Final Fantasy XIII

Nareszcie jest. Pierwsza odsłona cyklu Final Fantasy przeznaczona na konsole najnowszej generacji trafiła do sklepów. Czy jest tym, czego oczekiwaliśmy? To na pewno jedna z bardziej kontrowersyjnych części serii. Trudno ją nazwać japońskim RPG-iem.

To bardziej przygodowa gra akcji z elementami RPG-a. Nie znajdziesz w niej mapy świata, nie otrzymasz też możliwości swobodnego prowadzenia rozgrywki. Zamiast tego musisz robić dokładnie to, o co jesteś proszony - to chyba najbardziej liniowa spośród "Ostatnich Fantazji". Niektórym się to nie spodoba, innym jak najbardziej.

Jeśli nie masz zbyt wiele czasu na granie i lubisz być prowadzonym za rączkę, będziesz zadowolony. W Final Fantasy XIII cały czas doskonale wiesz, co powinieneś zrobić (na wypadek, gdybyś miał się zgubić, umieszczono mapę, która wskazuje ci drogę do celu). Cały czas przesz do przodu po wąskiej ścieżce, walczysz z kolejnymi przeciwnikami i odkrywasz kolejne sekrety scenariusza.

Reklama

Demon po japońsku

A odkrywać jest co - fabuła, jak na Final Fantasy przystało, jest ciekawa i odkrywcza. Opowiada o szóstce bohaterów, którzy zostają połączeni przez demoniczne bóstwo, zwane fal'Cie. Wszyscy zostają naznaczeni przeklętym brzemieniem i teraz mają następujący wybór - albo wykonają przydzielone im zadanie i otrzymają życie wieczne (zamieniając się w kryształ), albo zawiodą i przemienią się w zombie (l'Cie).

W drużynie znalazło się sześciu naznaczonych - trzech facetów i trzy dziewczyny. Jest w niej pani żołnierz Lightning, blondwłosy osiłek Snow, infantylna (czasem aż do przesady) Vanille, czarnoskóry Sazh z afro, ładna wojowniczka Fang oraz młodzieniec Hope. Wszystkich można na swój sposób polubić (chyba że ktoś nie znosi dzieci, to może go wkurzyć Vanille). Każdą z postaci autorzy wprowadzają stopniowo i przez długi czas przerzucają nas od jednej do drugiej, abyśmy mogli polubić całą ekipę.

Najdłuższa rozgrzewka

To wprowadzanie - nie tylko postaci, ale w ogóle całej rozgrywki - trwa w Final Fantasy XIII około... 20 godzin (cała gra to dwa, dwa i pół raza tyle). Dopiero po tym czasie otrzymujesz dostęp do wszystkich opcji, dotyczących walki, rozwijania postaci i dobierania członków drużyny. Przez pierwsze godziny spędzone przy grze możesz praktycznie tylko iść przed siebie i walczyć z kolejnymi, niezbyt groźnymi przeciwnikami. Później schemat pozostaje podobny, ale wrogowie zaczynają stanowić wyzwanie, a ty możesz wreszcie m.in. rozwijać bohaterów czy ich broń.

Co do rozwoju bohaterów, to jest on niemal w równym stopniu liniowy jak sama gra. Każdy z nich może się rozwijać w sześciu klasach (na początku tylko w trzech wyjściowych, później także w pozostałych). Są wśród nich: bojowy Commando, ofensywny czarodziej Ravager, wspierający kompanów Synergist, ściągający na siebie uwagę przeciwników Sentinel, osłabiający wroga Saboteur oraz leczący siebie i pozostałych członków drużyny Medic. Przebieg rozwoju został ściśle zaplanowany - autorzy przewidzieli, w jakiej kolejności będziesz zdobywał nowe umiejętności czy dodatkowe punkty życia. Ty musisz zadecydować tylko, kiedy. I oczywiście zdobywać punkty doświadczenia, nazwane tutaj Crystogen Points.

A masz, potworze!

Robisz to - a jakże - walcząc. W Final Fantasy XIII system potyczek nie zmienił się zbytnio. Odbywają się one z udziałem trzech bohaterów, przy czym ty kontrolujesz samodzielnie tylko jednego z nich. Polecenia wydajesz mu, korzystając z dobrze znanego wielbicielom serii menu, które pozwala ci na: wyprowadzenie ataku, wykorzystanie specjalnej umiejętności oraz użycie któregoś z posiadanych przedmiotów. Oczywiście jest też opcja "auto-battle", dzięki której możesz zrzucić dobieranie i wyprowadzanie ataków na sztuczną inteligencję.

Jest w walkach jedna nowość - paradygmaty. To ustawienia klas postaci w trakcie walk. Jednocześnie każdy z bohaterów może reprezentować tylko jedną z nich. Na przykład potyczkę zaczynasz w ustawieniu: Commando - Ravager - Medic. Ale nagle okazuje się, że musisz zregenerować siły, i wtedy przełączasz się na przykład na wariant: Sentinel - Medic - Medic. Z początku trudno się w tym połapać, ale szybko zaczynasz nabierać wprawy. A nabrać jej musisz, bo od pewnego momentu praktycznie nie ma walki, która wymuszałaby zmianę taktyki (czasem po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy, np. podczas starcia z bossem).

W starciach możesz przywołać do pomocy przyjazne (nie od początku, najpierw musisz je pokonać w walce) demony - Eidolony. Każda z postaci ma swojego własnego i może go przywołać tylko raz w ciągu walki. Niejednokrotnie to wystarczy, bo Eidolon potrafi siać spustoszenie swoimi ciosami. Możesz z nim walczyć ramię w ramię, a także dosiąść go i w ten sposób atakować przeciwnika.

Kolorowe cuda

Jak wspomnieliśmy wcześniej, Final Fantasy XIII jest pierwszą odsłoną serii przeznaczoną na konsole najnowszej generacji, czyli PlayStation 3 i Xboksa 360 (o dziwo). Autorzy wykorzystali to w pełni. Ta gra jest prześliczna! Czasem naprawdę trudno rozróżnić, czy oglądamy cutscenkę na silniku gry, czy prerenderowaną animację. Autorzy zaprojektowali bajkowy świat, który czasem zatrzymuje cię na chwilę, krzycząc: "hej, popatrz na mnie, jestem piękny!". I nie masz wyboru - stajesz i przyglądasz się z podziwem.

Podobnie jest z animacjami, których jest tutaj tyle, że gdyby je wszystkie wyciąć i złączyć w jedną całość, otrzymalibyśmy dobry materiał na film krótkometrażowy (a może i nawet na długometrażowy). Wszystkie z nich są piękne - nieważne, czy pokazują feerię sztucznych ogni, czy jakąś szaroburą dziurę.

To już nie to samo, ale...

Final Fantasy XIII podzieli wielbicieli serii na tych, którzy nadal będą ją kochać, i na tych, którzy z przykrością uznają, że muszą poczekać na kolejną część. Tych pierwszych powinno być jednak znacznie więcej. To zupełnie inna gra w porównaniu do poprzedniczek, ale niekoniecznie gorsza. Wystarczy dać jej szansę i popatrzeć na nią właśnie jak na coś innego.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Final Fantasy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy