Dynasty Warriors 7

Kilka dni temu miałem okazję recenzować Warriors: Legends of Troy, taką jakby europejską wersję Dynasty Warriors. Okazała się przeciętna. A jaka jest kolejna odsłona japońskiego pierwowzoru?

Zarówno za Warriors: Legends of Troy i za Dynasty Warriors 7 odpowiedzialny jest koncern Tecmo KOEI, chociaż tę pierwszą grę stworzyli Kanadyjczycy i osadzili ją w mitologicznych realiach, natomiast tę drugą opracowali Japończycy ze studia Omega Force, prezentując znowu snośnookich bohaterów rodem z Chin. Zgodzę się, że nie wszystkie odsłony Dynasty Warriors były dobre, jednak Warriors: Legends of Troy na pewno było gorsze od tych najlepszych (rozumiemy się?). Dlatego liczyłem, iż po nieudanej przygodzie z kanadyjską produkcją wreszcie będzie mi dane zagrać w porządny slasher. Liczyłem oczywiście na Dynasty Warriors 7.

Reklama

Siódma część cyklu, podobnie jak poprzednie, oparta została na chińskim utworze pod tytułem "Romans trzech królestw", opracowanym przez Luo Guanzhonga. Historia opowiada nam o rewolucji Żółtych Turbanów i upadku dyanstii Han. Jeżeli nie interesujesz się wschodnią kulturą bądź też nie grałeś w poprzednie odsłony Dynasty Warriors, możesz mieć problemy z połapaniem się, o co w tym wszystkim chodzi. No, ale w końcu nie musisz rozumieć wszystkiego, prawda? A jeśli musisz, to... się doszkolisz. W każdym razie chyba nie fabuła jest w Dynasty Warriors 7 najważniejsza. Liczy się przede wszystkim efektowna akcja.

W kampanii Dynasty Warriors 7 panowie z Omega Force zaoferowali nam cztery rozdziały: Shu, Wei, Wu oraz Jin. Każdy z nich ukazuje opowiedzianą w grze historię z innej perspektywy. Produkcja ciągle przerzuca cię od jednego bohatera od drugiego i robi to w sposób całkiem sprawny - forma prezentacji stoi na naprawdę wysokim poziomie. Świetnie zrealizowano wszelkiego rodzaju wstępy i przerywniki. Dynasty Warriors 7 to tytuł, w który nie tylko fajnie się gra, ale który również po prostu fajnie się ogląda.

Jednak składająca się z czterech rozdziałów kampania to nie wszystko, co przygotowało Omega Force. W Dynasty Warriors 7 dostępny jest jeszcze warty uwagi tryb Conquest, w którym wcielasz się w jednego z bohaterów odblokowanych w kampanii, a następnie udajesz się w podróż po mapie strategicznej, pełnej różnego rodzaju miast do odwiedzenia oraz zadań do wykonania. Co chwilę odwiedzasz nowe miejsca, w których poznajesz nowe postacie, kupujesz nową broń, a nawet zwierzęta do pomocy w walce czy usługi najemników, którzy będą walczyć u twojego boku. To naprawdę kapitalna opcja rozgrywki, nie wiem, czy nie lepsza od kampanii. W każdym razie bawiłem się w niej genialnie.

Od poprzedniej, szóstej odsłony Dynasty Warriors minęły dwa lata. Przez ten czas Omega Force trochę pomyślało nad tym, jak można usprawnić model walki w grze, i doszło do wniosku, że najlepiej będzie wrócić do korzeni, rezygnując m.in. z kontrowersyjnego systemu Rembu. Niezmieniony pozostał natomiast repertuar uderzeń - są tu ciosy szybkie i słabe, wolne i silne oraz specjalne (Musou Attack oraz EX Attack), a ponadto mamy jeszcze bloki oraz modyfikatory.

Wygląd bitew również zbytnio się nie zmienił. Widzisz mapkę, na której masz pozaznaczane oddziały wroga wraz z generałami. I tak biegasz od jednej grupy do drugiej, wybijając po kolei wszystkich wojowników. Wszystko dzieje się bardzo szybko i nawet nie masz czasu na myślenie. Cios, combo, cios, combo, cios, combo... po paru minutach jest po oddziale, no to biegniesz do kolejenego i... cios, combo, cios, combo, cios, combo... Oto całe Dynasty Warriors!

Co jakiś czas pokonani przeciwnicy pozostawiają na placu boju wyposażenie albo power-upy, które poprawiają właściwości naszej broni, pancerza bądź szybkość naszego herosa. Natomiast pomiędzy bitwami możemy nasz oręż rozwijać, kupując specjalne modyfikatory. W ten sposób da się poprawić i ofensywne, i defensywne możliwości bohatera. Ten zdobywa jeszcze punkty doświadczenia, dzięki którym możesz go nauczyć nowych umiejętności.

Każdy z dostępnych w Dynasty warriors 7 bohaterów jest inny i każdym gra się inaczej. Po każdorazowej zmianie herosa musisz nauczyć się jego mocnych stron, umiejętności oraz kombinacji ciosów. To naprawdę fajne urozmaicenie, do którego Omega Force nas już przyzwyczaiło. Szkoda jednak, że chłopaki nie postarali się o stworzenie bardziej różnorodnych drzewek umiejętności. Te w przypadku każdego herosa są takie same. Składają się z jedenastu identycznych zdolności, takich jak zwiększenie skuteczności ciosów czy podniesienie maksymalnego poziomu energii.

Oprawa Dynasty Warriors 7 ani trochę mnie nie zaskoczyła, ponieważ grałem w poprzednią odsłonę serii i wiem, iż Omega Force nigdy nie przebiera w środkach, preferując przede wszystkim prostotę. Postacie są bardzo ładne i okazale prezentują się podczas cutscenek czy walk, jednakowoż cała reszta, zwłaszcza otoczenia w trakcie bitew, niektórych mogą razić brakiem szczegółów. Na szczęście akcja jest tak szybka, że nie masz nawet chwili na rozglądanie się dookoła. Skupiasz się na postaciach, które wymachują mieczami, czemu towarzyszą przyjemne dla oka efekty specjalne (ich połączenie stanowi naprawdę widowiskową mieszankę).

Dynasty Warriors 7 nie jest grą specjalnie ambitną, co nie powinno zaskoczyć nikogo, kto miał przyjemność bawić się poprzednimi odsłonami tej serii. Tu liczy się przede wszystkim szybka, widowiskowa akcja. I pomimo że twórcy opierają się na znanym i uznanym dziele chińskiej literatury, to jednak robią to w sposób infantylny i stosunkowo płytki. To tylko z zewnątrz i na pierwszy rzut oka wygląda ambitnie. Nie przeszkadza to jednak w czerpaniu z gry ogromu przyjemności.

Nie jestem zaskoczony żadnym elementem tej produkcji. To, co dostałem, to dokładnie to, czego się spodziewałem. Widowiskowa naparzanka w polewie japońskiej (gra toczy się w Chinach, ale tworzyli ją Japończycy), bez ambitnej rozgrywki czy historii, za to z efekciarską rozgrywką, potrafiącą wciągnąć na co najmniej trzy-cztery długie wieczory. Jestem zadowolony. Na pewno bardziej niż z Warriors: Legends of Troy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy