Kinect Star Wars

Przez całe życie marzyłem, by zostać Jedi. W końcu moje marzenie się spełniło. Nie spodziewałem się jednak, że wymachiwanie mieczem świetlnym i zabawa Mocą mogą być aż tak nudne.

W przypadku Kinect Star Wars doskonale sprawdza się powiedzenie: "gdzie kucharek sześć...". Nad grą pracowało aż dziesięć zespołów i około dwustu osób. Nie wyszło z tego nic dobrego. Produkcja, która miała pokazać, jak wielka Moc tkwi w Kinekcie, jest nużąca jak masowanie Jabby i miejscami żałosna jak pierwsze próby Luke'a Skywalkera z mieczem świetlnym. A do tego została spolonizowana w sposób, który urąga legendzie "Gwiezdnych wojen". No, ale zacznijmy tak, jak tradycja nakazuje. Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce...

Reklama

Kinect Star Wars to połączenie różnych gatunków - zręcznościówki, wyścigów, a nawet gry tanecznej. Najwięcej emocji czeka nas, przynajmniej w teorii, w kampanii zatytułowanej Przeznaczenie Jedi: Ciemna Strona Mocy. Wcielamy się w niej w młodego padawana, wspierającego mistrza Jedi Mavrę Zane w walce z Galaktycznym Senatem. Nasza ścieżka powiedzie nas przez najróżniejsze ekosystemy, od Kashyyyk (rodzinna planeta Chewbacki) po Coruscant (późniejsza siedziba imperatora Palpatine). Cała akcja rozgrywa się w okresie między pierwszym a drugim epizodem sagi Lucasa.

Na kolejnych etapach stajemy przed najróżniejszymi wyzwaniami. Raz musimy pokonać oddział droidów, innym stoczyć pojedynek na miecze świetlne, a jeszcze innym - zasiąść za sterami kosmicznego myśliwca. To wszystko brzmi (zwłaszcza dla fana "Gwiezdnych wojen", takiego jak ja) jak spełnienie marzeń z dzieciństwa. Ba, w pierwszych chwilach spędzonych z grą wymachiwanie mieczem i używanie sztuczek Mocy nawet sprawia frajdę. Niestety, z prędkością rozpędzonego X-Winga przychodzi znużenie i frustracja. Gra wymaga niezwykłej precyzji podczas wykonywania ruchów, co wnet wyprowadzi z równowagi nawet najbardziej cierpliwego Jedi. Ciągłe skakanie i wymachiwanie rękami/nogami przed telewizorem - czy to w walce z Sithem, czy w manewrach za sterami myśliwca - to zabawa najwyżej na godzinę bez przerwy. A to i tak aż jedna trzecia kampanii. Całą historię (niezbyt emocjonującą, trzeba dodać) jesteśmy w stanie ukończyć w ciągu trzech godzin.

Następnym trybem rozgrywki, dostępnym w Kinect Star Wars, są wyścigi podów, a dokładnie - Wyścigi Ścigaczy: Galaktyczna Liga. Wszystkie pojedynki odbywają się na piaszczysto-skalistej powierzchni Tatooine. Autorzy przygotowali kilka tras oraz szereg zróżnicowanych przeciwników, którzy chętnie utrą nam nosa. Naszym zmaganiom towarzyszy żywy komentarz rodem z pierwszego epizodu. Jak prowadzi się poda? Prosto - trzymamy ręce przed sobą, ruchem prawej w naszym kierunku skręcamy w prawo, ruchem lewej odwrotnie. Poza tym możemy jeszcze zwalniać i przyspieszać. Oto cała filozofia. Wyścigi nie są tak złe, jak mogło się wydawać po obejrzeniu oficjalnych gameplay'ów, ale są za to potwornie męczące. Nie da się trzymać wyciągniętych przed siebie rąk dłużej niż kilka minut.

Na koniec pozostaje opcja zabawy, która do cna profanuje "Gwiezdne wojny" - Galaktyczny Pojedynek Taneczny. Obserwowanie podrygującego Hana Solo czy śpiewającego Dartha Vadera może wykreślić wasze cenne wspomnienia z lat dziecięcych raz na zawsze, uważajcie.

Przygotowane przez twórców piosenki to znane przeboje, przerobione na "gwiezdnowojenną" modłę - zarówno jeśli chodzi o muzykę, jak i tekst. Przychodzi nam więc tańczyć do takich kawałków, jak "Princess in a Bottle" (zamiast "Genie in a Bottle" autorstwa Christiny Aguilery) czy "Hologram Girl" (w miejsce "Hollaback Girl" w wykonaniu Gwen Stefani). Pomijając śmieszność tego trybu, trzeba przyznać, że jest chyba najlepiej wykonanym ze wszystkich trzech.

We wszystkich trybach rozgrywki możemy się bawić sami albo w co-opie, z kolegą lub koleżanką. Wspólna zabawa daje więcej frajdy... ale niewiele więcej. Jeśli miałbym komuś kupić Kinect Star Wars na prezent, ten ktoś musiałby mieć nie więcej niż 15 lat. Starsi gracze po prostu nie mają tutaj czego szukać. Ani ciekawej fabuły, ani wyjątkowych emocji, ani wciągającej rozgrywki. Czy warto wydać prawie dwieście złotych, aby przejść niezbyt emocjonującą, trzygodzinną kampanię i zobaczyć tańczącego Hana Solo?

Kinect Star Wars został spolonizowany... i to chyba wszystko, co możemy w tej kwestii dobrego napisać. Nagrane przez polski oddział Microsoftu dialogi są sztuczne jak piersi tancerek z pałacu Jabby. O ile jeszcze niektórych aktorów da się słuchać (np. tego, który wcielił się w Mace'a Windu), tak niektórych chce się jak najprędzej wyłączyć (szczytem szczytów jest głos Yody). Na szczęście można to zrobić. Na płycie z grą znalazła się także oryginalna ścieżka dźwiękowa.

Plusy:

+ hurra, ja też mogę być Jedi!

+ nie taki zły tryb taneczny

Minusy:

- nudna i krótka kampania

- kiepskie wykrywanie ruchów

- katastrofalny dubbing

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gwiezdne Wojny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy