Halo: Reach

W recenzjach można pisać o wszystkim i o niczym, ale na końcu najważniejsze jest to, czy warto wydać pieniądze, i to zazwyczaj niemałe pieniądze, na pudełko z grą. Co w nim znajdziemy? Czy będzie to spełnienie naszych oczekiwań?

Czy dobrze wydamy prawie dwie stówki? Czy skończymy grę w dwa wieczory i odłożymy ją na półkę? W przypadku Halo: Reach odpowiedzi na te pytania spowodują, że bez chwili zastanowienia wyciągnięcie z portfela pieniądze i kupicie ostatnią część Halo stworzoną przez zespół Bungie.

Wszystko rozchodzi się o zawartość. Kiedyś strzelaniny na konsolach stawiały tylko i wyłącznie na kampanię dla pojedynczego gracza. Z czasem zaczął pojawiać się tryb multiplayer, który jednak dopiero w obecnej generacji konsol rozwinął skrzydła. W ostatnich latach kooperacja stała się obowiązkową zabawką, przyciągającą wielu fanów grzania z giwer. I Halo: Reach zawiera wszystkie wymienione tu elementy, ale to nie koniec atrakcji.

Reklama

Singleplayer skupia się na wydarzeniach poprzedzających Halo: Combat Evolved. Master Chief, podobnie jak w Halo 3: ODST, jest nieobecny, a zastępuje go cały oddział Spartan. Noble Team to zgrany zespół profesjonalistów, który niestety w jednej z ostatnich misji stracił żołnierza. Zastępuje go gracz, wcielając się w bezimiennego wojownika. To w końcu Halo, więc nie ma mowy o wydawaniu rozkazów, ale Noble Team będzie cały czas towarzyszył Wam w rozgrywce.

I nic w tym dziwnego, bo planetę Reach atakuje niewyobrażalna armia Przymierza, której UNSC nie jest w stanie pokonać. Tym samym kampania pokazuje tak naprawdę nie walkę, a upadek Reach. Owszem, Noble Team ze wszystkich sił będzie starał się uratować planetę, ale będzie to batalia z góry skazana na porażkę.

Takie założenie ma również wpływ na rozgrywkę, gdyż starcia są ciężkie, wyczerpujące, ale i niezwykle satysfakcjonujące. Powracają pojazdy, którymi można dać upust swojej złości za zniszczenie planety. Obok klasycznego Skorpiona czy kultowego Guźca zobaczycie nowe maszyny.

Sokół to niejako śmigłowiec, którym zarówno polatacie, jak i pobawicie się w strzelaninę na szynach, operując tylko i wyłącznie działkiem. Największym zaskoczeniem jest jednak Szabla, czyli prototypowy myśliwiec przeznaczony do walki w przestrzeni kosmicznej. Ten nowy fragment rozgrywki stanowi powiew świeżości w Halo i pokazuje, jak gra wypiękniała od czasu Halo 3. Reach to nie tylko pojazdy, ale i nowe bronie i gadżety.

Gra promuje walkę na odległość, bo nowy bohater nie ma tej siły, którą masakrował Master Chief. Trzeba uważać, pilnować się na każdym kroku, bo inteligencja przeciwników po raz kolejny wyznacza nowe standardy w gatunku strzelanin.

Jestem też przekonany, że spodobają się wam nowe gadżety, takie jak jetpacki, hologramy czy osłony. Nowe zabawki świetnie sprawdzają się na polu walki, które dostarczy wam niebywałych emocji. Pod tym względem ciężko odszukać równie dobrą strzelaninę, bo w końcu Call of Duty stawia na skryptowane akcje.

A skoro mowa o tej serii, to Bungie podpatrzyli to i owo, co oznacza, że część przerywników zobaczycie w perspektywie pierwszej osoby.

O trybie multiplayer można by pisać całymi dniami. Poprawiono praktycznie wszystko: wyszukiwanie rozgrywek, weta, opcje społecznościowe, a także wprowadzono mnóstwo nowinek. Teraz każdy Spartan i Elite może być upiększony dziesiątkami detali i gadżetów, które można kupować w sklepikach za punkty zdobyte podczas walki.

Pojawiły się nowe mapki, tryby i klasy postaci, co jest z pewnością ukłonem w stronę Bad Company, Modern Warfare i Black Ops, ale jeżeli kochacie klasyczne Halo, to i w takich trybach możecie szaleć online.

Multiplayer jest dopracowany do perfekcji, a świeże pomysły i mapki stawiają na maksymalną zabawę. To nadal Halo, więc trzeba się nieźle namęczyć, by pokonać przeciwnika, a poza tym nie ma drugiego multiplayera, który pozostawia taką dowolność w stylu walki, jak w Halo.

Kooperacja to niepisany standard, ale warto przypomnieć, że podczas premiery Halo 3 zabawa dla czterech graczy była nowością. Teraz to po prostu miejsce na liście, które należy odhaczyć. Co-op jest i nadal bawi, jak za dawnych lat.

Warto też wspomnieć o czaszkach, czyli manipulacji w ustawieniach rozgrywki, które powodują, że Reach można wielokrotnie przechodzić z kumplami. W dodatku najwyższy poziom trudności, czyli Legendary, to prawdziwy hardcore, więc przyda wam się wsparcie znajomych.

Single, multi i co-op to nadal za mało. Bungie dorzucają Firefight znany z ODST. Tym razem znacznie bardziej dopracowany. Gracz może ustawiać własne warunki walki, a opcje są tak liczne, że początkowo można się w nich pogubić. Odpieranie kolejnych fal wrogów miażdży grywalnością i nie sądzę, by kiedykolwiek mogło się wam znudzić. W dodatku teraz można wcielić się w tego "złego", więc jako Elite możecie przeszkadzać innym graczom.

I na tym nie mogę skończyć moich zachwytów, bo nie możemy zapomnieć o Forge. Edytor poziomów jest jeszcze bardziej intuicyjny, a jego możliwości ewoluowały. Zapomnijcie o frustracji z Halo 3 podczas tworzenia własnych mapek, teraz można budować prawdzie cuda czy nawet projektować minigierki. Jest to kolejny element, który przedłuża czas zabawy.

I na koniec pozostawiłem możliwość nagrywania własnych filmów i robienia zdjęć. Serwis You Tube ponownie zapełnia się filmikami fanów, którzy bawią się w domowych reżyserów.

Musicie przyznać, że raz sięgając do portfela, dostajecie maksymalnie dopracowany produkt. Kampania pełna jest dramatycznych wydarzeń, efektownych zwrotów akcji i smaczków dla fanów Halo. Fabuła w końcu stała się dorosła, a zakończenie doprawdy zaskakuje. Po jego obejrzeniu z miejsca polecam fantastyczny multiplayer. Jeden z najlepszych na rynku. A jeśli lubicie wspólne granie, to godzinami będziecie bawić się w kooperacji i trybie Firefight.

Reach zgarnia wysoką ocenę również za bezbłędną ścieżkę dźwiękową, ale to niejako standard, że kompozytorzy Bungie zachwycają świat swoimi dziełami. I tylko oprawa graficzna, która choć odskakuje o lata świetlne od Halo 3, nadal nie jest bliska doskonałości i ma kilka gorszych momentów. Nie zmienia to faktu, że Halo: Reach to godne pożegnanie się ze wspaniałą serią, która od lat przyciąga miliony graczy na całym świecie.

W recenzjach można pisać o wszystkim i o niczym, ale na końcu najważniejsze jest to, czy warto wydać pieniądze. Tak, zdecydowanie warto! Nie będziecie żałować czasu spędzonego z Halo: Reach.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: hala | team
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy