Asura's Wrath

Azjaci potrafią robić dziwne gry. Na przykład takie, które przede wszystkim się ogląda, a nie w nie gra. Ale czy w gry wideo aby na pewno trzeba grać?

Na to pytanie trzeba sobie odpowiedzieć, mierząc się z najnowszą propozycją Capcomu, zatytułowaną Asura's Wrath. To gra tak nietypowa, żeby nie powiedzieć "dziwna", że jeszcze długo po jej ukończeniu człowiek się zastanawia - czy to aby na pewno gra? A może bardziej interaktywny, na wskroś zwariowany i absurdalny film? Zabawę zakończyłem już dobre kilkanaście godzin temu, a w dalszym ciągu nie wiem, jaka jest prawidłowa odpowiedź na to pytanie.

Asura's Wrath na pierwszy rzut oka wygląda na azjatycką odpowiedź na God of War... tyle, że w niewielkim stopniu God of War przypominającą. Gra jest w głównej mierze slasherem, ale nie ma w niej ani rozwiązywania zagadek logicznych, ani eksplorowania świata. Jest tylko walka i... oglądanie przerywników filmowych. Co najlepszej, stosunek pierwszej czynności do drugiej wynosi jakieś 7:3 na korzyść tej drugiej.

Reklama

Scenarzyści gry inspirowali się religią buddyjską. W roli głównej obsadzili tytułowego Asurę, jednego z półboskich generałów, któremu "koledzy po fachu" zgotowali piekło. Jego żona została zamordowana, córka porwana, a on sam zesłany do tutejszego Hadesu. Nie ma się co dziwić, że się wkurzył. Motywem przewodnim fabuły Asura's Wrath jest zemsta głównego bohatera i pragnienie uratowania własnej córki.

Aby osiągnąć cel, Asura będzie musiał wiele przejść. A my wraz z nim. Muszę przyznać, że tak absurdalnej i widowiskowej mieszanki, jak ta zaprezentowana przez panów z Capcomu, dawno już nie widziałem (prawdę mówiąc, nie przypominam sobie, kiedy ostatnio). W Asura's Wrath dochodzi między innymi do walki z przeciwnikiem większym od planety, na której się znajdujemy, czy wizyty na Księżycu i w kosmosie. W God of War tego nie było. Azjaci dowiedli, że jeśli chodzi o kreowanie absurdu, nie mają sobie równych.

Asura's Wrath ogląda się doskonale, z ogromną przyjemnością. Scenariusz jest arcyciekawy, a prezentowane przez grę przerywniki filmowe ogląda się z zapartym tchem. Choć termin "przerywniki filmowe" powinniśmy w tym przypadku zamienić na "przerywniki growe". Jak bowiem wspomniałem wcześniej, produkcję Capcomu przede wszystkim się ogląda. Granie nie jest tutaj najważniejsze. Jest go mniej i... jest gorsze niż to, co jest do oglądnięcia i wysłuchania.

Rozgrywkę w Asura's Wrath należy podzielić na dwie części. W pierwszej z nich główny bohater zwykle gdzieś leci i musi strzelać do wszystkiego dookoła. W drugiej z kolei mamy do czynienia z typowym slasherem a'la God of War. Z tym, że autorzy poszli na łatwiznę i nie pokusili się o stworzenie jakiegoś skomplikowanego systemu walki. Ten, z którym mamy do czeniania w Asura's Wrath, jest wręcz banalny. Nie ma tu żadnych combosów czy ciosów specjalnych. Aby go okiełznać, wystarczy wyczuć ruchy przeciwników i umieć się do nich dostosować, by wyprowadzać ataki w odpowiednim momencie. Jeśli chcecie spędzić z grą więcej czasu aktywnie, polecam wyższe poziomy trudności. Na najniższym Asura's Wrath wręcz przechodzi się sama. Ale może o to własnie chodziło twórcom?

Obiecują oni, co prawda, że jeśli się postaramy i co najmniej pięć etapów zaliczymy na najwyższą ocenę, otrzymamy dostęp do dodatkowego poziomu, ale prawda jest taka, że jeśli raz ukończycie Asura's Wrath, już do niej nie wrócicie. To jedna z najbardziej absurdalnych i najlepiej zrealizowanych gier wideo, z jakimi miałem do czynienia, ale jednocześnie nie do końca nadająca się do grania, a już na pewno nie do przechodzenia po kilka razy. Jednak tym pierwszym i ostatnim razem będziecie zachwyceni.

Asura's Wrath wygląda bowiem fenomenalnie. Tak widowiskowych scen nie ogląda się na co dzień. Przeciwnie, trudno uświadczyć gdziekolwiek tak zwariowaną i doskonale wyglądającą mieszankę, jak ta zaprezentowana przez panów z Capcomu. A do tego spotęgowaną przez ścieżkę dźwiękową, która miesza w sobie tak różne gatunki, jak heavy metal i muzyka klasyczna. To trzeba zobaczyć i usłyszeć, naprawdę.

Kupując Asura's Wrath, nie nastawiajcie się ani na długą, ani na zbyt skomplikowaną rozgrywkę. Nastawcie się na niespotykaną, przepiękną przygodę. Wprawdzie będziecie w niej uczestniczyć głównie jako obserwatorzy, jednak samo oglądanie wciągnie was tak mocno, że zapomnicie o otaczającej was rzeczywistości.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy