Silent Hill: Downpour
Nie lubię ciągłego wspominania i żalenia się: "kiedyś to były gry", ale w przypadku serii Silent Hill inaczej nie można. Trzeba powiedzieć wprost - kiedyś to był Silent Hill...
Oczywiście mam na myśli część pierwszą i drugą. Każda kolejna była od genialnej "dwójki" coraz gorsza. O ile jednak w "trójkę" i "czwórkę" grało się jeszcze z przyjemnością, to już to, co zrobili z serią Amerykanie ze studia Double Helix, spowodowało, że ich znienawidziłem. Konami też się do nich zniechęciło i zadanie przywrócenia cyklowi dawnej świetności powierzyła naszym sąsiadom, Czechom z Vatra Games. Czy wykonali je chociaż w części?
Bohaterem Silent Hill: Downpour jest nieznany do tej pory Murphy Pendleton. Jego historię można trafnie opisać powiedzeniem "z deszczu pod rynnę" (albo raczej pod jeszcze większy deszcz, wszak Ciche Wzgórze w wizji Czechów to bardzo mokre miejsce). Murphy jest więźniem w więzieniu stanowym w Ryall. Pewnego dnia ma zostać przewieziony w inne miejsce, ale autobus z nim i innymi przestępcami ulega wypadkowi. Murphy'emu udaje się uciec, ale mężczyzna już niedługo się dowie, że trafił w miejsce znacznie gorsze niż nawet najobskurniejsza cela.
O Murphy'm z początku wiemy niewiele. Gość coś przeskrobał, ale co dokładnie, tego nie wiadomo. Dopiero z czasem poznajemy nowe fakty z jego życia. Zwykle są to niewielkie skrawki z jego przeszłości, które musimy ze sobą łączyć, aby otrzymać pełny, rzeczywisty obraz jego osoby. Poza tym sami wpływamy na charakter Murphy'ego, podejmując w pewnych miejscach takie, a nie inne decyzje.
Silent Hill: Downpour łączy w sobie te elementy, które znamy doskonale z poprzednich części: walkę, eksplorację i rozwiązywanie zagadek. Z tym, że tym razem na tę pierwszą położono bardziej zdecydowany akcent. Murphy z zamieszkującymi Silent Hill maszkarami walczy zwykle przy użyciu broni białej. Choć "broń biała" to sformułowanie raczej na wyrost, gdyż chodzi tu głównie o deski, kamienie czy gaśnicę. Każdy z tych przedmiotów zużywa się, i to dość szybko, więc musimy szanować to, co mamy. Tym bardziej, że jednocześnie Murphy może nosić tylko jeden rodzaj broni.
W miasteczku napotykamy na zupełnie nowe rodzaje potworów. Czesi wykonali dobrą robotę podczas ich projektowania. Niektóre maszkary wyglądają naprawdę strasznie. Co ciekawe, wspomniany deszcz ma wpływ na to, jak się zachowują. Im bardziej pada, tym stwory robią się silniejsze i bardziej agresywne. To coś zupełnie nowego w serii i przykład na to, że Czesi nie bali się wprowadzania do gry nowych pomysłów.
Niestety, walka dostarcza więcej złości niż przyjemności. Wywijanie tym, co Murphy trzyma w rękach, jest mało precyzyjne i trudno wyczuć, jak najlepiej uderzać, z kolei przeciwnicy są tak silni, że zwykle jeden ich udany atak wyprowadza nas z równowagi. A może lepiej w takim razie uciekać niż walczyć? Może tak, ale to też nie sprawia wielkiej frajdy.
Chyba więcej radości zaznałem podczas zwiedzania miasteczka. Projekty poszczególnych lokacji są naprawdę udane, a otoczenie zróżnicowane. Podczas przygody przemierzamy zarówno ulice Cichego Wzgórza, tutejsze domy, pobliskie lasy czy ciemne korytarze. W trakcie eksploracji trafiamy na różnych NPC-ów. Część z nich ma dla nas jakieś zadanie do wykonanie (np. uwolnienie ptaków z klatek czy odszukanie zaginionego dzieciaka). Wykonując je, mamy okazję dowiedzieć się czegoś więcej o miasteczku czy zdobyć dodatkowe przedmioty.
Ważnym elementem rozgrywki pozostały łamigłówki, z którymi Czesi poradzili sobie tylko częściowo. Niektóre z nich są w porządku, natomiast część potrafi być doprawdy frustrująca. Zdecydowanie najlepszy był pomysł na zagadkę, w której odgrywamy przedstawienie teatralne, będące makabryczną wersją baśni "Hansel and Gretel" autorstwa braci Grimm. Niestety na tym wyśmienite pomysły panom z Vatra Games się skończyły.
Czy Silent Hill: Downpour jest straszny? Owszem, momentami gra wywołuje ciarki na plecach. W głównej mierze zawdzięcza ten efekt dźwiękowcom, którzy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak ważne dla tej serii są właściwie dobrane odgłosy. I wiedzieli, co z tym zrobić. Nagrane przez nich szlochy małych dzieci czy pomruki słyszane w tle brzmią genialnie.
Zdecydowanie gorzej ma się oprawa graficzna. Silent Hill: Downpour wyraźnie odstaje pod tym względem od czołówki współczesnych gier akcji. Nie mam nic do zarzucenia projektom, natomiast z bliska i po przyjrzeniu się szczegółom czeski Silent Hill nie wygląda najlepiej. A do tego działa tak, jakbyśmy odpalili go na starym pececie, a nie na konsoli, która o wiele ładniejsze produkcje widziała. Animacja czasem zwolni, kiedy indziej zacznie szarpać.
Jeśli kochasz tę serię tak jak ja, na pewno nie odpuścisz sobie Silent Hill: Downpour. Ale uprzedzam - nie nastawiaj się na powrót do korzeni, o którym wspominano w przedpremierowych zapowiedziach. Wprawdzie gra ma wszystko, co miały najlepsze części cyklu - walkę, eksplorację, łamigłówki, straszne momenty - ale czegoś jej jednak brakuje. Przykro mi to pisać, ale kiedyś to był Silent Hill...
- jest (a przynajmniej bywa) straszna
- niezła fabuła i kreacja głównego bohatera
- ciekawe, różnorodne lokacje
- nowe historie z życia mieszkańców Cichego Wzgórza (wielki plus dla fanów serii)
- kiepska walka
- zbyt mało udanych pomysłów (m.in. na łamigłówki)
- technicznie na przeciętnym poziomie