Saints Row: The Third

Druga część Saints Row była bardzo dobra - niezła fabularnie, sympatycznie porąbana, bogata w poboczne atrakcje - lecz brakowało jej szlifu, który pozwoliłby jej wytrzymać w ringu 10 rund z GTA IV. Niebawem Święci powrócą jednak z nową technologią, nowym miastem i nowymi ambicjami.

Ekipa Volition miała konkretne powody, by porzucić Stilwater - miasto, w którym rozgrywała się intensywna akcja dwóch poprzednich odsłon gry. Po pierwsze, projektanci doszli do wniosku, że stare śmieci nie pozwolą w pełni zabłysnąć nowemu silnikowi, bez porównania potężniejszemu niż kod napędzający "dwójkę", która już w momencie premiery była... cóż, tu i ówdzie szpetna. Po drugie, nakopawszy Roninom, Bractwu, Synom Samedi i korporacji Ultor, Święci z Trzeciej Ulicy stali się bezdyskusyjnymi panami Stilwater, co byłoby kiepskim punktem wyjścia dla kontynuacji osadzonej w tym samym mieście. Ileż razy można odbudowywać straconą pozycję?

Reklama

Od podziemia do komerchy

"Panowie Stilwater" to w zasadzie niedopowiedzenie, bo Święci stali się w istocie gwiazdami, celebrytami. Shaundi porzuciła hipisowski wizerunek i ogarnęła się na potrzeby własnego programu randkowego w telewizji. Pierce zgarnia gruby szmal za udział w japońskich reklamach i próbuje rozpocząć karierę muzyczną. Johnny Gat pojawił się na kolekcjonerskich pudełkach śniadaniowych, choć jako jedyny optuje za powrotem do korzeni, czyli do tradycyjnej działalności przestępczej. Nagła komercjalizacja gangu nie oznacza jednak, że zarobkuje on tylko legalnie. Wprost przeciwnie - akcja "trójki" zawiązuje się podczas napadu na bank w Stilwater, w którym Świętym towarzyszy aktor przygotowujący się do roli Johnny'ego Gata w nadchodzącym filmie. Nietrudno domyślić się, że właśnie ta kula u nogi wpędza gang w tarapaty, uruchamiając alarm. Okazuje się, że to nie policja jest zmartwieniem pechowych rabusiów, lecz Phillipe Loren - głowa organizacji przestępczej ze Steelport i przedstawiciel Syndykatu, do którego należy niedorabowany bank.

No to my spadamy

Zamiast się zemścić Loren zaprasza jednak Świętych na pokład swego prywatnego samolotu, by obgadać wspólne interesy. Złożona przez niego oferta - przejście gangu pod opiekę Syndykatu, który odbierałby 66% zysków - uznana zostaje przez bohatera gry za niezadowalająca. Prowadzi to najpierw do utarczki słownej, następnie zaś do rozpętania piekła i ucieczki (hop za "burtę") przypominającej desant w starym MDK. Nie tylko trzeba omijać latające wokół skrzynie, które wypadły z samolotu (to jednostka transportowa), i wymieniać ołowiane pozdrowienia z ochroną Lorena, która wyskoczyła w ślad za Świętymi, lecz także uratować Shaundi, ponieważ dziewczyna w pośpiechu ewakuowała się bez spadochronu. A wszystko to po raz pierwszy podziwiając Steelport - przemysłowe miasto, w którym bieda zaowocowała rozkwitem przestępczości. Ta scena rodem z filmów o Bondzie przypomina, co jest priorytetem w serii Saints Row - nieskrępowana zabawa za nic mająca sobie realizm, powagę, a czasami i dobry smak (vide ochlapywanie budynków ekskrementami z szambiarki w SR2). Twórcy twierdzą, że zamiast stawiać na wytarte standardy z gier sandboksowych nadali 75% misji unikatowe cele i przebieg. Dzięki temu będziemy mogli np. wziąć udział w pościgu z udziałem riksz ciągniętych przez osobników w skórzanych strojach i maskach sado-maso. Owszem, GTA miewało takie odpały, ale w Saints Row są one bardziej normą niż wtrętami.

Rekwiruję ten czołg

Przejawem szaleństwa Saints Row jest też arsenał. Znajdą się w nim co prawda całkiem normalne bronie, ale twórcy uznali, że takie to za mało, nawet po upgrade'ach, których można dokonywać na pukawkach. W związku z tym już na wczesnym etapie gry bohater otrzyma urządzenie umożliwiające wskazywanie celów do zbombardowania. To jednak nic przy... pistolecie zdalnego sterowania, który pozwala przejąć kontrole nad dowolnym wziętym na muszkę, znajdującym się w zasięgu pojazdem (a także "polotem" i "popływem", bo i takie maszyny się pojawią). Na przykład czołgiem, ponieważ mniej więcej w połowie wątku fabularnego władze stracą cierpliwość do przestępców i wyślą na ogarnięte wojną gangów ulice regularne wojsko. Możliwa będzie również walka na najbliższym dystansie - każda broń ma jakiś unikatowy cios specjalny. Unikatowy w formie, bo cel ataku jest zawsze ten sam - krocze przeciwnika...

Napisz historię swoją i miasta

SR: The Third skonstruowana będzie podobnie jak "dwójka" - od gracza zależy, w jakiej kolejności zaliczać będzie poszczególne wątki fabularne. Twórcy obiecują jednak, że tym razem dokonywane wybory wpłyną na dalszy przebieg historii i jej zakończenie. Ingerować będzie można również w wygląd miasta - po przejęciu strategicznej lokacji (mówi się o czterech i obstawiam, że są wśród nich kryjówki wrogich gangów) będzie się dało postawić w niej drapacz chmur widoczny w zasadzie zewsząd. Wiem już teraz, że spędzę przy Saints Row: The Third wiele godzin. Pytanie tylko, czy efekt prac studia Volition bedzie faktycznie na tyle spektakularny, by gra była czymś więcej niż smaczna przekąska przed GTA V? Przekonamy się o tym w okolicach Gwiazdki tego roku.

CDA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy