Game over dla pecetów?

"Gra XYZ ukaże się jedynie w wersji na konsolę XYZ" - tego typu informacje prasowe wielu producentów gier stają się coraz bardziej frustrujące dla posiadaczy pecetów. Czy chcąc się elektronicznie rozerwać, będziemy musieli wkrótce kupić kolejną skrzynkę?



Amerykański gigant software'owy Elecronic Arts (w branży elektronicznej rozrywki zbliżający się do pozycji Microsoftu) zapowiedział ostatnio, że gra The Lord of the Rings: Two Towers nie ukaże się w wersji pecetowej. To tylko pierwszy z brzegu przykład wyraźnie zarysowującej się na tym rynku tendencji. Gry komputerowe to gigantyczny biznes - w 2001 roku przyniósł on w Stanach Zjednoczonych 6,35 miliarda dolarów zysku, rozwijając się dwa razy szybciej niż amerykańska gospodarka, która w porównaniu z poprzednim rokiem zanotowała ponadsiedmioprocentowy wzrost (dane według firm NPD FunWorld i Nathan Associates). Dwie trzecie tego rynku to gry konsolowe, których sprzedaż wzrosła w zeszłym roku o 9%. Amerykańscy klienci kupili także więcej gier pecetowych, jednak już tylko o 3,6%. Czyżby rzeczywiście nadchodził zmierzch grania na "blaszaku"?

Reklama



Pecet żyje!

Niekoniecznie. Jeff Brown, rzecznik prasowy Electronic Arts, pojawiające się obawy o koniec pecetowego grania komentuje następująco: "Jeśli ktoś chce przestać robić gry dla komputerów PC, będziemy bardziej niż szczęśliwi, przejmując jego biznes. Ta branża nadal przynosi dochody". Na szczęście dla nas - komputerowców - jego opinia nie jest odosobniona: firmy software'owe, nawet jeśli zaczynają produkować gry na konsole, nie rezygnują ze swoich pecetowych projektów (chyba że są odpowiednio "przekonywane" - głównie finansowo - przez producentów konsol). Uspokajają również dane amerykańskiej firmy Alienware, sprzedającej specjalnie "wypasione" komputery dla maniaków gier. Jej prognozy, oparte na wynikach sprzedaży z pierwszej połowy bieżącego roku, mówią o stuprocentowym wzroście dochodów ze sprzedaży takich maszyn.



Zły komputer?

Co jeszcze może uratować pecetowe gry? Paradoksalnie - niedoskonałość naszych komputerów. Z jednej bowiem strony gry na konsole pisze się łatwiej - znana i przede wszystkim stała jest konfiguracja sprzętowa tych urządzeń. Ale z drugiej strony trudniejsze jest wprowadzanie nowości i podnoszenie poziomu na przykład sztucznej inteligencji. Okres 4-5 lat życia konsoli to dla pecetów niemalże epoka: w takim czasie co najmniej podwaja się wydajność ich procesorów oraz kart graficznych. Projektanci gier bardzo to lubią - mogą dzięki temu mniejszym wysiłkiem zaopatrzyć swoje dzieło w większą liczbę błyskotek i co za tym zazwyczaj idzie - więcej zarobić.



Szkoda pieniędzy

Nawet jeśli w pewnych gatunkach gier konsole zdobędą przewagę, wątpliwe jest, by mogły wyprzeć gry pecetowe zewsząd - na przykład z bastionu gier strategicznych czy internetowych (Massive Multiplayer Online Games). Producenci konsol zdają sobie sprawę z tych ograniczeń swoich urządzeń i wprowadzają właśnie odpowiednie usługi (Microsoft) lub urządzenia (Sony Nintendo). Ale po co kupować kolejnego klamora, jeśli już mamy naszą kochaną uniwersalną maszynkę?



Autor: Marcin Meszczyński

Źródło: CHIP

CHIP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy