SSX
Kiedy twórcy gry o snowboardzie wskazują jako główne źródło swojej inspiracji takie tytuły, jak Call of Duty, Assassin's Creed, Mass Effect czy... Plants vs. Zombies, wiadomo, że mamy do czynienia z produkcją nietypową.
Cykl SSX zawsze szusował swoim własnym torem, a Deadly Descents zapowiada się na jego najbardziej oryginalną odsłonę. Będzie ona inna nie tylko od obecnych na rynku gier o snowboardzie (jak Amped 3, Stoked czy Shaun White's Snowboarding), ale też i od dotychczasowych części serii. Te stare, kultowe dziś produkcje na PlayStation 2 i pierwszego Xboksa były kolorowymi, zręcznościowymi "ścigałkami", w których wykonywane na rampach triki przekładały się na możliwość korzystania z "turbo", pozwalającego robić jeszcze bardziej szalone sztuczki, a w konsekwencji - jeszcze bardziej się rozpędzać.
Najnowszy SSX ma być inny: poważniejszy i choć wciąż zręcznościowy, tym razem bazujący na realistycznym modelu fizyki. Mechanika rozgrywki zostanie zaś poszerzona o walkę z niesprzyjającymi warunkami pogodowymi: lodem, wiatrem, śniegiem itd. Pytani o inspiracje, twórcy wskazują na tytuły, które pojawiają się we wstępie, nie tłumaczą jednak, co dokładnie w nich podpatrzyli. Wprost odpowiadają natomiast na pytanie o to, do czego mogliby swoją grę porównać - jak mówią, będzie to "Burnout na śniegu".
Z górki na pazurki
Autorzy podkreślają na każdym kroku, że mimo bardziej stonowanej oprawy graficznej i wyraźnie innego klimatu Deadly Descents to wciąż gra mocno zręcznościowa - liczy się w niej refleks i doskonała kontrola pada. Stworzenie takiej produkcji wymaga jednak solidnych podstaw, m.in. dlatego trasy przygotowano na bazie zdjęć satelitarnych najciekawszych i najwyższych gór kuli ziemskiej. Model jazdy zaś bazuje na skomplikowanych obliczeniach, za sprawą których mógłby idealnie odwzorowywać zachowanie snowboardera i jego deski na stoku, tyle tylko że nie byłoby to z pożytkiem dla grywalności.
Zaawansowana technologia stoi nie tylko za modelem jazdy. Wrażenie na graczach ma zrobić również efekt działania systemu Mountain Man, który na bazie zdjęć satelitarnych jest w stanie wygenerować dowolną górę na kuli ziemskiej - od naszych Rysów po Mount Everest. To dlatego stoków zobaczymy w grze naprawdę dużo, będą one rozrzucone po całym świecie (Syberia, Himalaje, Kaukaz, Alpy itd.), a każdy z regionów przyniesie specyficzne warunki pogodowe, z którymi trzeba będzie walczyć podczas zjazdów.
Oczywiście trasy nie będą wiernym odwzorowaniem topografii poszczególnych gór. Lokacje wygenerowane przez Mountain Mana są bowiem przez twórców poprawiane (czy też, jak sami o tym mówią, "SSX-owane"), by w Deadly Descents dobrze się grało. Pojawią się więc różnego rodzaju rampy, tunele itd., ręcznie poustawiane przez projektantów poziomów, tak by niezależnie od obranej trasy zjazdu (a każda z map będzie otwarta, pozostawiając graczom pełną swobodę) wyzwanie było satysfakcjonujące.
Nowe gogle
Twórcy Deadly Descents mają w zanadrzu kilka nowych pomysłów i niespodzianek (m.in. planują wprowadzić spadochrony, możliwość zejścia z deski i unikatowy system modyfikowania muzyki w zależności od tempa zjazdu), twierdzą jednak, że jeśli któryś z tych nowych mechanizmów nie będzie w 100% dopracowany, ostatecznie zostanie z gry usunięty. Stawką jest powrót na salony jednej z najpopularniejszych serii sportowych poprzedniej generacji konsol. EA robi więc wszystko, by operacja pod nazwą "SSX next-gen" zakończyła się sukcesem. A pomimo zmian nie zapomina o weteranach cyklu - już teraz wiadomo, że wśród postaci grywalnych będzie na pewno ulubienica fanów, Elise. Oczywiście, jak i cała gra, w ultranowoczesnej oprawie!