Fable: The Journey

Hop na konia i ruszajmy w podróż pełną przygód, magii i pięknych krajobrazów. Peter Molyneux zaprasza w ostatnią pod swoim przewodnictwem wyprawę do krainy Albionu.

Molyneux to twórca, który lubi wymyślać, testować, sprawdzać, często ponosząc ryzyko niepowodzenia. Jego gry nie zawsze są do końca udane, ale nie można o nich powiedzieć, że są wtórne. W każdej z nich można znaleźć coś, czego nie było wcześniej nigdzie indziej. Podobnie będzie z kolejną odsłoną serii Fable, zatytułowaną The Journey. Tym razem Molyneux poeksperymentował z gatunkiem i rodzajem sterowania. Tworzy wraz ze swoim zespołem grę akcji, w której najważniejszym motywem będzie tytułowa podróż i którą będziemy sterować... za pomocą Kinecta. Czy ten eksperyment będzie udanym pożegnaniem Molyneux z Fablem?

Reklama

Głównym bohaterem Fable: The Journey będzie chłopak imieniem Gabriel, który wyrusza w podróż swojego życia. Wiedzie ona przez 500 kilometrów Albionu, aż do Iglicy. Celem wyprawy będzie pomoc kobiecie o imieniu Theresa (czyli po naszemu Tereska), która obdarzyła Gabriela nadludzkimi umiejętnościami. Większość drogi przemierzymy na koniu, który nie będzie tylko środkiem lokomocji, ale również przyjacielem Gabriela. Będzie odczuwał rozmaite emocje, takie jak strach czy ból, i reagował na nasze poczynania. Po drodze będziemy musieli dokonywać trudnych wyborów. Na przykład gdy koń zostanie ranny, będziemy mogli udać się po opatrunki do pobliskiej chaty, albo, nie chcąc tracić czasu, udać się w dalszą drogę. Decyzja będzie o tyle trudniejsza, że, lecząc zwierzę, sprawimy ból jakiemuś innemu istnieniu w świecie gry. Oto cały Molyneux i jego pomysły.

Największe kontrowersje w Fable: The Journey wywołuje sterowanie Kinectem. Jeszcze nikomu (poza twórcami programów fitness i gier tanecznych) nie udało się stworzyć gry, która wykorzystywałaby to urządzenie należycie. Molyneux zdaje sobie z tego sprawę i zapewnia, że nie popełni błędów, których nie ustrzegli się inni deweloperzy. Nie chce, by zabawa wiązała się z koniecznością uskuteczniania różnego rodzaju wygibasów przed telewizorem. Podczas podróży, kierując powozem, mamy się czuć zrelaksowani. Rękami będziemy poruszali lekko, z gracją (w odwrotnym przypadku sprawimy koniu ból).

W grze czekają nas także walki. Z zagrożeniem będziemy sobie radzili przede wszystkim za pomocą czarów. Chcąc rozpalić ogień, który później skierujemy we wrogów, będziemy musieli potrzeć o siebie ręce. Do walki wręcz będziemy się musieli uciec dopiero wtedy, gdy przeciwnicy podejdą zbyt blisko. Te fragmenty będą od nas wymagały bardziej gwałtownych ruchów.

Bardzo ważnym elementem Fable: The Journey będzie grafika. W trakcie podróży mamy oglądać krajobrazy zapierające dech w piersiach. Aby nas zachwycić, twórcy potrzebowali dobrego silnika. Ostatecznie wykorzystali technologię Unreal Engine 3. Oceniając oprawę na podstawie udostępnionych dotychczas screenów, można przypuszczać, że Fable: The Journey będzie jedną z najładniejszych gier na Kinecta.

Czy będzie też pierwszą grą wykorzystującą kontrolery ruchu, która zdobędzie tak dużą popularność, jak produkcje obsługiwane tradycyjnie, padem? Po tylu nieudanych próbach zachowujemy sceptycyzm, ale w głębi serc wierzymy, że Molyneux - na koniec swojej przygody z Fable - zdoła nas zachwycić.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy