Producent: Zima Soft
Wydawca: SoftPlanet
Dystrybutor PL: SoftPlanet
Rodzaj gry: FPP
Data wydania PL: 19 sierpnia 2005
Cena: 49,90 PLN
Wymagania sprzętowe: Intel Celeron 900 MHz, 256 MB RAM, 1,3 GB HDD, karta graficzna 32 MB
Ocena: 5.5/10
Przeglądając od pewnego czasu informacje prasowe poświęcone grze "Bloodline: Uśpione Zło" miałem nieodparte wrażenie, że wielkimi krokami zbliża się bardzo ciekawy FPP utrzymany w niezwykle mrocznym klimacie. Tu i ówdzie zapowiadano, że będzie to jeden z najbardziej mrożących krew w żyłach produktów na rynku gier komputerowych. Innymi słowy - zapowiadało się bardzo obiecująco, a efekt końcowy przyniósł - przynajmniej dla mnie - spore rozczarowanie...
Akcja gry rozpoczyna się nieszablonowo. Główny bohater gry budzi się w szpitalu psychiatrycznym i niewiele wie na temat miejsca, w którym się znajduje, oraz ma lakonicznie pojęcie o samym sobie. Wobec tego musimy wyjaśnić, co to za miejsce, jak się w nim znaleźliśmy oraz o co w tym wszystkich chodzi? Przemierzając grę krok po kroku będziemy dowiadywać się coraz to nowszych faktów i przypominać sobie pewne sytuacje sprzed amnezji. Cała fabuła została bardzo dobrze przemyślana, bowiem kolejne części tej fabularnej układanki odkrywane są stopniowo z różnymi zwrotami akcji. Powoduje to u gracza stan zaciekawienia co do dalszych losów bohatera, dlatego niejednokrotnie trudno odejść od gry.
Pierwsze zdziwienie dopadło mnie wówczas, gdy zechciałem ustawić opcje graficzne w menu gry. Na pierwszy rzut oka - cała otoczka menu prezentuje się całkiem okazale i klimatycznie. Gdy postanowiłem się jednak zagłębić w opcje, to równie szybko byłem zmuszony je opuścić. Powód tego, jak na dzisiejsze czasy, wprowadza w osłupienie, ponieważ nie do pomyślenia jest fakt, że w tak zaawansowanej erze gier komputerowych nie można ustawić rozdzielczości, poziomu detalów, kontrastu i paru innych opcji. Był to dla mnie wyraźny symptom tego, że oprawa graficzna może pozostawiać bardzo wiele do życzenia, a w istocie rzeczy miała być wielkim atutem tej gry. Do grafiki wrócimy jednak w dalszej części tekstu, a teraz spróbuję zobrazować to, czym będziemy zajmować się podczas gry.
Tak więc nasze kroki będą ograniczać się głównie do eksploracji szpitala. Jest to co prawda bardzo dużych rozmiarów budynek, jednakże czasami będzie potęgowało w nas uczucie znużenia nim (niewielkie zróżnicowanie otoczenia). Oprócz walki z różnorodnymi bestiami, o których słów kilka będzie potem, będziemy musieli po drodze zbierać różne przedmioty, które czasami można będzie ze sobą łączyć. W ogóle zbieractwo przedmiotów rozwiązano w sposób rzadko spotykany. Otóż gra została podzielona na szereg lokacji. Gdy znajdziemy się w nowym miejscu, nie będziemy mogli opuścić go do czasu, aż nie znajdziemy istotnego przedmiotu albo nie wykonamy wymaganej interakcji z otoczeniem. Po prostu gdy będziemy chcieli przejść dalej bez wykonania wymaganej czynności, główny bohater obwieści nam: "Jeszcze tu coś znajdę...". Czasami bywa to bardzo irytujące, bowiem człowiek błądzi po lokacji kilkanaście minut i szuka jakiejś miniaturki skrzętnie ukrytej, a dalej pójść nie może. Samo wczytywanie kolejnych lokacji, jak i zapisów gry, trwa niesłychanie długo. Za ten czas z pewnością zdążymy zaparzyć sobie herbatkę lub kawę - co przyprawia tylko o uśmiech politowania.
Przeciwnicy natomiast są zróżnicowani, mamy ich około 40 rodzajów. Liczbowo jest to dużo, nawet bardzo, ale nazbyt istotnych różnic między nimi nie ma. Autorzy zapewniają, że każda jednostka preferuje inny styl walki, ale nie jest to do końca prawdą. Sztuczna Inteligencja przeciwników również pozostawia wiele do życzenia. Nie mają oni w zasadzie żadnego pomysłu na walkę prócz nieustannego parcia do przodu. Zagrożenie stanowią przeważnie tylko wtedy, gdy musimy przeładować magazynek. A poza tym - są łatwym celem. Swoistym idiotyzmem jest z kolei fakt, że przeciwnicy pojawiają się zawsze w tym samym miejscu i to niemal za każdym razem! Wyobraźmy sobie, że idąc korytarzem napotykamy wroga, którego udaje nam się unicestwić. W porządku, zatem idziemy dalej. Gdy jednak będzie trzeba się cofnąć i przemierzać ten sam korytarz po raz drugi czy trzeci - zawsze napotkają nas te same okoliczności. W dodatku zbliżające się niebezpieczeństwo charakteryzuje się odpowiednią oprawą muzyczną, dzięki czemu mamy pewność, że lada moment coś wyskoczy zza rogu. Nie jest to też najlepsze rozwiązanie, ponieważ tym samym autorzy pozbawili grę elementu zaskoczenia, który tak bardzo przydatny jest w grach tego typu. Należałoby także wspomnieć o przedmiotach egzekucji. Przyznać trzeba, że są one przeróżne i zostały dobrze dopasowane do klimatu. Wobec tego przyjdzie nam się pojedynkować za pomocą noża, tasaka, rewolweru, kija bejsbolowego, gaśnicy, rzutek do tarczy, piły mechanicznej czy koktajlu Mołotowa. Asortyment jest doprawdy bogaty - za co należą się twórcom oklaski.
Nadeszła jednak pora na największe cięgi w stronę autorów. Mowa teraz będzie o grafice. Nie czarujmy się - stoi ona na kiepskim poziomie. Wspominałem wcześniej, że nie można nawet ustawić opcji graficznych w menu, więc jesteśmy skazani na robotę - nie da się ukryć - amatorską. Znam bardzo wiele gier leciwych, kilkuletnich - które graficznie wyglądają o niebo lepiej od "Bloodline: Uśpione Zło". Tekstury są bardzo ubogie w detale, pomieszczenia zazwyczaj puste lub wyposażone jedynie w kilka elementów. Przeciwnicy wyglądają siermiężnie i także nie dysponują zbyt wieloma szczegółami. Sytuację zdają się ratować nieco animacje, które - w przeciwieństwie do grafiki - zostały dobrze zrealizowane. Oprawa dźwiękowa przewyższa graficzną co najmniej o głowę. Przyznać trzeba, iż muzyka jest dobra i udanie buduje klimat gry. Dźwiękom także nie można zbyt wiele zarzucić. Dystrybutorem gry na terenie naszego kraju jest firma SofPlanet, która zlokalizowała ten produkt w całości - przetłumaczono zarówno tekst pisany, jak i mówiony. Bardzo przypadł mi do gustu polski lektor, który udanie wcielił się w główną postać gry.
Słowem zakończenia muszę producentów zganić za to, że zmarnowali bardzo dobrze zapowiadającą się grę. Ból jest jednak tym bardziej większy, że zmarnowali ją poprzez głupie błędy i niedopatrzenia. Mógł być to produkt wart polecenia każdemu miłośnikowi horroru, jednak wskutek wielu denerwujących uchybień zalecam rozejrzeć się za czymś znacznie ciekawszym i bardziej dopracowanym.
Janek
Reklama