Mortal Kombat
Pierwsze trzy Mortale były bez mała genialne. Później, niestety, było już z tą serią coraz gorzej. Jednak jej potęga w końcu musiała się obudzić na nowo. Stało się!
Mój pierwszy kontakt ze Scorpionem, Shang-Tsungiem i spółką miał miejsce kilkanaście lat temu. Było to jeszcze na automatach, w jakimś miejskim lokalu, już nawet nie pamiętam jakim. Stała tam maszyna z zainstalowanym pierwszym Mortalem, tym z areną, z której spadek kończył się nabiciem bohatera na kolce (pamiętacie?). Ach, co to były za czasy...
Stęskniłem się za nimi. Ostatni wyśmienity Mortal Kombat ukazał się jeszcze w ubiegłym wieku, stąd moja niecierpliwość już prawie sięgnęła granic. Na szczęście wreszcie do sklepów trafiła produkcja, która spełniła wszystkie moje spragnione oczekiwania. Jej tytuł to... Mortal Kombat.
to odświeżenie marki, nawołujące do jej starych jak Dąb Bartek korzeni. Panowie ze studia NetherRealm raczej starali się unikać eksperymentów, a nawet jeśli jakichś dokonali, to są one w swoich założeniach bezpieczne, a w efekcie bardzo udane. To jest dokładnie taki Mortal Kombat, na jakiego czekaliśmy przez ostatnie lata!
Nie jest to pusta jak dno studni bijatyka, która po włączeniu oferuje ci tylko i wyłącznie kilka walk do stoczenia. Twórcy przygotowali na potrzeby tej produkcji... fabułę! Nie kombinowali zbytnio z opowieścią, serwując nam scenariusz w takich klimatach, w jakich być powinien - zwariowanych, niedorzecznych, żeby nie powiedzieć głupkowatych. Taki związek określeń w większości przypadków byłby dla gry wideo (i nie tylko) ujmą, jednak nie tutaj. Mortal Kombat powinien go potraktować jako pochwałę.
NetherRealm przygotowało kilka trybów rozgrywki. Fabuła jest obecna w tym o nazwie Story Mode. Opowieść rozpoczyna się od sceny końca świata, w trakcie której ginie sam bóg piorunów, Raiden. Jednak przed odejściem na drugą stronę wysyła on wiadomość do siebie samego do okresu, w którym odbywał się pamiętny turniej. Jej treść brzmi: "musisz coś zrobić, bo w innym wypadku dojdzie do apokalipsy".
W ten sposób na nowo rozpoczynają się śmiertelne rozgrywki, w których weźmie udział kilkudziesięciu wojowników. O przetrwanie ludzkości będzie walczył nie tylko Raiden, lecz również Liu Kang, Sonya, Kung Lao czy Johnny Cage. W sumie w Mortal Kombat występuje około trzydziestu fighterów, z których większość pochodzi z pierwszych trzech części serii. Są tutaj zatem m.in. Scorpion, Sub-Zero, Smoke, Mileena, Kabal, Baraka, Reptile czy sam Shang Tsung. Prawdziwa śmietanka!
- oglądasz cutscenkę, walczysz, oglądasz kolejną cutscenkę, znowu walczysz i tak dalej. Cała fabuła jest tu podzielona na akty, a w każdym z nich kierujesz inną postacią. Pojedynki są stosunkowo różnorodne - większość z nich to okładanie się jeden na jednego, lecz bywa też, że musisz złoić tyłki dwójce przeciwników. To, co dzieje się pomiędzy starciami, ogląda się z przyjemnością, zwłaszcza jeśli pamięta się i lubi pierwsze odsłony cyklu. Szkoda tylko, iż cutscenek nie da się przerwać. Owszem, są fajne, ale wyobraź sobie, że musisz je oglądać przed każdą walką, a jeśli przegrasz, to musisz to zrobić znowu, aż uda ci się przejść dalej. A niektóre filmiki są naprawdę długie i oglądanie ich za drugim czy trzecim razem jest po prostu frustrujące. Taki drobny błąd, a jaki wkurzający.
Na szczęście dalej jest już sto razy lepiej. Szczególnie, jeśli chodzi o same walki, które są po prostu takie, jakie powinny być. NetherRealm przygotowało model, który w znacznej mierze przypomina pierwsze trzy (napiszmy to jeszcze raz - najlepsze) odsłony serii. Bije się tutaj równie efektownie i równie przyjemnie. Ciosy i combosy wyprowadza się niezwykle radośnie (choć może się wydawać, iż to określenie zbytnio tutaj nie pasuje). Nie brakuje również kultowych fatality, które - tak jak zapowiadali twórcy jeszcze przed premierą - są jednymi z najbardziej brutalnych w historii Mortal Kombat. Jest to swego rodzaju wyznacznik tego, że Mortal powrócił do pierwotnych, brutalnych, krwawych i przede wszystkim niezwykle miodnych korzeni.
Jednak żeby nie było, że to tylko kalka tego, co się już udało, NetherRealm pokusiło się o kilka własnych rozwiązań. Przede wszystkim pojawiły się tutaj specjalne uderzenia X-Ray, które możemy wyprowadzić po napełnieniu się paska "Super Meter", co następuje m.in. w przypadku przyjęcia "na klatę" dość sporej ilości ciosów rywala. Na wskaźnik X-ray mają wpływ też inne czynniki, np. pierwsza osoba celnie uderzająca automatycznie zapełnia 1/3 tego paska. Owe X-Raye objawiają się tym, iż nasza postać lub postać przeciwnika wali tak mocno, iż łamie kości, przebija tkanki czy wybija oczy, a to wszystko w widoku przypominającym ożywione zdjęcie rentgenowskie. Niesamowicie widowiskowa rzecz. Są jeszcze ciosy Super oraz Combo Break, które możesz wyprowadzić po naładowaniu do odpowiedniego stopnia specjalnego paska. Te pierwsze to nic innego, jak specjalne, mocniejsze uderzenia, natomiast drugie to ich kombinacje.
to oczywiście nie wszystko, co mieli nam do zaoferowania ludzie z NetherRealm Studios. Jeśli patrzeć na opcje zabawy pod kątem "fajności", na drugim miejscu znalazłby się tryb Challenge Tower, w którym masz do przejścia drabinkę składającą się z 300 wyzwań, w których możesz brać udział sam albo z kolegą. Pojedynki, które tu zawarto, są naprawdę różnorodne i potrafią zapewnić nawet kilkadziesiąt godzin dodatkowej zabawy. Ukończenie ich wszystkich (z powodzeniem, rzecz jasna) może być trudniejsze niż ci się wydaje. Ponadto jest jeszcze klasyczny Versus, czyli bijatyka jeden na jednego albo dwóch na dwóch (w wojowników mogą się wcielać zarówno gracze, jak i sztuczna inteligencja), oraz multiplayer ze specjalnym Lobby, w którym możesz nie tylko walczyć, ale także obserwować pojedynki innych graczy i obstawiać, kto wygra. Jest jeszcze The Krypt, czyli nic innego, jak sklepik, w którym możesz nabyć nowe stroje, szkice czy fatality. Wszystkie nowe rzeczy kupujesz za specjalną walutę, którą zdobywasz, walcząc.
Mortal Kombat wygląda świetnie. NetherRealm nie kombinowało i pozwoliło nam na poruszanie się wyłącznie w prawo i w lewo oraz w górę i w dół (nie można chodzić w głąb i w stronę ekranu). Dzięki Bogu! Walki prezentują się wyśmienicie - zarówno postacie, jak i otoczenie zaprojektowano doskonale. Fighterzy poruszają się płynnie, a tła ruszają się i są interaktywne (w grze pojawiły się znane z poprzednich części Stage Fatalities).
Super, po prostu super. Mortal Kombat z 2011 roku to dokładnie to, na co liczyłem i czekałem przez te wszystkie lata, w których żadnych nowych Mortali nie było, albo były, ale kiepskie. Ten nowy jest wyśmienity. Nie mogłem się od niego oderwać przez kilkadziesiąt godzin i pewnie spędzę przy nim jeszcze co najmniej drugie tyle. Nie masz się co zastanawiać - kupuj! To będą doskonale zainwestowane pieniądze, zaufaj mi.