Call of Juarez: The Cartel

Techland przenosi swojego flagowego FPS-a z Dzikiego Zachodu na współczesny grunt. Mamy więc trójkę nowych bohaterów...

...samochodowe pościgi i sporo strzelania do członków meksykańskiego kartelu. Niestety, nie wszystkie elementy gry przetrwały próbę czasu. Poprzednie dwie części Call of Juarez przedstawiły historię dwóch braci McCall - dziarskich rewolwerowców na Dzikim Zachodzie. Najnowsza odsłona tej gry to coś zupełnie innego. Mamy okres współczesny, a w Ameryce szaleją gangi narkotykowe. Jeden z nich przeprowadza atak na budynek rządowy USA, przez co giną setki niewinnych ludzi. Państwowa agencja walcząca z przestępczości orientuje się, że za zamachem stoi kartel z Meksyku. Niestety, jest on w tej chwili zbyt silny, aby przeprowadzić przeciwko niemu skuteczną akcję militarną, o której nikt się nie dowie. W związku z tym do wykonania zadania powołany zostaje Oddział Specjalny, który w podstępny sposób ma pozbyć się nękającego USA problemu.

Reklama

W jego skład wchodzi trójka głównych bohaterów. Detektyw z LAPD Ben McCall, będący potomkiem Ray'a McCalla z poprzedniej części gry. Ben nie przebiera w środkach, preferuje ostrą grę, a jego przeciwnicy nie mają co liczyć na litość. Dalej mamy Kimberly Evans, czyli młodą agentkę z FBI. Jako dziecko nie miała łatwego życia, bowiem część jej rodziny należała do gangu. Z tego względu nowa misja jest dla niej bardzo osobistym przeżyciem. Ostatnim członkiem Oddziału Specjalnego jest Eddie Guerra należący do DEA. To typ latynoskiego cwaniak, lubi podrywać i mieć wszystko pod kontrolą. Niestety, tak jak pozostali bohaterowie nie jest on przykładem obrońcy uciśnionych na miarę Matki Teresy z Kalkuty. Ma skłonność do nałogowego wydawania pieniędzy w kasynach, co wpędza go w niemałe kłopoty.

Trzy głowy to nie jedna

Najmocniejszym punktem w Call of Juarez: The Cartel jest właśnie połączenie trójki naszych podopiecznych w Oddział Specjalny. Na początku Kampanii wybieramy więc jednego z nich, a pozostała dwójka sterowana jest przez konsolę lub innego gracza, jeśli zdecydujemy się na rozgrywkę przez XBL lub PSN. Ze względu na różne pochodzenie naszych bohaterów, każdy z nich w walce z kartelem narkotykowym ma jednak własny, prywatny cel misji. To sprawia, że na końcu możemy zobaczyć trzy różne zakończenia.

W zależności od postaci mamy także przydzielone inne zadania poboczne, które pojawiają się podczas głównych misji. Trzeba je jednak wykonywać w momencie, kiedy nasi partnerzy nie widzą co robimy, ponieważ są to często akcje niezgodne z prawem. Tak na przykład Eddie dostaje cynk od kumpla, że na terenie doków znajduje się kontener z ukrytym towarem marihuany. Nasz bohater akurat jest w potrzebie i spieniężenie zioła pozwoli mu spłacić hazardowe długi. Za wykonanie takiego zadania zdobywamy z kolei punkty doświadczenia dające awans postaci na kolejny poziom i dostęp do nowych broni. Przyznam, że ten element gry najbardziej mi się spodobał, ponieważ wprowadza pewną intrygę do rozgrywki i wzbogaca historię naszej trójki.

Headshot w Sztuczną Inteligencję

Niestety, nie wszystko w grze działa jak należy. Przede wszystkim rozczarowuje AI przeciwników i czasami także naszych kompanów z drużyny. Wrogowie biegają bez ładu, niczym poparzeni po całym polu walki i rzadko w taktyczny sposób starają się odeprzeć nasz atak. Zdarza im się chować za samochodami, jednak te wybuchają już po kilku strzałach w karoserię, co czyni gangsterów dobrym materiałem na meksykańskie danie z grilla. Poza tym odniosłem wrażenie, że mają wręcz sokoli wzrok i dostrzegają nas z bardzo dalekiej odległości. Coś tutaj nie gra, bo przeciwnicy z bliska zachowują się jak oszołomy, a jednocześnie potrafią celnie strzelać będąc po drugiej stronie mapy.

Call of Juarez: The Cartel nie ustrzegło się też wpadek jeśli chodzi o przedstawienie akcji. Dla przykładu, wybieramy Bena i rozpoczynamy misję. Czekamy całą trójką na wzgórzu w aucie i widzimy, jak za kierownicą siedzi Eddie. Nagle Ben dostrzega auto kartelu i nakazuje Eddiemu ruszyć za nim. Scenka się kończy, uruchamia się właściwa gra i co? My jako Ben kierujemy pojazdem. Szkoda, przecież jak twórcy tak bardzo chcieli, żebyśmy to my właśnie prowadzili pojazd, mogli zmienić nieco filmik na potrzeby danej postaci, albo po prostu pozwolić nam biernie obserwować akcję z fotela pasażera.

Chrome nadgryziony zębem czasu

W strzelankach ważnym element jest grafika i pod tym względem The Cartel wypada naprawdę blado w zestawieniu z konkurencją. Postacie poruszają się sztucznie, a niektórym elementom otoczenia brakuje detali. Ogień czy woda też nie robią wrażenia, tak jak chociażby w starszym Battlefield 2 czy Black Ops. Skoro nasz rodzimy produkt chce aspirować do światowej czołówki najlepszych gier FPS, to też z takimi grami należy go porównywać. Często również towarzyszy nam zbyt duże rozmycie tekstur, przez co miejscami gra wygląda jak na Nintendo 64. Miejmy nadzieję, że wersja na PC będzie pod tym względem bardziej dopracowana, w końcu do jej premiery pozostał jeszcze miesiąc.

Jednak o ile pod względem wizualnym The Cartel nie powala, to przynajmniej ma ciekawie zaprojektowane poziomy. Jest gdzie się chować, lokacje są urozmaicone, a całość sprawia dodatkowo wrażenie, że mamy do czynienia z otwartym terenem. To na pewno należy zaliczyć jako plus.

Cena czyni cuda?

W ogólnym rozrachunku wychodzi jednak na to, że Call of Juarez: The Cartel to produkcja jedynie przeciętna. Być może ktoś się na nią skusi w dobie okresu ogórkowego, tym bardziej, że wydawca oferuje ją w bardzo dobrej cenie. Wersje na konsole można kupić od 139 zł, a na PC ma kosztować 79 zł. Jeśli zatem przymknięcie oko na pewne błędy i słabą grafikę to The Cartel dostarczy wam dobrą zabawę, zwłaszcza że do dyspozycji są trzy różne postacie, a historia i jej niuanse potrafią zaskoczyć.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama