Lost Planet 2

Śnieg, akcja, strzelanie do okutanych w chitynowe pancerze Akridów, śnieg, eksploracja, burza śnieżna i znowu śnieg oraz strzelanie do upadłego - takie aspekty rozgrywki zapamiętali gracze z capcomowskiej produkcji, zatytułowanej Lost Planet. W skrajnie niesprzyjających okolicznościach przyrody...

...jak powiedziałby inżynier Mamoń - w których ciało schładzało się szybciej niż puszka coli w chłodziarko-zamrażarce, przywracaliśmy porządek na niegościnnym, mroźnym i skutym lodem E.D.N III. Do tej pory trzykrotnie, bo oprócz typowej jedynki wydano również Lost Planet: Colonies oraz wersję Extreme, która miała kilka dodatkowych epizodów. Gra zdobyła sobie dość wierne grono fanów, a sposób, w jaki zrealizowano burzę śnieżną, zapisał się na trwałe w annałach elektronicznej rozgrywki.

Lost Planet, choć nie było pozycją idealną, bez wątpienia zasługiwało na wysokie oceny i... kontynuację z prawdziwego zdarzenia. A ta zbliża się do nas coraz większymi krokami. Za sterami projektu zasiadł Jun Takeuchi, który jako producent maczał swe palce w jedynce, wcześniej odpowiadał m.in. za Onimushę 3, a ostatnio również za Resident Evil 5 (zresztą z serią o zombiakach związany jest od pierwszej części na PSX-a). To wróży dobrze, ponieważ facet ma pod skrzydłami utalentowany zespół artystów i programistów (np. mistrzowie kodu Satoshi Ishida i Masaru Ijuuin oraz artysta-grafik Yoshiaki Hirabayash - to nazwiska, które graczom studiującym listy płac i napisy końcowe mówią bardzo wiele). Dodatkowo liczy się wizja tego, w jaki sposób osiągnąć zamierzony efekt, czego też nie sposób Junowi odmówić. A to sprawa kluczowa.

Pod względem fabularnym autorzy zdecydowali się w prostej linii rozwinąć to, co zasugerowano pod koniec pierwszej części gry. Ponownie zagościmy zatem na E.D.N. III, a wydarzenia będą miały miejsce 10 lat później od tych, które już znamy. Jak się okazuje, ta dekada była w przypadku E.D.N. III hm... niezwykle istotna, by nie powiedzieć przełomowa. Na skutek efektu cieplarnianego nastąpiło bowiem ocieplenie klimatu na niespotykaną nigdzie indziej skalę. Krótko mówiąc - tym razem misje w śniegu (bo i takie się pojawią) będą tylko epizodem. Większość czasu spędzimy w... tropikalnych dżunglach i na pustyni, bo tak zmieniły się realia na E.D.N. III.

Reklama

Fantastyczna czwórka

Na tym jednak wcale nie koniec zmian. Pamiętacie Wayne'a z pierwszej części, z którym przemierzaliśmy niegościnne pustkowia? Tak? No to możecie o nim zapomnieć. Tym razem przyjdzie nam wskakiwać w skórę - uwaga - jednego z czterech (!) Śnieżnych Piratów (ta organizacja na szczęście pozostała). Rozwiązanie to jest o tyle istotne, że w fabularnej części gry dla pojedynczego gracza będziemy niejako przeskakiwać pomiędzy postaciami, a w trybie multiplayer sami wybierzemy, którą chcemy grać. W sumie zapowiadanych jest siedem epizodów, podczas których skopiemy pancerzyki Akridów, co nie jest jakąś powalającą liczbą, ale jeśli tylko każdy z nich okaże się wystarczająco długi i zróżnicowany, nie powinniśmy mieć powodów do narzekań.

Mimo tych kolosalnych zmian w stosunku do jedynki czarodzieje z Capcomu nie zdecydowali się odejść od jednego elementu, który w gruncie rzeczy determinował rozgrywkę. Lost Planet 2 będzie w dalszym ciągu dynamicznym shooterem TPP, w którym chodzi o wybicie jak największej liczby stojących nam na drodze wrogów i pozyskiwanie energii termicznej, która pozostaje po ich ukatrupieniu. Ten akurat element wydaje się dość niekonsekwentny w kontekście wspomnianych wyżej zmian klimatycznych, ale nie bądźmy zbyt czepliwi.

Rzecz jasna, Lost Planet 2 oferować będzie kampanię (wspominane siedem epizodów), którą rozgrywa się solo. Jednak autorzy postawili nacisk raczej na tryby multiplayer, wśród których na plan pierwszy wysuwa się kooperacja w rozgrywce dla czterech graczy (jeśli chodzi o inne tryby wiadomo, że będzie deathmatch, team deathmatch na 16 graczy i jakieś sekretne tryby...). Każdy wciela się w jednego ze Śnieżnych Piratów i ma za zadanie nie tylko strzelać bez opamiętania, ale przede wszystkim współpracować z resztą drużyny.Misje mają zostać tak zrealizowane, że brak współpracy narazi nas z pewnością na niepowodzenie, a pewne zróżnicowanie postaci z kolei podpowie nam, co zrobić. Daleko posunięta ma być również customizacja, i to nie wyłącznie jeśli chodzi o wygląd (choć też), ale również ekwipunek, którym mają się posługiwać postacie. Dla przykładu - jeden z Piratów dysponuje rozkładaną przenośną tarczą, która z powodzeniem osłoni nie tylko jego, ale i współtowarzyszy. Wiadomo więc, że gdy zrobi z niej użytek we właściwym strategicznie punkcie, pozostałym będzie łatwiej rozprawić się z wrogami. Inny przykład współpracy to ukatrupienie bossa. Kiedy trójka Piratów zajmie się sypaniem maszkarze ołowiem między oczy, ostatni wskoczy jej na grzbiet, by w zwarciu dopełnić dzieła destrukcji.

Bossowie giganci

Skoro już o bossach mówimy, wypada powiedzieć, że Lost Planet 2 szykuje się na grę wielce zajmującą, ładnie wyglądającą i niemiłosiernie dynamiczną zarazem, w której walki z bossami stanowić mają cre`me de la cre`me. Oczywiście należy brać poprawkę na to, że to tylko shooter, ale zawsze... Całość powstaje na sprawdzonym i rozwijanym od lat silniczku Capcomu zwanym MT Framework, tym razem zastosowanym w wersji 2.0. Jest to system siódmej generacji, który napędzał już takie produkcje jak Dead Rising, Lost Planet, Devil May Cry 4 i Resident Evil 5. Oferuje on rzecz jasna takie dobrodziejstwa jak dynamiczne cienie, efekty cząsteczkowe, rozmycia tekstur itp. Pięknie prezentuje się na nim woda, ogień (efekty wystrzałów z broni oraz wybuchy), a także animacja ruchu. Do tego stawia na dużą interakcję zachowań postaci i roślin w grze (a - przypomnijmy - walki toczą się tym razem w dżungli). Oznacza to np. że drzewa nie tylko zareagują na podmuchy wiatru, ale ich liście i konary poruszą się, gdy w pobliżu nastąpi eksplozja. Od strony technicznej silniczek wspiera obsługę DirectX11 (m.in. shadery w wersji 5.0), co oznacza, że mamy do czynienia z kolejnym kroczkiem naprzód w dziedzinie nowinek technologicznych. Autorzy chełpią się również dążeniem do stworzenia realistycznych systemów cieni oraz animacji zniszczeń i destrukcji obiektów. Wróćmy jednak do bossów, którzy mają być wredni i gigantyczni. Jednym, którego zdecydowano się ujawnić, jest przerośnięta salamandra, przypominająca momentami ogromnego czerwia znanego z Diuny, który wyskakuje spod ziemi i swoimi wężowatymi chwytakami wystającymi z paszczy stara się dopaść naszych śmiałków.

Nie dość, że już sam jej wygląd i wężowe ruchy, a także szybkość i zwrotność robią niezłe wrażenie, to wyobraźcie sobie jeszcze fakt, że można będzie ją pokonać na kilka sposobów. Pewne części poczwary (np. odwłok, wspomniane chwytaki, miejsce pod pancerzem na grzbiecie itp.) będą bowiem zaznaczone w rzucający się w oczy sposób. Gdy któryś z Piratów zaatakuje jedno z miejsc, pozostali mogą pędzić do innych lub - przeciwnie - wspomóc kolegę zmasowaną siłą ognia. Bestia będzie wić się i rzucać, starając się zadać jak najwięcej obrażeń, by w finalnym momencie starcia wpaść w prawdziwy szał. Jeśli zaś tego wam mało, to wspomnimy, że każdego bossa można będzie pokonać, działając zarówno z zewnątrz, jak i wchodząc mu do... środka. Tak - nie przesłyszeliście się. Można zrobić wjazd przez otwór gębowy do monstrualnych rozmiarów potwora i przerobić jego wnętrzności na sałatkę z tuńczyka. Aha - i jeszcze jedno. Ta ogromna salamandra, o której wspomnieliśmy, to zdaniem autorów jeden z... najmniejszych bossów w grze.

Bossów o wiele łatwiej będzie pokonać wskakując w Vital Suits. To maszyny przypominające mechy, które poruszają się szybko i dysponują niemałą siłą ognia. Do tego Vital Suits można łączyć maksymalnie po trzy, co oznacza, że trzy postaci poruszają się niejako równocześnie, siejąc jeszcze większe zamieszanie. Przy grupowych atakach - i to niezależnie od tego czy zagramy w singlu czy multi - nasza kompanijna czwórka otrzyma specjalny wskaźnik nazwany Team Millitary Power Bar. Jak to zadziała i do czego będzie potrzebne? Otóż będzie to specjalny parametr wyznaczający górną żywotność grupy. Każda śmierć - czy to gracza, czy postaci sterowanej przez komputer (w singlu) - oznacza niewielki ubytek na pasku. Bohater, który zginął, respawnuje się jednak nieopodal i ponownie może dołączyć do akcji. W ten sposób dzieje się to aż do całkowitego wykorzystania Team Millitary Power Bar. Rozwiązanie nawet ciekawe, zobaczymy jak sprawdzi się w praniu.

I kiedy to wszystko?

Jakby na te obietnice nie patrzeć, należy mieć nadzieję, że Capcom i pracujący dla niego zespół stanie na wysokości zadania. Faktem jest, że konkurencja na rynku dynamicznych gier akcji wraz z postępem technologicznym przybiera na sile i dziś już ciężko rzucić świat na kolana "czymkolwiek". Miejmy jednak nadzieję, że Lost Planet 2 zamiast "czymkolwiek" okaże się całkiem udaną produkcją. Do zobaczenia na E.D.N III pod koniec bieżącego roku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem - jeszcze w październiku. Lost Planet 2 będzie tytułem multiplatformowym i powędruje na półki posiadaczy PC, Xboxa 360 i PS3.

gram.pl
Dowiedz się więcej na temat: Planete+ | rozgrywki | team | strzelanie | śnieg | Lost: Zagubieni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy