F.3.A.R.
F.E.A.R. trochę kłóci się z moim pojmowaniem horroru, niemniej jednak każda z odsłon tej serii jest warta uwagi. Trzecia także.
Osobiście do gatunku survival horrorów zaliczam takie gry, jak Silent Hill czy Resident Evil. Czyli takie, w których musimy na każdym kroku walczyć o przetrwanie, za to na żadnym nie możemy się czuć bezpieczni i nie wiemy, co nas czeka za kolejnym narożnikiem. F.E.A.R. teoretycznie gdzieś o tę kategorię gier zahacza, ale dla mnie nie jest to survival horror z prawdziwego zdarzenia. To bardziej shooter w mroczno-strasznej oprawie, która jest tylko dodatkiem do elementu przewodniego, czyli strzelania.
Podobnie jest z F.3.A.R. Jeżeli liczysz, że jest to gra, która będzie cię straszyć niczym dobra powieść Stephena Kinga, to srodze się zawiedziesz. Co prawda, jest w niej kilka takich fragmentów, które przyprawią cię o gęsią skórkę, ale survival horrorem na pewno bym jej nie nazwał. Nie nazwałbym jej nawet horrorem, bez survivalu. To dla mnie w dalszym ciągu shooter ze szczyptą grozy. A do tego, porównując go do pierwszej części serii, mamy w nim więcej z shootera niż z grozy. O zgrozo!
To, że F.3.A.R. różni się od jedynki czy od dwójki, to rzecz oczywista, wynikająca z faktu, iż grę powierzono zupełnie nowemu dla tej serii zespołowi. Do tej pory był za nią odpowiedzialny Monolith, a teraz Warner Bros. zdecydował się dać szansę ekipie Day 1 Studios. Ja na miejscu osób, które podjęły tę decyzję, bym tego żałował, bo panowie z Day 1 Studios ewidentnie nie są mistrzami od tworzenia gier dopracowanych od początku do końca. W przypadku F.3.A.R. zaserwowali nam mieszankę naprawdę fajnej akcji z nudą.
Rzecz pierwsza - kampania dla pojedynczego gracza. Nie wiem, jak dla was, ale dla mnie to była najważniejsza rzecz w F.3.A.R. Jeśli chciałbym pograć w multi, sięgnąłbym po Battlefielda, a nawet jeśli koniecznie musiałoby to być multi "straszące", to jest przecież świetne Left 4 Dead. A zatem swoją ocenę F.3.A.R.-a postanowiłem oprzeć głównie o wrażenia z singla. A te niestety nie są najlepsze...
Niestety, F.E.A.R. kontynuuje swój upadek, jeśli chodzi o jakość kampanii singlowej. W jedynce była ona naprawdę dobra, w dwójce nieco gorsza, a teraz jest już naprawdę przeciętna. Fabuła jest nieciekawa, cutscenki w ogóle nieefektowne, a w momentach, w których miałem się bać, na moim czole pojawiła się co najwyżej kropelka potu. A Alma, czyli postać, wokół której kręci się scenariusz całej serii i która występuje na okładkach wszystkich jej odsłon, w tym trzeciej, została zepchnięta na dalszy plan. Pomimo, że to, co się dzieje w grze, jest właśnie jej "zasługą"!
No, ale jeśli dojdziesz do takiego wniosku, jak ja - że fabuła i cutscenki to nie wszystko, a do tego zapomnisz jeszcze o tym, że to przecież miał być horror, to zaczniesz dostrzegać zalety F.3.A.R.-a. Tą pierwszą jest możliwość przejścia kampanii dwoma zupełnie innymi postaciami, a mianowicie jednym z dwójki braci - Point Manem albo Paxtonem Fettelem (obaj są synami wspomnianej Almy).
Ten pierwszy to typowy szturmowiec, który do eliminowania wrogów wykorzystuje wszelkiego rodzaju broń palną: pistolety, strzelby, karabiny etc. Model walki sprawdza się naprawdę nieźle, branie udziału w potyczkach ze sztuczną inteligencją sprawia sporo frajdy. W strzelaninach bardzo ważne jest opanowanie systemu osłon, który działa nie gorzej niż w mistrzowskim Gears of War. Poza tym masz dostępne znane z poprzednich odsłon serii spowolnienie czasu, które nieraz uratuje ci życie. Nie żartuję, F.3.A.R. momentami jest naprawdę wymagający, przede wszystkim dzięki zaprojektowaniu naprawdę sprawnej sztucznej inteligencji przeciwników. Zachowują się oni naprawdę mądrze - dużo się ruszają, sprytnie się kryją, wiedzą kiedy zaatakować...
Zabawa wygląda zupełnie inaczej, kiedy grasz Paxtonem Fettelem. Drugi z synów Almy nie używa broni palnej. Zamiast niej, do walki z przeciwnikami służą mu nadludzkie moce, wśród których dostępne są: uderzenie energii, unoszenie w powietrze oraz przejmowanie kontroli nad umysłem. I co? I bomba! Grając Fettelem, bawiłem się dziesięć razy lepiej niż w skórze Point Mana. F.3.A.R. nagle zrobił się bardziej klimatyczny, bardziej oryginalny i w ogóle bardziej wciągający. Przejść go Point Manem, a nie przejść Paxtonem Fettelem, to ciężki grzech! Trzeba jeszcze dodać, iż kampanię można ukończyć również w trybie kooperacji, w którym każdy z graczy wciela się w jednego z braci.
Jednak F.3.A.R. to, co ma najlepszego, serwuje nam w multiplayerze. Twórcy przygotowali w nim cztery całkiem oryginalne tryby rozgrywki. Pierwszy, o swojsko brzmiącej nazwie Sp***dalać!, nakazuje czwórce graczy uciekać przed utworzoną przez Almę ścianą, po dotknięciu której ginie się od ręki. Cały czas musimy współpracować z kolegami, gdyż jeżeli zginie jeden z nas, przegrywamy wszyscy. Drugi tryb - Król Dusz - daje nam możliwość wcielenia się w zjawy i stawia przed nami zadanie wyeliminowania jak największej liczby wrogów. W trzecim - Jedynym Ocalałym - rozgrywka jest zwariowana i pełna emocji. Wszyscy gracze walczą na wybranej mapie z botami, poza jednym, który stoi po stronie Almy i występuje jako duch przypominający Fettela. Jego zadaniem jest przekabacenie wszystkich pozostałych uczestników zabawy. Aż do momentu, w którym na mapie zostanie ostatni gracz, który będzie musiał uciec w wyznaczone miejsce. Czwarta opcja zabawy - Skurcze - nie będzie większym zaskoczeniem. Musimy w niej odpierać kolejne fale przeciwników, naprawiając w przerwach barykady.
O wiele gorzej niż multi prezentuje się... oprawa graficzna. Panowie z Day 1 Studios zapowiadali przed premierą, iż F.3.A.R. będzie oparty na supernowoczesnym silniku, ale ja już na pierwszych trailerach i gameplay'ach zauważyłem, że niczego nowoczesnego w nim nie ma. No i taki też jest faktyczny stan rzeczy - F.3.A.R. prezentuje się nieźle, ale nic ponadto.
Okej, umówmy się, że oceniamy F.3.A.R.-a dwa razy - jako horror z nastawieniem na kampanię singlową i jako multiplayerowy shooter w ciekawych, niekoniecznie strasznych klimatach. Pierwsza ocena to 6/10, a druga mocne 8/10. Uśredniając, wychodzi nam 7/10. I sądzę, że jest to idealna ocena dla F.3.A.R.-a, który w paru aspektach mnie zachwycił, a w paru zawiódł.