Driver: San Francisco

Driver to prawdopodobnie jeden z głośniejszych, tegorocznych powrotów. Hit z 1999 roku został ubrany we współczesne szaty i przeniesiony do San Francisco. Jak na tym wyszedł? Wiem, że takie "wielkie powroty" głośnych gier z lat dziewięćdziesiątych nie zawsze wychodzą tak, jak byśmy tego chcieli.

Obawiałem się, iż z Driverem: San Francisco będzie podobnie. Myliłem się, bo gra okazała się naprawdę dobra i warta wydania na nią tej stówy czy dwóch (w zależności od platformy). Na pewno nie jest produkcją wybitną, jednak na kilka długich wieczorów wciągnie chyba każdego, kto pożąda akcji w najlepszym, niemal hollywoodzkim wydaniu.

W Driverze: San Francisco głównym bohaterem jest John Tanner, policjant, którego powinien kojarzyć każdy, kto grał w pierwsze części cyklu. To jednak nie jedyny powrót w tej grze. Twórcy postanowili także powrócić do korzeni serii, np. rezygnując z możliwości wychodzenia z samochodu i osadzając całą akcję za kierownicą. Chociaż oczywiście nie zabrakło nowości, przede wszystkim w postaci funkcji Shift, która sprawia, że rozgrywka stała się nietypowa i nowatorska. Ale wszystko po kolei...

Reklama

Kariera Johna Tannera rozwijała się naprawdę dobrze. Zatrzymała się dopiero w momencie, gdy bohater wziął udział w groźnym wypadku, od którego, można powiedzieć, zaczyna się fabuła nowego Drivera. Ścigając swojego główny cel, groźnego kryminalistę Jericho, Tanner prawie traci życie. W jego samochód uderza rozpędzona ciężarówka, powodując u naszego funkcjonariusza wiele niezliczone urazy ciała, w tym głowy. Te ostatnie są najgroźniejsze, bo powodują, iż Tanner zapada w śpiączkę. W tym stanie właśnie rozegrają się kolejne chwile jego życia. Ciąg dalszy gonitwy za Jericho będzie miał miejsce w głowie głównego bohatera.

Trzeba przyznać, że twórcy nieźle zamieszali, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Scenariusz Drivera: San Francisco porywa od pierwszych chwil i nie wypuszcza od telewizora przez długi czas. Przygotowana przez scenarzystę fabuła została doskonale wyreżyserowana, w sposób tak widowiskowy, wręcz hollywodzki, że nie chce się odchodzić od ekranu.

Osadzając akcję gry w głowie głównego bohatera, panowie ze studia Ubisoft Reflections dali sobie możliwość wprowadzenia wspomnianej funkcji o nazwie Shift. Dzięki niej możemy podczas zabawy wyjść w dowolnym momencie z ciała Johna Tannera i przenieść się do innego, dowolnego samochodu, jadącego gdzieś ulicami San Francisco. Czy będzie to cywilna fura, czy patrol policyjny, czy też karetka wioząca do szpitala ofiarę wypadku. Tworzy to naprawdę sporo możliwości. Jakich?

Przede wszystkim za sprawą Shiftu możesz poruszać się całkiem swobodnie po całej lokacji, w której toczy się akcja, a zatem po tytułowym San Francisco (warto dodać, że dopracowanym w oparciu o rzeczywisty odpowiednik). W dowolnym momencie możesz wcisnąć button odpowiedzialny za wykorzystanie tej zdolności, aby unieść się w powietrze nad głowy mieszkańców miasta i zacząć poruszać się po nim jak w RTS-ie. A kiedy upatrzysz już sobie samochód, do którego chciałbyś się przenieść, najeżdżasz na niego kursorem, znowu wciskasz przycisk i już jesteś we wnętrzu pojazdu. Samo w sobie potrafi to być zabawne, jednak przede wszystkim Shift pomaga w znajdowaniu i przenoszeniu się do zadań, które czekają na wykonanie na ulicach San Francisco.

Poza tym Shift przydaje się podczas pościgów, których - jak to w Driverze - jest tutaj pełno. Na czym rzecz polega? Otóż nie musisz cały czas ścigać swojego celu, siedząc za kierownicą samochodu, którym rozpocząłeś dane zadanie. Kiedy trafi się jakaś okazja, możesz ją wykorzystać, używając Shiftu. Na przykład możesz przenieść się do dużego samochodu jadącego z naprzeciwka celu pościgu i pokierować nim tak, aby w ten cel uderzył. Jak widzisz, Shift daje zupełnie nowe możliwości, o których we wcześniejszych odsłonach Drivera (i we wszystkich innych grach tego typu) mogliśmy pomarzyć. Niektórym to rozwiązanie może się nie spodobać, ale ja tam się dzięki niemu dobrze bawiłem. A jak ktoś uważa, że korzystanie z Shiftu jest nieuczciwe, to zawsze może z niego zrezygnować, po prostu go nie używając.

Czy z Shiftem, czy bez, misje w Driverze: San Francisco są ciekawe i emocjonujące. Od samego początku twórcy popisują się ciekawymi pomysłami na zadania. W jednym z pierwszych musisz przewieźć ofiarę wypadku do szpitala, zanim jego tętno spadnie do tego stopnia, że nie będzie już kogo ratować. Później robi się jeszcze ciekawiej, zwłaszcza w pościgach, zważywszy że twoi przeciwnicy wykazują się naprawdę niezłą inteligencją, nie dając się tak łatwo wpuścić w maliny.

Wszystkie zadania zostały podzielone, niczym w RPG-u, na główne oraz poboczne. Z pobocznymi nie jest jednak tak, że możesz je w całości pominąć, skupiając się tylko na wątku głównym. Aby uzyskać dostęp do każdej kolejnej misji fabularnej, musisz wcześniej wykonać wskazaną liczbę questów pobocznych. Nie myśl, że pójdziesz na łatwiznę. Ale nawet z zadaniami opcjonalnymi gra nie jest tak długa, jak można by sądzić choćby po wielkości miasta (wirtualne San Francisco jest równie wielkie, jak to prawdziwe). Da się ją ukończyć w kilka godzin.

Żywotność gry wydłużają znacząco opcje rozgrywki sieciowej. Twórcy przygotowali kilka opcji zabawy, zarówno przez internet, jak i na split-screenie. Poza tym udostępnili opcję nagrywania naszych pościgów i późniejszą ich publikację. A wkrótce w sieci zaczną się regularnie ukazywać kolejne trasy do zabawy w multi, więc powinno się udać utrzymać popularność gry na poziomie, który pozwoli na łatwe odnalezienie partnerów do zabawy.

Do tej pory chwaliłem Drivera: San Francisco za wszystko. Chcąc jednak znaleźć jakieś minusy gry, znajduję... właściwie tylko jeden. Nie podoba mi się zbytnio jej oprawa. To znaczy muzyka jest jak najbardziej w porządku i świetnie tutaj pasuje, ale już grafika jest przeciętna. San Francisco cieszy wielkością, jednak już szczegółowość miasta razi. Brakowało mi w nim też miejscami życia - czasem ruch na drogach i chodniach jest zbyt mały, jak na tak duże miasto. Chciałem się też przyczepić do modelu jazdy, lecz przypomniałem sobie, że Driver: San Francisco to nie symulator, tylko stuprocentowa zręcznościówka.

Driver: San Francisco to dynamiczna, pełna akcji gra, która udanie nawiązuje do początków serii, jednocześnie wprowadzając sporo polotu. Przede wszystkim dzięki opcji Shiftu, która dla niektórych może być kontrowersyjna, ale ja uznaję ją za plus. Podobnie jak większość elementów gry. Podsumowując - Driver: San Francisco jest znacznie lepszy niż myślałem, że będzie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama