Call of Duty: Black Ops II
Czas na największą - obok Halo 4 i Assassin's Creed 3 - premierę tego roku. Chyba żadna gra nie wywołuje tylu emocji, co każda kolejna odsłona Call of Duty. Nie zawsze są to emocje pozytywne. Jak jest tym razem?
Są trzy rzeczy pewne. Po pierwsze - Call of Duty: Black Ops 2, podobnie jak poprzednicy, będzie miał zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Po drugie - liczba tych pierwszych przewyższy liczbę drugich o kilkaset razy, co znajdzie odzwierciedlenie w liczbie sprzedanych egzemplarzy (analitycy mówią o sześciu, a nawet siedmiu milionach kopii w ciągu pierwszych 24 godzin od premiery). Po trzecie - ile nowinek by się w Call of Duty nie znalazło, pozostanie ono tym, czym jest od dobrych paru lat. Do bólu liniową (choć tym razem nie do końca), do bólu (napuchniętych oczu) efektowną i do bólu (nieprzespanych nocy) wciągającą wojenną strzelanką. Takie jest też Call of Duty: Black Ops 2.
Tak jak w pierwszym Call of Duty: Black Ops, w "dwójce" mamy okazję wziąć udział w działaniach wojennych mających miejsce w ostatnich dekadach. Przeniesiemy się w ich ramach w różnorodne miejsca, takie jak afgańska pustynia czy angolska dżungla. W tym przypadku pokierujemy znanym z poprzedniej części Aleksem Masonem, wspominanym przez podstarzałego Franka Woodsa, również znanego z pierwszego Black Ops. A pomiędzy tymi misjami czekają na nas wycieczki do przyszłości, w lata dwudzieste tego wieku, i wartka akcja w skórze Davida Masona, syna Aleksa. Tutaj bierzemy w dłonie futurystyczną broń i wykorzystujemy urządzenia będące dziś tylko w sferze marzeń. Naszym celem jest po raz kolejny Raul Menendez, którego nie udało się dopaść Woodsowi oraz Masonowi, a który przez ostatnie lata ukrywał się i dopiero na 2025 rok zaplanował swoją zemstę.
Pomysł z dwutorowym prowadzeniem fabuły uważam za bardzo dobry. Z jednej strony poznajemy bardziej aktualne wydarzenia, mające na celu doprowadzić do ostatecznego wyeliminowania Menendeza z gry, a z drugiej mamy okazję poznać uzasadnienie tego, co dzieje się w latach dwudziestych tego wieku. Jedne misje wyjaśniają drugie i choć sposób prowadzenia scenariusza nie jest może idealny, a niektóre z zaprezentowanych wydarzeń należy określić jako "tanie chwyty", to jego tempo zdecydowanie zasługuje na pochwałę. Rozdzielenie fabuły pozwoliło także na jeszcze większe zróżnicowanie kolejnych zadań. Misje rozgrywane w przyszłości są całkiem inne od tych z przeszłości - czy to pod względem klimatu, czy używanego wyposażenia.
W Call of Duty: Black Ops 2 gra się tak samo, jak w Call of Duty: Black Ops czy Call of Duty: Modern Warfare 3. Jeśli bawiłeś się w poprzednie części serii, tutaj poczujesz się jak w domu. A jeśli nie, wczujesz się i nauczysz wszystkiego, czego potrzebujesz, w ciągu kilkudziesięciu sekund. Na pewno wiesz, jak się biega, strzela i rzuca granaty. To ci wystarczy. Call of Duty: Black Ops 2 nie wprowadza żadnych rewolucyjnych, zaskakujących rozwiązań w rozgrywce.
I dobrze. Niektóre gry nie powinny się zmieniać. Od Call of Duty oczekujemy za każdym razem wartkiej akcji, tysięcy wrogów do ustrzelenia i setek oskryptowanych wybuchów, spadających helikopterów etc. To wszystko znajdujemy również w Call of Duty: Black Ops 2. Kampania jest liniowa i pełna zaplanowanych odgórnie akcji, które oglądamy z rozdziawionymi ustami. W połowie gra, w połowie film. Jedno z najwyższej półki i drugie też.
Jednakże, pisząc o liniowości w Call of Duty: Black Ops 2, należy postawić obok tego określenia gwiazdkę. Gra nie jest bowiem tym razem w stu procentach niezależna od nas. W paru miejscach mamy możliwość dokonania wyboru, który z kolei będzie miał wpływ na dalsze wydarzenia. Niewielki, ale jednak. A - koniec końców - doprowadzimy do... jednego z kilku zakończeń kampanii! Tego jeszcze w Call of Duty nie było. Kampanię singlową zwykle powtarzało się tylko dlatego, że była dobra, a krótka, i po prostu chciało się więcej, a także w celu sprawdzenia się na wyższym poziomie trudności. Tym razem powtarza się ją z chęcią także dlatego, że chce się poznać alternatywny rozwój wydarzeń. Powtarzam - nie liczcie na nieliniowość rodem z "erpegów", ale bądźcie pewni, że w paru miejscach gra mile was zaskoczy.
Kolejną nowością w Call of Duty: Black Ops 2 są misje z cyklu Strike Force. To zadania, w których poza strzelaniem musimy zająć się także taktyką, a wszystko po to, by obronić się przed nadciągającymi falami wroga, odbić zakładnika bądź wysadzić w powietrze wrogi tankowiec. Na pole walki możemy patrzeć z oczu żołnierza, jak również z kamery taktycznej, umieszczonej nad ziemią. W akcji wykorzystujemy także pojazdy czy wieżyczki. Pomiędzy żołnierzami, pojazdami i wieżyczkami możemy się przełączać. Jak grać, uczymy się z tutoriala, ale i tak zanim wszystko wejdzie nam w krew, dostaniemy kilka razy nauczkę.
Misje Strike Force to fajne urozmaicenie, ale nie tak fajne, jak Special Ops z Call of Duty: Modern Warfare. W pierwszych paru zadaniach tego typu zabawa jest przednia, ale później zaczynają się one powtarzać i irytować swoim niedopracowaniem (Treyarch nie poświęciło im ewidentnie tyle czasu, co głównym misjom w singlu). Ale, pomimo że misje Strike Force zostały powiązane z kampanią singlową, nikt nam ich nie narzuca. Możemy wziąć w nich udział wtedy, gdy będziemy mieli na to ochotę (są co prawda dostępne tylko przez określony czas, ale zanim znikną, zostajemy o tym poinformowani), albo w ogóle w nich nie uczestniczyć. Wasz wybór.
Call of Duty: Black Ops 2 wygląda jak na Call of Duty przystało. Każda mapa to festiwal strzałów, wybuchów i innych, widowiskowych efektów specjalnych. Na każdym kroku widać, że Treyarch zadbało o wszystkie szczegóły, wycyzelowało każdy najdrobniejszy element. Gra jest kolorowa (niektórzy powiedzą, że momentami aż za bardzo), a animacja płynna, co zawdzięczamy bardzo dobrej optymalizacji silnika. W samych superlatywach można wypowiadać się na temat udźwiękowienia, a w szczególności na temat podkładu muzycznego, przygotowanego przez Trenta Reznora z Nine Inch Nails i Jacka Walla, kompozytora nagradzanych wielokrotnie soundtracków z Jade Empire czy Mass Effect.
Jak co roku dostaliśmy Call of Duty nafaszerowane po brzegi akcją, pozbawione rewolucyjnych rozwiązań, ale nie mniej wciągające i widowiskowe, co poprzednicy. Choć w drugim Black Ops wprowadzono kilka nowych pomysłów (odrobina nieliniowości czy misje Strike Force), to nadal jest to stare, dobre Call of Duty. Nic więcej, nic mniej. Kilka godzin zabawy w kampanii singlowej (chyba że zechcesz zobaczyć alternatywne wersje wydarzeń i różne zakończenia) + kilkadziesiąt, a nawet kilkaset w multiplayerze, o którym przeczytacie w osobnym artykule.
+ ciekawa, zróżnicowana kampania
+ prowadzona dwutorowo fabuła
+ odrobina nieliniowości i kilka zakończeń
+ akcja widowiskowa jak nigdzie indziej
+ świetna ścieżka dźwiękowa
- "tanie chwyty" w scenariuszu
- nie do końca udane misje Strike Force
Przeczytaj także naszą obszerną zapowiedź Grand Theft Auto V