Zabiła ich konsola do gier

Lato to okres pozbawiony większych, wartych opisywania wydarzeń. Dla mediów niezwiązanych z grami to też czas, kiedy nad wyraz mocno zaczynają się interesować wirtualną rozrywką, a zwłaszcza jej szkodliwością.

Przyzwyczailiśmy się już do doniesień na temat tego, jak to gry w stylu GTA IV czynią z ludzi morderców kradnących i rozbijających auta, strzelających do ludzi na ulicach i gwałcących wszystko, co się rusza. W tym roku z kolei modne stało się informowanie o... zabójczych konsolach.

20-letni Brytyjczyk Chris Staniford schylił się po upuszczoną paczkę gumy do żucia, wyprostował, po czym chwycił za klatkę piersiową i zemdlał. Przybyła na miejsce karetka nie mogła mu już pomóc, a sekcja zwłok potwierdziła śmierć w wyniku zatoru żylnego. Otóż, jak stwierdzili rodzice chłopaka na łamach jednej z czołowych bulwarówek, winnym tego był Xbox 360, na którym ich syn grał po 12 godzin dziennie m.in. w Halo.

Reklama

Zatory w żyłach pojawiają się w wyniku długiego przesiadywania w jednej pozycji oraz braku aktywności o fizycznej i są zwykle domeną ludzi starszych. Ten przypadek to smutny dowód na to, że konsola nie może być całym światem - powinno się od niej wstawać, wychodzić gdzieś z przyjaciółmi, uprawiać sport. Ale to nie ona jest winna, jeśli ktoś rezygnuje ze swojego "realnego" życia na rzecz wirtualnego, tylko najczęściej problemy natury psychologicznej, jak obawa przed kontaktami z innymi ludźmi, czy nawet wstyd ze względu na to, jak się wygląda. X360 nie powie ci, że powinieneś wstać od telewizora - rodzina i znajomi już powinni. Tabloidy jednak o tym nie wspominają.

Jeszcze gorszym przypadkiem jest śmierć nowozelandzkiego licealisty, który, jak twierdzą media: "aby móc dłużej grać, zażywał Ritalin". Silny środek pobudzający ośrodek nerwowy kupował od kolegi z klasy, rozdrabniał i wciągał przez rurkę od długopisu. Rodzice obwiniają gry i konsolę, ich producentów, nie mają za to nic do zarzucenia sobie - zupełnie jakby nie zauważyli, że ich syn jest narkomanem, nie miało nic wspólnego z jego śmiercią.

Popularne tabloidy lubią jednak obwiniać gry o wszystko co złe - choć nie tylko. Często łączą również elektroniczną rozrywkę i... seks. Ekstremalnym przykładem tego typu nadużyć była wymyślona przez angielski Daily Star historia niejakiej Amandy Flowers, 24-letniej mieszkanki Manchesteru, która ponoć wywróciła się podczas gry w Wii Fit, a spowodowana tym upadkiem kontuzja sprawiła, że stała się nimfomanką.

Gry z serii GTA inspiracją dla zamieszek w Londynie

Playbox
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy