XCOM: Enemy Unknown
Chyba o żadną grę się tak nie obawiałem, jak o XCOM: Enemy Unknown. Z jednej strony wierzyłem w chłopaków z Firaxis, ale z drugiej - wiedziałem, że tę nową wersję wielkiego przeboju sprzed lat można tak łatwo schrzanić...
Od lat czekałem na powrót cyklu XCOM/UFO. Ani odrobinę nie cieszyłem się na widok nadchodzącego XCOM-a, taktycznego shootera, osadzonego w realiach kultowej serii z lat dziewięćdziesiątych, bo wiedziałem, że to nie to. Chciałem - podobnie jak dziesiątki, a może i setki tysięcy graczy z całego świata - tego, co kiedyś. A więc strategiczno-taktycznej gry z ufoludkami, która porwałaby mnie sprzed komputera na długie godziny. Dlatego też nie mogłem powstrzymać się od okrzyku radości, gdy dowiedziałem się, że na horyzoncie znajduje się XCOM: Enemy Unknown - prawdziwy spadkobierca jednej z moich ulubionych serii gier. Ów okrzyk ponowiłem, gdy gra w końcu znalazła się na moim biurku.
Obawy były, ale szybko okazało się, że były one zupełnie bezpodstawne. XCOM: Enemy Unknown jest taki, jaki być powinien - nie taki sam, jak pierwowzór, ale wyposażony we wszystko to, co w oryginale nas urzekało. Firaxis to zespół, od którego nikt nie miał prawa wiedzieć lepiej, jak ugryźć temat nowego XCOM-a. W końcu pracują w nim ludzie, którzy niegdyś - jeszcze w MicroProse - stworzyli pierwsze dwie części serii, a więc UFO: Enemy Unknown oraz X-COM: Terror From The Deep. Przy trzecim podejściu również pokazali swój nie lada kunszt. XCOM: Enemy Unknown to gra ze wszech miar wyśmienita, dająca mnóstwo dobrej zabawy na kilkadziesiąt albo i więcej godzin.
W swoim ogólnym zarysie XCOM: Enemy Unknown jest taki sam, jak pierwowzór sprzed lat. Gra została podzielona na dwie części - strategiczną oraz taktyczną. W tej pierwszej mamy widok na kulę ziemską, zarządzamy bazą (w przeciwieństwie do oryginałów, tylko jedną), prowadzimy badania, wytwarzamy sprzęt dla naszego oddziału (ograniczonego tym razem do sześciu żołnierzy) i oczywiście wysyłamy go w teren. Po rozpoczęciu akcji przenosimy się na ekran taktyczny, na którym odkrywamy największe zmiany, na jakie zdecydowało się Firaxis.
Najbardziej kontrowersyjną nowością jest rezygnacja z puli punktów akcji, którymi do tej pory dysponowali żołnierze w każdej turze. Teraz zamiast nich mamy po prostu do wykonania dwie akcje - ruch oraz strzał (niekiedy wykonujemy podwójny ruch, innym razem tylko strzelamy, natomiast nie możemy nigdy dwukrotnie strzelić). Nie musimy już liczyć oczek, aby przekonać się, czy wystarczy nam tury, by dojść w miejsce X albo strzelić do ufoludka Y. Kolejna duża zmiana dotyczy sposobu prowadzenia potyczek. W XCOM: Enemy Unknown żołnierze - niczym w Gears of War - kryją się za osłonami. Bez tego nie mamy szans na polu walki. Odsłonięte cele są równie łatwe do ustrzelenia, co jedynka w totka. Na nasze szanse powodzenia podczas akcji nie lada wpływ na także odpowiednie wykorzystanie umiejętności naszych żołnierzy oraz ich specjalizacji.
Nie da się ukryć, że w części taktycznej XCOM: Enemy Unknown zdecydowanie różni się od pierwowzoru. Co prawda nie brakuje tu myślenia i taktyki, ale więcej jest też dynamiki typowej dla gier akcji. Według mnie, gra na tym wyłącznie skorzystała - jest dzięki temu znacznie płynniejsza i bardziej widowiskowa.
To, co dzieje się podczas działań taktycznych, ma wpływ na dalsze poczynania w fazie strategicznej. Podczas misji żołnierze zdobywają doświadczenie, pozyskują próbki do badań, jak również zbierają rzeczy, które później można spieniężyć. Kwestie finansowe należą do najtrudniejszych w całej grze. Ciągle brakuje nam funduszy na produkcję sprzętu czy badania. XCOM: Enemy Unknown wymaga od nas regularnego podejmowania trudnych decyzji, zresztą nie tylko w finansach. Całą zabawę napędza dodatkowo fabuła, która jest w XCOM: Enemy Unknown nie wymuszonym tłem, a nieodłącznym elementem, wzbogacającym czas spędzany przed komputerem (lub konsolą).
XCOM: Enemy Unknown był zapowiadany jako propozycja niemal dla każdego - miłośnika strategii czy wielbiciela gier akcji, zupełnego nowicjusza czy weterana. Nie należy oczywiście przesadzać, ale najnowsza produkcja Firaxis ma prawo spodobać się niejednej grupie graczy. Należy jednak bezwzględnie dobrać dla siebie właściwy poziom trudności. Nowicjusz w trybie klasycznym, w którym stan gry zapisuje się tylko przy wyjściu, szybko się zrazi, a weteran po włączeniu kampanii na "easy" będzie się czuł jak w piaskownicy. Niemniej polecam zacząć właśnie od najniższego poziomu trudności, zapoznać się z całą funkcjonalnością zarówno na ekranie strategicznym, jak i taktycznym, a dopiero później wypływać na głęboką wodę.
Jednorazowe przejście gry zajmuje blisko dwadzieścia godzin. Ale chyba mało kto skończy na tym zabawę. XCOM: Enemy Unknown za każdym podejściem jest inny (natrafienie na identyczną sekwencję zdarzeń i misji jest wręcz niemożliwe), w związku z czym bawi równie dobrze za pierwszym, drugim czy trzecim razem. Gra jest szalenie obszerna i nieliniowa - w każdej kampanii możesz próbować z bazą w innej części świata (co ma niebagatelny wpływ na przebieg rozgrywki), sprawdzać inne rozwiązania w kwestii rozwoju postaci, testować odmienne taktyki podczas akcji etc.
XCOM: Enemy Unknown wygląda bardzo dobrze. Firaxis w żadnym wypadku nie stawiało na ultrarealizm. Stylistycznie grze bliżej do takiego StarCrafta, co wydaje mi się konwencją zupełnie trafną. Strzałem w dziesiątkę okazał się także dobór ścieżki dźwiękowej, która doskonale podkreśla odrealniony charakter zabawy.
Czas na odpowiedź na najważniejsze pytanie - czy XCOM: Enemy Unknown jest jak XCOM sprzed lat tylko z nazwy, czy też możemy go nazwać prawdziwym spadkobiercą? Osobiście jestem zdecydowanie bliższy tej drugiej opcji. W nową produkcję panów z Firaxis bawiłem się jak lata temu przed hitem od MicroProse. Zresztą nie powinienem pisać w czasie przeszłym, bo grę wciąż mam zainstalowaną i pewnie jeszcze długo się jej nie pozbędę. Idę po was, wredne ufole!
+ zachowany duch oryginału
+ długa kampania, za każdym razem inna
+ doskonale skonstruowane zarządzanie bazą i oddziałem
+ dynamiczne potyczki na ekranie taktycznym
- niewielkie błędy techniczne (np. w pracy kamery)