Carmageddon

Carmageddon dla jednych był religią, dla innych tajemniczym mrocznym klimatem dającym możliwość upajania się motoryzacyjnym szaleństwem bez granic. Co z tego pozostało w wersji PSX'owej?

To nie Carmageddon, to Smarkmageddon..

Jak sami zauważycie w recenzji tej padnie więcej pytań i bluzgów z mych ust, niż pochlebnego podlizywania się producentom, tylko dlatego, że to Carmageddon.

Do rzeczy. Same trasy prezentują się... a raczej nie prezentują się wcale. Ogromne piksele niczym krowie placki włażą prosto w oczy. Tekstury ziarniste łamią się ohydnie. Wystarczy jechać wzdłuż np.ścian skalistych by zobaczyć jak bezpardonowo dorysowuje się krajobraz. Czy nie można było załagodzić ten ochydny efekt delikatną mgiełką? Co tyczy się samych tras to są one nieprzemyślane, jak gdyby zadanie to zlecono psychopacie na przepustce z wariatkowa. Nielogiczne zjazdy, rozjazdy oraz brak jakiegokolwiek retuszu w momencie kiedy pojazd wylatuje poza teren planszy. W tym momencie mamy jak na dłoni otaczający nas horyzont i pojazd dryfujący w powietrzu wbrew prawom fizyki. Powiedzmy, że przymrużył bym na to wszystko swe czujne oko (Nie! Nie na wszystko!) gdyby choć sterowanie dało jakąś możliwość poruszania się w tym i tak kiczowatym świecie. Samochód reaguje ze zbyt dużym opóźnieniem na nasze ruchy, dzięki czemu mamy okazję prawie nie ingerować w to co się dzieje na ekranie! Super, no nie? Wykonanie okolicy i obiektów to długa historia. Aby zobrazować w skrócie tragedię wystarczy spojrzeć na to, w jaki sposób programiści wykonali chociażby drzewa - toż to zwykła ohydna bitmapa. Do diabła! Czego wykorzystano do napisania tego brzydactwa - YAROZE?!

Reklama

A co z animacją rozjeżdżanych zombiaków? Wszystko w zapowiedziach producenta miało wyglądać świetliście, a w produkcie finalnym odchodzi ochota na czynienie zła (Może taki był zamysł? Przecież tyle mówi się o brutalności w grach. Może wydawca przyłączył się do akcji "Przeciw przemocy"?)

Niech mi ktoś odpowie dlaczego Carma na PSX musiała zginąć śmiercią komercyjną? Widzę, że producenci wyszli z założenia, że sprzeda się nie gra, lecz sam tytuł, który kiedyś odpowiadał sam za siebie, więc i teraz będzie można nim nabić sobie kieszenie. Amen.

MartineZ

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy