The Last of Us

Ujawniając The Last of Us na gali VGA obok nowych tytułów takich tuzów, jak Epic czy BioWare, studio Naughty Dog pokazało, że należy do najważniejszych producentów gier na świecie. A przy okazji udowodniło, że jest dla niego życie poza serią Uncharted.

Przyznaję: sformułowanie "jest życie poza" w tym przypadku jest nie całkiem trafione. The Last Of Us to produkcja (tworzona wyłącznie z myślą o konsoli PlayStation 3), która rozgrywa się co prawda na naszej planecie i to w bardzo niedalekiej przyszłości, ale życia zostało w jej świecie niewiele. Ekipa znana dotąd z kolorowych platformówek (Crash Bandicoot) i hollywoodzkich "gier akcji" (seria Uncharted stała się przecież bardziej spektakularna i efektowna niż filmy z Indianą Jonesem) stworzyła w swoim najnowszym dziele dość przygnębiającą wizję rzeczywistości, w której ludzkość praktycznie wyginęła.

Reklama

Choć niezupełnie w tradycyjnym znaczeniu tego słowa: nasz gatunek został zaatakowany przez grzyba, który praktycznie zjada mózgi jego przedstawicieli, przy okazji zmieniając ich zachowanie. Jedną z wielu inspiracji dla fabuły był dokument stacji BBC (można go obejrzeć na stronie www.thelastofus.com) o autentycznych pasożytach, które w podobny sposób powodują zniszczenia u owadów. Widzimy w nim mrówki, które zarażone uderzają głową w ziemię lub wędrują w kółko, nie mogąc się zatrzymać, aż do czasu, gdy grzyb całkowicie przejmuje nad nimi kontrolę, pozbawia życia i zaczyna rozrastać się w ich organizmach, wypuszczając owocniki przez głowy owadów.

W The Last Of Us grzyb wywołuje jeszcze gorsze efekty: zamienia ludzi w agresywne stworzenia, które są dla niego pożywką i poruszającym się zarodnikiem. Dla garstki tych, którym udało się uniknąć zarażenia, "mutanty" te stanowią największe zagrożenie, jednak nie tylko one sprawiają, że głównym motywem gry jest po prostu przetrwanie.

Koniec świata

Świat przedstawiony w The Last of Us to świat po totalnej zagładzie - postapokaliptyczny, choć inny niż typowe wizje tego rodzaju. Ludzie w większości wymarli, więc wszystko, co naszej cywilizacji udało się stworzyć, popadło w ruinę: opustoszałe miasta zastawione są wrakami samochodów, wszystko porasta roślinność, która wdziera się do budynków, oplata mosty itd. Jednocześnie grzyb nie atakuje innych gatunków, wzrosła więc liczba zwierząt - także tych mięsożernych. Bohaterowie produkcji każdego dnia próbują odnaleźć się w tej rzeczywistości: znaleźć pożywienie i schronienie, nie sprowokować stada drapieżników kręcącego się po okolicy, przede wszystkim zaś uniknąć kontaktu z zarodnikami śmiercionośnej rośliny. A wszystko to... właściwie nie wiadomo po co, bo tylko i wyłącznie z dążenia do przetrwania za wszelką cenę. Zdaje się bowiem, że sytuacja jest bez wyjścia - ludzkość po prostu przestaje istnieć. A może jednak jest jakaś nadzieja?

Fabuła ma znaczenie

Taka konstrukcja fabuły to oczywiście nie przypadek - przedstawiciele studia Naughty Dog wprost mówią o tym, że jedyne, czego ich zdaniem brakuje we współczesnych grach, to ciekawe, niebanalne scenariusze, które skłaniają do myślenia (a nie tylko do ratowania Ziemi przed Obcymi) i budzą emocje (bardziej złożone niż satysfakcja z trafionego headshota). Historia opowiedziana w The Last of Us jest więc przemyślana i dopracowana w najmniejszych szczegółach (choć niestety niewiele z nich zostało ujawnionych).

Ich dwoje

Dużą wagę twórcy przywiązują również do doboru aktorów grających główne role. The Last of Us ma dwoje bohaterów: czternastoletnią dziewczynę o imieniu Ellie i Joela, starszego faceta, który, zdaje się, ma jakąś przeszłość kryminalną, ale to, co działo się z nimi wcześniej, pozostaje na razie tajemnicą. W dziewczynę wciela się Ashley Johnson, znana m.in. z filmu "Czego pragną kobiety", aktorka niemal dwukrotnie starsza od swojej postaci. (Co jednak jest zrozumiałe - trudno zachować naiwność czternastolatki, gdy jedyny świat, jaki się zna, to codzienna walka o przeżycie). W roli Joela występuje Troy Baker, którego ekipa Naughty Dog nazywa "nowym Nolanem Northem", nawiązując do aktora, który zasłynął rolą Nathana Drake'a z serii Uncharted, w rzeczywistości jednak jest przez twórców gier rozchwytywany niczym nasz Jarosław Boberek. (Baker też ma na koncie co najmniej kilka ważnych ról, ostatnio gracze mogli usłyszeć "jego" Two-Face'a w Batmanie: Arkham City). Autorzy chcą, by najważniejszym elementem tytułu była wzajemna relacja tych dwojga - podobna do tej, jaka naturalnie łączy ojca i córkę, a jednak wywołana czym innym: wspólnym doświadczaniem świata, który stanął na głowie.

To właśnie ich historii ma być podporządkowana cała gra: począwszy od sposobu prowadzenia rozgrywki, aż po jej mechanizmy. Rzadko zdarza się, że na pierwszej prezentacji produkcji pojawiają się aktorzy grający bohaterów (na takim etapie często są oni nieznani) - The Last of Us powstaje jednak inaczej, tak jak niezależny film, który od początku jest wspólnym dziełem reżysera i aktorów. Dlatego też ekipa Naughty Dog jeszcze niewiele mówi na temat samej rozgrywki: oczywiście będzie dopracowana i atrakcyjna, ale w pewnym sensie to nie ona będzie najważniejsza.

Więcej niż Uncharted?

Warto jednak zapytać o to jaka będzie? Wszystkich odpowiedzi nie mamy, ale co nieco już wiemy. Na pewno będzie to tytuł, który ma stanowić kolejny krok w ewolucji stylu gry, w jakim "The Dogs" (jak sami nazywają się członkowie kalifornijskiego studia) się specjalizują: tak jak Jak & Daxter był rozwinięciem Crasha Bandicoota, a Uncharted Jaka & Daxtera, tak The Last of Us będzie rozwinięciem Uncharteda. Dostaniemy więc grę akcji, przedstawiającą wydarzenia z perspektywy trzeciej osoby, ze strzelaniem i skakaniem, eksploracją środowiska, co prawda liniową, ale osadzoną w poziomach na tyle otwartych, by było w nich miejsce np. na ukrycie zasobów (choćby amunicji), które dwójka bohaterów będzie mogła odnaleźć i wykorzystać.

The truth is out there

Pytań jest jednak więcej. Kiedy rozgrywa się akcja? To też jest jeszcze niejasne, na pewno co najmniej 12-15 lat w przód (Ellie nie zna innego świata niż ten opanowany przez grzyba). Gdzie? Miasto pokazane w trailerze (także do obejrzenia na thelastofus.com - naprawdę warto to zrobić) nie zostało przez żadnego z twórców nazwane, a nawet pracujący nad szkicami koncepcyjnymi graficy twierdzą, że przygotowując je, brali elementy architektoniczne z kilku amerykańskich metropolii. Na pewno jednak akcja będzie się toczyć w różnych lokacjach USA (podpatrzony przeze mnie kątem oka jeden z artystów pracował m.in. nad zaśnieżonym lasem).

Czy pojawi się co-op, skoro mamy dwie postacie pierwszoplanowe? Tu mamy jasność - grywalny będzie tylko Joel, ale w grze na pewno dostaniemy też jakiś moduł sieciowy (najpewniej zupełnie inny niż dość tradycyjny multiplayer z dwóch ostatnich części Uncharteda). Więcej wskazówek należy szukać w trailerze i szkicach koncepcyjnych. Na jednej z grafik Ellie ma na plecach karabin snajperski i niemal pewne jest, że wie, jak z niego korzystać. Na innej Joel nosi przytroczoną do pasa maskę gazową, łatwo więc wyobrazić sobie momenty, w których trzeba będzie ją włożyć, by uniknąć zarodników wypluwanych przez owocnie grzyba. W zwiastunie Joel walczy z przeciwnikiem, który nie wygląda na zmutowanego - twórcy potwierdzają, że duża część "zdrowych" ludzkich postaci będzie dążyła do przetrwania za wszelką cenę, wcale nie czując solidarności z innymi ocalałymi. Na razie tyle - wszystkiego dowiemy się zapewne dopiero po premierze, która planowana jest na IV kwartał przyszłego roku. By do niej dożyć, zrezygnujcie może z grzybowej w Wigilię?

CDA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy