EyeToy: Sony odrzuciło symulator niani i... kamasutrę
Czasami działalność wydawcy gier wideo przypomina pracę cyrkowego łowcy talentów, do którego codziennie przychodzi kilku dziwaków prezentujących śpiewające homary.
Dowodem tego jest wypowiedź Pete'a Smitha z Sony Computer Entertainment, który ujawnił redakcji Eurogamera, że firma spotkała się z propozycją wydania ruchowych gier związanych z niańczeniem dzieci, a także z kamasutrą.
Sprawa dotyczy przeszłości, gdyż jak dobrze wiecie, interaktywna kamerka EyeToy - wypuszczona jeszcze na PlayStation 2 - zdążyła się zestarzeć, a jej miejsce na rynku zajęły kontrolery Kinect, PlayStation Move oraz WiiMote.
Smith - główny producent w SCE - nie powiedział zbyt wiele o produkcji, w której gracz zajmuje się dzieckiem. Stwierdził jedynie, że gra nieco wyprzedzała swoje czasy, gdyż jej główną treścią były emocje i relacje między dwiema osobami, a ten rodzaj trendu zrodził się dość niedawno, czyli w dobie produkcji w stylu Heavy Rain czy The Last of Us. Smith przyznał, że pomysł na grę był niezły, ale od początku było widać, że jest ona skazana na porażkę, więc należało zabić pisklę szybko i nie pozwolić rozwinąć krzywych skrzydeł - że tak to ujmę poetycko.
Innym ciekawym odrzuconym pomysłem, o którym usłyszała redakcja Eurogamera, była ruchowa gra związana z kamasutrą. I choć wypowiedzi Smitha opublikowano w formie tekstu, można poczuć rumieńce i uśmiechy lekkiego zażenowania ze strony pracowników Sony.
"To był oryginalny ruch. [...] Gość podchodzi do mnie, mówiąc: 'a więc, tu na ekranie jest kontur i EyeToy...', a ja na to - okej, dobra, rozumiem. [...] Rozmawialiśmy o tym w biurze. Oczywiście nie podpisaliśmy umowy, a gra nigdy nie ujrzała światła dziennego. Ale zastanawialiśmy się teoretycznie - jak mielibyśmy kontrolować jakość gry? Możecie sobie wyobrazić dwóch zarośniętych testerów, kiedy jeden mówi do drugiego: 'nie, tej nocy ty będziesz suką'" - stwierdził Smith.
Na pytanie o ewentualną formę prezentacji podobnej gry prasie, Smith odpowiedział: "Tak, wiem. Po prostu musiałbyś to zrobić, czyż nie? Z jednej strony myślę sobie - rany, chciałbym, żeby to się ukazało. Może nawet udałoby nam się zatrudnić celebrytów i załatwić podobne rzeczy. [...] Dziwne jednak jest to, że patrzysz na różne pomysły i myślisz sobie, że są po prostu pogrzane. Ale twórcy wierzą w nie całkowicie, co jest wspaniałe. Wolę taki układ, niż gdyby podchodzili do nas na wpół zaangażowani. [...] Ten facet - pamiętam go, nigdy nie zapomnę - dawał do zrozumienia: "chcemy to zrobić, naszym zdaniem to będzie świetne". I owszem. Dostajemy różne rodzaje pomysłów, a ten konkretny moim zdaniem wygrał".
Eee... także, no. Ekhm.