Virtua Tennis 4
Rakieta w dłoń! Za chwilkę wybiegniemy na kort i przetestujemy najnowszą odsłonę popularnej tenisowej serii. Jak wypadnie w konkurencji z konkurencyjnym Top Spin 4?
Wszyscy miłośnicy tenisa i gier wideo powinni zwrócić w tym roku szczególną uwagę na dwie produkcje - Top Spin 4 i Virtuę Tennis 4. Ta pierwsza ukazała się już kilka miesięcy temu i zebrała bardzo dobre oceny. Jej twórcy postawili na realizm i jak najwierniejsze przeniesienie tego sportu na ekrany telewizorów. W przypadku Virtua Tennis 4 mamy do czynienia z nieco innym podejściem. Otóż SEGA przygotowała grę o typowo arcade'owym charakterze, która nie powinna sprawić problemów nawet nowicjuszom. Cel był prosty - dać nam jak najwięcej zabawy, jak najmniej zawracając głowę szczegółami i ogólnie pojętym realizmem.
Wystarczy spojrzeć na sterowanie, które jest najzwyczajniej w świecie banalne. Twórcy postanowili, że naszego wirtualnego tenisistę będziemy "obsługiwać" za pomocą lewej gałki i zaledwie czterech przycisków. Do każdego z nich został oczywiście przypisany inny typ uderzenia. Sposób, w jaki poleci trafiona przez nas piłka, zależy nie tylko od wybranego zamachu rakietą, lecz także od siły, z jaką zostanie uderzona, oraz od miejsca, jakie zajmiemy przy tym na korcie. Sterowanie załapuje się w mig, nawet jeżeli to pierwsza gra o tenisie, w którą gramy.
Już po kilkunastu, najwyżej kilkudziesięciu minutach treningu, możemy śmiało zabierać się za główny tryb rozgrywki, czyli karierę. W nim czeka na nas spora niespodzianka. Twórcy wprowadzili zupełnie nowy pomysł na rozgrywkę - teraz pomiędzy meczami poruszamy się pionkiem po polach, co przypomina tradycyjne gry planszowe, chociaż brakuje tu rzucania kostką, zamiast czego mamy bilety z liczbami, które określają, o ile miejsc do przodu ma się przejść nasz pionek. W każdej turze może się posunąć tylko o tyle pól, ile jest wskazane na bilecie. Jeżeli po trafieniu na odpowiednie pole możemy dokupić kolejne bilety. Ogólnie pomysł jest ciekawy i świeży, niemniej niektórym na pewno nie spodoba się losowość, która wkrada się do gry przez jego wykorzystanie. Czasem może cię ominąć na przykład ważny turniej, ponieważ liczba na bilecie będzie zbyt niska albo zbyt wysoka. Tak czy owak, mnie się podobało.
W karierze nie zabrakło natomiast elementu doskonale znanego w poprzednich odsłon serii, a więc minigier. Są tutaj takie zabawy, jak: odbijanie tykającej bomby, walka z wiatrem, a nawet tenisowy poker. Każda jest dostępna na kilku poziomach trudności, które determinują, jak bardzo musimy się postarać o zdobycie punktów. Zdobyte przez nas doświadczenie wpływa na rozwój zawodnika. Niestety nie mamy wpływu na to, które cechy naszego tenisisty zostaną ulepszone, gdyż dzieje się to automatycznie. Po czasie możesz wybrać dla swojego gracza dodatkową umiejętność - na przykład serwis nie do odebrania czy wyjątkowo mocne uderzenie. Nie pomyliłem się, pisząc "dodatkowa umiejętność" w liczbie pojedynczej. Niestety, kolejnej twój podopieczny już nie może się nauczyć...
Poza tym podczas kariery bierzesz udział w rozmaitych eventach, takich jak wywiady czy imprezy charytatywne. To wszystko - uczestnictwo w turniejach, minigry oraz eventy - pozwala ci zdobywać gwiazdki oraz zarabiać pieniądze. Im więcej uzbierasz tych pierwszych, tym na późniejszym etapie będziesz mógł rozpocząć turniej wielkoszlemowy (możesz nawet ominąć w ten sposób eliminacje). Z kolei za pieniądze możesz kupić nowe rakiety, ciuchy czy buty.
Przez pierwsze kilka godzin spędzonych z trybem kariery bawiłem się doskonale. Spodobało mi się to, że gra jest niezbyt wymagająca, jeśli idzie o sterowanie, bo dzięki temu nie musiałem poświęcać dużo czasu na naukę i niemal z marszu mogłem zabrać się za właściwą zabawę. Formuła kariery także przypadła mi do gustu, doceniam pomysłowość ludzi z SEGI. Niestety, równie szybko, jak Virtua Tennis 4 zaczyna ci sprawiać przyjemność, zaczyna ci ją także odbierać. Rozgrywanie kolejnych meczów z czasem zaczyna się nudzić - możliwe, że to z powodu niezbyt wymagającej mechaniki, którą opanowujesz na piątkę z plusem już po kilkunastu pojedynkach.
Kariera to oczywiście nie jedyna opcja rozgrywki przygotowana przez SEGĘ w Virtua Tennis 4. W grze dostępne są jeszcze: Exhibition (sparingi dla maksymalnie czterech graczy), Arcade (wolna zabawa, w której możemy się wcielić w jednego z 20 prawdziwych zawodników lub zawodniczek), Party (minigry do wyboru), a także trening oraz zabawy przygotowane specjalnie z myślą o Kinekcie oraz Move'ie (niezbyt emocjonujące). Nie ma wśród nich niczego takiego, co wciągnęłoby mnie na dłużej niż kilkanaście minut, niestety. Kariera wydaje się być jedynym naprawdę wartościowym trybem zabawy.
Oprawa Virtua Tennis 4 pasuje jak ulał do arcade'owego charakteru rozgrywki. Jest ładna, jednakże zupełnie odstaje od tego, co oglądamy podczas telewizyjnych transmisji meczów w tenisa. Stadiony i modele zawodników są dość szczegółowe, poza tym twórcy przygotowali szereg efektów specjalnych, które ubarwiają grę, ale nie mają nic wspólnego z realizmem. No, ale tego można się było spodziewać, prawda?
Virtua Tennis 4 to gra dla tych, dla których Top Spin 4 okazał się zbyt złożony i/lub zbyt realistyczny. Na pewno prostota i arcade'owy charakter nie są minusami tej produkcji. Ona po prostu taka miała być. Po prostu trzeba mieć świadomość, iż nie jest to realistyczna symulacja, tylko zręcznościówka, która nie wymaga od nas zbyt wiele, ale też nie daje tyle, ile można by sobie wymarzyć. Ot, kilka godzin wesołej zabawy przed konsolą i na tym raczej się skończy. Nie wyobrażam sobie, aby w Virtua Tennis 4 można było grać dłużej niż kilka tygodni...