniu.
Psychologowie społeczni alarmują, że popularność gier online w Korei jest przerażająca, ale też nie jest niczym dziwnym. W liczącym 48 milionów ludzi kraju, aż 70% obywateli ma dostęp do sieci, co jest światowym rekordem. W przeciągu ostatniego roku czterokrotnie wzrosła liczba osób, które postanowiły rzucić nałóg.
Spore znaczenie mają też dochodowe konkursy organizowane przez wydawców i operatorów gier. Sieciowe turnieje mają swoje miejsce w trzech stacjach telewizyjnych, a łączna pula nagród sięga ponad 4 milionów dolarów. Władze zachwycone elektronicznymi sportami postanowiły ufundować pierwszy na świecie narodowy stadion dla rozgrywek tego typu, którego budowa zostanie zakończona w 2008 roku. Widzowie będą oglądać mecze wyświetlane na ogromnych ekranach.
W kraju pojawił się już nawet nowy zawód określany jako "profesjonalny gracz". Jednym z jego prekursorów jest Hong Jin-ho, 24-letni chłopak, który zarabia ponad 130 tysięcy dolarów rocznie za branie udziału w elektronicznych turniejach. Hong specjalizuje się w strategii czasu rzeczywistego "Starcraft". Jak twierdzi, nigdy nie był uzależniony od gier, choć codziennie trenuje po 7-8 godzin. Przyznał jednak, że przed turniejami ćwiczenia zajmują mu po całe doby, co potrafi być fizycznym wyzwaniem: "Moje ciało nie jest zadowolone, ale robię to by wygrać". Psychologowie zalecają graczom takim jak Hong dziesięciominutowe przerwy z zamkniętymi oczami po pięciu meczach, aby przywrócić ich zdolność do szybkiej koncentracji.
Han Hye-won - wykładowczyni przedmiotu określanego "opowiadaniem fabuły w grach" - twierdzi, że energia poświęcania na gry jest ważną cechą i nie zwracanie na nią uwagi prowadzi do zatracenia się. Han uczy studentów przez internet w wirtualnym środowisku gier online. Jej zdaniem ludzi do takich gier przyciągają inni ich uczestnicy. Wszystkich łączy ta sama cecha - trudność nawiązywania kontaktów w realnym świecie.
Reklama