Soul Calibur V
Jakie są według was najlepsze serie bijatyk? Mortal Kombat? Okej. Street Fighter? W porządku. A Soul Calibur? Oczywiście, że tak! Czy piąta odsłona coś w tej kwestii zmieniła?
O ile Mortal Kombat i Street Fighter to bardziej klasyczne mordobicia, w których wojownicy używają przede wszystkim swoich rąk i nóg, tak w Soul Calibur od zawsze kładziony był silny akcent na wykorzystanie broni białej. W "piątce" nic się w tym względzie nie zmieniło, ale w innych elementach gry już jak najbardziej tak. Zmieniono mechanikę walk, sterowanie, repertuar postaci... Obyło się bez rewolucji, ale nowinki mogą i tak wielu zaskoczyć.
Główną opcją rozgrywki w Soul Calibur V jest tryb fabularny, w którym poznajemy historię Patroklosa, syna doskonale znanej wielbicielom serii Sophitii (ach, te... oczy). Na co dzień trudni się on eliminowaniem zakażonych ludzi, ale od pewnego czasu zastanawia się, czy robi w ten sposób dobrze. Jednak jego głównym celem jest odszukanie siostry, Pyrrhy, i odnowienie utraconej niegdyś rodziny. Opowieść przedstawiona przez panów z Namco Bandai nie jest może wybitna, ale z przyjemnością się ją poznaje. Gra rozwija ją za pomocą zarówno obrazków, tekstu, jak i animacji - na silniku, ale i prerenderowanych. Przejście całej historii może ci zająć około trzech godzin. Po tym czasie skupisz się na innych trybach.
Jakich? Do wyboru jest ich oczywiście kilka. W Quick Battle możesz bez zbędnych ceregieli stoczyć walkę z którymś z wojowników. Arcade odznacza się tym, że jest w nim liczony nasz czas. Z kolei w Vs. Battle można wziąć udział w pojedynku z dowolnym gagatkiem (lub gagatką). Po ukończeniu trybu fabularnego uzyskujemy także dostęp do opcji Legendary Souls, która stanowi swego rodzaju weryfikację umiejętności, które nabyliśmy podczas wcześniejszej zabawy. Przygotuj się na ostre lanie. No i nie należy zapominać o multiplayerze, w którym można się nauczyć więcej niż gdziekolwiek indziej.
Repertuar postaci w Soul Calibur V jest jak najbardziej zadowalający. Nie ma wśród nich, co prawda, wspomnianej już Sophitii, ale za to ostało się kilkanaście znanych doskonale bohaterów, takich jak Siegfried, Ivy, Hilde, Dampierre czy Astaroth. Poza nimi w grze odnajdujemy ósemkę zupełnie nowych śmiałków. Osobiście spośród nich najbardziej spodobała mi się Leixia, seksowna i szalenie zwinna Chinka. Nową postacią jest także główny bohater trybu fabularnego, Patroklos. Pod względem stylu walki i używanego oręża przypomina on swoją matkę. Poza nim w grze jest też dostępna siostra, Pyrrha. Nie wyróżnia się ona jednak niczym szczególnym. Rodzynkiem w tym towarzystwie jest Ezio Auditore da Firenze, bohater znany z serii Assassin's Creed. Napiszę o nim tylko tyle - wygląda i porusza się świetnie!
Przejdźmy wreszcie do mechaniki walk, w której twórcy nieźle namieszali. Przede wszystkim zrezygnowali z mechanizmu Soul Gauge. Zamiast niego wprowadzili inny - Critical Edge. Na czym on polega? Każda postać - w wyniku zarówno zadawanych, jak i otrzymywanych obrażeń - uzupełnia swój pasek energii, umiejscowiony pod paskiem życia. Po tym, jak wypełni go w połowie, może skorzystać ze specjalnego, supersilnego i superszybkiego ataku o nazwie Brave Edge. Natomiast gdy uda się go zapełnić do końca, można wyprowadzić całą sekwencję śmiercionośnych ciosów. Każdy z wojowników dysponuje innym Critical Edge, w związku z czym z przyjemnością poznaje się kolejne postacie.
To największa zmiana, jeśli chodzi o ofensywę. A co zmieniło się w defensywie? Przede wszystkim zrezygnowano z mechanizmu Soul Crush, a więc z niszczenia się ekwipunku w wyniku zbyt częstego blokowania ciosów. Nie znaczy to jednak, że teraz można blokować uderzenia w nieskończoność. Wprowadzono inne zabezpieczenie przed takim postępowaniem - każdy wojownik dysponuje ciosem, którego nie da się zablokować i który rozbije każdą gardę (chyba, że przeciwnik skorzysta ze zdolności Impact Guard, pożerającej jednak energię z paska Critical Edge).
Walki są ciekawe, emocjonujące i trudne do przewidzenia. Sztuczna inteligencja sprawuje się bardzo dobrze, przez co nie da się wypracować sobie jednego, zawsze skutecznego sposobu na wygrywanie. Na wyższych poziomach trudności gra robi się tak wyzywająca, że trzeba kombinować na wszystkie strony, aby w końcu znaleźć metodę na rywala.
Ciekawą opcją jest kreator postaci. W Soul Calibur V nie jesteśmy skazani na opracowanych przez twórców wojowników. Możemy w kilka chwil stworzyć własnego. Kreator pozwala na wiele - możemy dowolnie manipulować sylwetką, przebierać w ciuchach, dobrać styl walki taki jaki nam odpowiada itd. Z czasem odblokowujemy nowe elementy garderoby, co na pewno niektórych zmotywuje do dalszej zabawy.
Soul Calibur V wygląda świetnie. Wszystkie z zawartych w grze postaci prezentują się ślicznie i ruszają się z rzadko spotykaną gracją. Oprawa jest bardzo szybka, dynamiczna i nie pozwala oderwać oczu od telewizora. A jak się prezentuje muzyka? Nie gorzej niż grafika. To zupełnie inny styl niż ten znany Mortal Kombat czy Street Fightera. Symfoniczne kawałki są podniosłe i pompatyczne, momentami wchodzą wręcz w klimaty fantasy. Tak czy owak - bardzo sprawnie zagrzewają do walki.
Właśnie na taką bijatykę liczyłem. Soul Calibur V jest wciągający, dynamiczny, różnorodny, śliczny... O jego zaletach można by długo pisać. To obecnie - tuż obok najnowszych odsłon Mortal Kombat i Street Fightera - moje ulubione mordobicie. Spróbujcie koniecznie.