Rise of Nightmares

Pierwsza gra tylko dla dorosłych na Kinecta, a do tego horror. Brzmi interesująco... Kinect po dziś dzień (a minął już prawie rok od jego premiery) nie zdołał przekonać do siebie graczy.

Prawie wszyscy doceniają jego możliwości jako urządzenia do sterowania aplikacjami, lecz nie ukazała się na niego ani jeszcze jedna gra, którą można by uznać za nie tyle hit, co produkcję porządną, przy której czas spędza się z przyjemnością (nie liczę tutaj produkcji fitness i tanecznych, które są naprawdę okej). Microsoft obiecywał, że trochę zmieni się w tym względzie w tym roku, że wreszcie zaczną się ukazywać tytuły przeznaczone dla hardkorowych graczy (a nie dla casuali, którzy nie odróżniają symulatora od zręcznościówki). Miałem nadzieję, że Rise of Nightmares będzie jednym z nich...

Reklama

Rise of Nightmares to chyba pierwsza gra akcji z pełnoprawnym scenariuszem, która ukazała się na Kinecta. Panowie z SEGI podjęli ryzyko i stworzyli wreszcie coś innego niż proste zręcznościówki czy produkcje familijne. Szacunek za samą decyzję. A za realizację niestety ostra nagana.

W Rise of Nightmares wcielamy się w Josha, który spędza wakacje ze swoją żoną, Kate, gdzieś w Europie Wschodniej. Niestety pociąg, którym podróżują, ulega awarii, podczas której Kate zostaje porwana przez potwory. Josh udaje się na jej poszukiwania i trafia do ponurego zamku, zamieszkałego przez szalonego naukowca, który przetrzymuje jego żonę, prawdopodobnie z zamiarem dokonania na niej jakiś nieludzkich eksperymentów.

Podróż po strasznym zamczysku śledzimy w widoku z oczu Josha, a sterujemy w całości za pomocą Kinecta. Aby pójść naprzód, musimy wysunąć do przodu jedną stopę. Aby się obrócić, musimy skręcić się w ramionach. Na pewno będziesz potrzebował chwili, aby się przyzwyczaić, jednak trzeba przyznać, iż o lepsze sterowanie przy użyciu Kinecta byłoby trudno. Niemniej jednak granie na stojąco przez cały czas (a skończenie gry zajmuje ponad pięć godzin) może być naprawdę męczące, więc będziesz potrzebował podzielić przygodę na kilka części lub robić sobie przerwy co pół godziny, godzinę.

Po zamku krążą chmary potworów, z którymi musisz sobie radzić, przede wszystkim przy użyciu rąk i nóg, ale także korzystając z broni białej, takiej jak noże czy maczety. Zdarzy ci się także skorzystać z broni "rzucanej" oraz z takich potężnych maszyn, jak piła motorowa, dzięki której będziesz mógł poprzecinać wrogów na drobne kawałki. Jednakże broń zużywa się dość szybko, toteż musisz opanować walenie pięściami i kopanie. Powinieneś także wyuczyć się dobrze wszelkiego rodzaju bloków, bez których potwory szybko cię rozszarpią. Od czasu do czasu zdarzają się bossowie, ale nie są oni ani trochę wymagający.

Powyższy akapit opisuje praktycznie całe Rise of Nightmares. Nie licząc korzystania z różnych broni i walki z różnymi przeciwnikami, nie ma w grze żadnych urozmaiceń, które wciągnęłyby gracza na dłużej. Przez pewien czas samo naparzanie potworów sprawia przyjemność, ale ileż można to robić? Poza tym, Rise of Nightmares miało być horrorem, a strasznych momentów jest tu jak na lekarstwo. Podczas rozgrywki nie bałem się tak na serio (jak w Silent Hillu czy w Resident Evil) ani przez chwilę. Może dlatego, że całą moją uwagę absorbowało nietypowe sterowanie?

W Rise of Nightmares krwi jest co nie miara. Praktycznie każda walka kończy się jej rozlewem. Pojedynki z użyciem piły motorowej to już prawdziwa masakra. Jednak pomalowanie całego ekranu na czerwono nie wystarczy, aby uznać grę za straszną. Wystarczy natomiast, aby zakazać dzieciom dotykanie jej i wyeliminować tym samym jedną z ważniejszych grup docelowych dla Kinecta.

Wszystkie gry na Kinecta, w które grałem do tej pory, były pod względem wizualnym przeciętne. Rise of Nightmares nie odstępuje od nich ani na krok - ani w przód, ani w tył. To, co przygotowali graficy, to zwykła miernota. Ot, poziom reprezentowany przez gry nawet sprzed kilku lat. Czy nie da się przygotować na Kinecta produkcji ładnej, ciekawie zaprojektowanej? Póki co wychodzi na to, że nie. Albo po prostu nikomu się nie chce, bo przecież wystarczy, że robimy coś na Kinecta, więc zainteresowanie mamy jak w banku. Ech...

Rise of Nightmares to horror, który nie straszy. To gra, która nie bawi. To produkcja, która wyróżnia się tylko sterowaniem i tematyką. Owszem, przez godzinę, może dwie bawi, przede wszystkim właśnie za sprawą sterowania i tematyki, ale to wszystko, co może nam zaoferować. Mam do SEGI szacunek za to, iż spróbowała, ale wygląda na to, że jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie, zanim doczekamy się wartościowej gry fabularnej na Kinecta. Rise of Nightmares to typowy przeciętniak.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama