DiRT 3

Codemasters zgodnie z zapowiedziami spory nacisk położyło w przypadku DiRT 3 na nowe tryby rozgrywki, a przede wszystkim jeden z nich, zwany Gymkhana. Trzeba przyznać, że dzięki temu seria przeszła sporą przemianę, a sama gra stała się bardziej widowiskowa.

To jednak nie oznacza, że fani prawdziwych rajdów nie znajdą tutaj nic dla siebie. Wręcz przeciwnie! Zmiany widać już nie tylko w rozgrywce, ale także w samej nazwie nowej produkcji. Otóż DiRT 3 jako pierwsza gra wywodząca się z serii Colin McRae Rally nie ma w tytule, czy podtytule, nazwiska znanego rajdowca. Otóż po śmierci Colina w roku 2007 roku, producent zaczął powoli wycofywać się z sygnowania swojej gry jego nazwiskiem. Tak oto mieliśmy jeszcze cztery lata temu Colin McRae: DiRT, potem w 2009 roku DiRT 2: Colin McRae, a teraz po prostu DiRT 3. Nie ma się czemu dziwić, bowiem nazwisko McRae nie pojawia się wcale w recenzowanej grze. Jest to również całkiem inna gra od kilku wcześniejszych części wydawanych między rokiem 1998, a 2005. Dlaczego?

Reklama

Przede wszystkim DiRT 3 to już nie tylko symulacja rajdów samochodowych, ponieważ wiele trybów rozgrywki oferuje nowy model jazdy - prostszy, niż ten którego można doświadczyć w typowo rajdowych zmaganiach. Na przykład w Trailblaizer nie ma komend pilota, a auta posiadające ponad 800 KM bez problemu suną po mokrej, czy pokrytej śniegiem nawierzchni. Uczestnictwo w takim wyścigu daje sporo frajdy, jednak wykorzystanemu tutaj modelowi jazdy daleko do realizmu. Również w zwykłym trybie Rally są przewidziane pewne ułatwienia. Gracz może wybrać odpowiednie asysty, czyli chociażby włączyć ABS, czy kontrolę trakcji. To na pewno pomoże mniej wprawionym w bojach.

Zawodowiec bez własnego auta?

Najważniejszy jest jednak tryb kariery zwany DiRT Tour. Znajdziemy w nim wszystkie rodzaje zabawy jak wspomniany wyżej Trailblaizer, Rally, czy też Gymkhana. Ten ostatni pozwoliłem sobie zostawić na później. W DiRT Tour za każdy wygrany przejazd zdobywamy punkty Reputacji, które później pozwalają nam awansować na wyższy poziom i odkrywać kolejne wydarzenia składające się z różnych wyścigów. Nie mamy tutaj jednak własnego garażu i pieniędzy jak w poprzedniej części. Każde auto jest bowiem wypożyczane u sponsora. Możemy więc wybrać do danego wyścigu na przykład Forda Fiestę WRC, a następnie barwy w jakich wystartujemy. Nie jest to bez znaczenia, ponieważ w zależności od sponsora - danej firmy, na końcu wyścigu dostajemy różną ilość punktów reputacji. Jest to o tyle istotne, że przy dużej ilości tych punktów można od razu przechodzić do głównego eventu, który odkrywa kolejne etapy DiRT Tour. W związku z tym pominąć można na przykład mało ciekawe moim zdaniem Rallycross, a skupić się na bardziej efektownej Gymkhanie.

Kręcić bączki każdy może

Rodzaje zmagań typu Gymkhana są nazywane na świecie "samochodowym baletem". Rzecz jasna nie bez powodu. W skrócie zawody te polegają na wykonywaniu różnych trików autem w określonym czasie i w jak najbardziej widowiskowy sposób. Można więc na przykład kręcić bączki dookoła postawionego słupka, czy przejeżdżać w kontrolowanym poślizgu, czyli tak zwanym driftcie, pod przyczepą ciężarówki. Gymkhany odbywają się też na specjalnie przygotowanych arenach, a nie na Odcinkach Specjalnych. Wymaga tego oczywiście specyfika zawodów, ponieważ na wąskiej trasie trudno byłoby wykonać te wszystkie ewolucje.

Mistrzem w tym jest bez wątpienia Ken Block, którego też Codemasters mocno zaangażowało do promowania DiRT 3. Wielokrotnie przewija się on przez całą grę i widać, że zastąpił obecnie Colina McRae, który swoim nazwiskiem firmował poprzednie części serii. Kto wie, może kolejna odsłona DiRT, będzie się nazywać Ken Block Gymkhana: DiRT 4?

Pozostawmy jednak zawody w "realu" i skupmy się na tym co oferuje najnowsza odsłona recenzowanej gry. Same zmagania typu Gymkhana mogą wydawać się na początku dość trudne, jednak po kilku przejazdach i poznaniu tego, co oferuje dana arena, szybko możemy osiągać dobre wyniki. To z pewnością za sprawą dość prostego modelu jazdy, dzięki któremu rzadko tracimy kontrolę nad pojazdem. Wystarczy więc nauczyć się umiejętnie dodawać gazu i w odpowiednim momencie używać hamulca ręcznego, a sukces będzie murowany. Gymkhana w DiRT 3 to także ciekawa odskocznia od zwykłych rajdów. Jeśli jednak komuś się nie spodoba, to zawsze może pominąć tego typu wyzwania w trybie DiRT Tour mając odpowiednią ilość punktów Reputacji.

Kurz, pył, śnieg i deszcz, czyli po prostu DiRT

Sama gra nie robiłaby tak dobrego wrażenia, gdyby nie świetnie przygotowana oprawa wizualna. Obecnie DiRT 3 to moim zdaniem jedne z najładniejszych wyścigów. Samochody prezentują się świetnie, mają masę szczegółów, ale jeszcze lepiej wygląda otoczenie, czyli trasy. Nałożono na nie sporo filtrów, dzięki czemu na przykład krajobrazy Kenii, czy Norwegii wyglądają jak zdjęcia na pocztówce z tychże krajów. Co więcej w trybie Single Player możemy wybrać porę dnia w której się ścigamy, co całkowicie zmienia kolorystykę otoczenia. Zdarzają się tutaj oczywiście słabsze elementy, jak widok z kokpitu, który nie dorównuje temu z Shifta 2, ale pod względem wykonania krajobrazu DiRT 3 wyprzedza konkurencję o cały OS i staje na najwyższym miejscu podium.

Jakieś wady? Na siłę można się przyczepić do publiczności, która wygląda marnie w porównaniu do reszty otoczenia, a ludzie z tłumu często jednocześnie wykonują identyczne gesty. Osobiście brakuje mi też trochę większej ilości tras i samochodów. Samą opcję wybierania sponsora, czyli barw auta, można potraktować jako sprytny chwyt do ukrycia dość skąpo wyposażonego garażu. Zapewne Codemasters naprawi to w najbliższym czasie za pomocą DLC, ale ja jednak nie mam zamiaru dodatkowo płacić za rzeczy, które powinny być w grze od samego początku.

W ogólnym rozrachunku DiRT 3 to pozycja wręcz obowiązkowa dla fanów rajdów samochodowych. Ma znakomity model jazdy, który zresztą można modyfikować w zależności od własnych preferencji i umiejętności. Do tego cała gra rewelacyjnie prezentuje się od strony wizualnej i ma sporą ilość ciekawych trybów rozgrywki. Jeśli więc szukacie dobrej gry rajdowej, to obecnie nie ma nic lepszego na rynku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama