Captain Morgane and the Golden Turtle

Przygodówka w pirackich klimatach i z charyzmatyczną bohaterką powinna być strzałem w dziesiątkę. Do bety zasiadłam więc w znakomitym humorze, by dwie godziny później rwać włosy z głowy...

...i z wściekłością walić w klawisze, wypisując po raz setny: "I nie będziesz wierzyć obietnicom developerów nadaremno!". Captain Morgane to kontynuacja znanej produkcji So Blonde, w której gracz wcielał się w nastolatkę o urodzie Britney Spears i mózgu wielkości fistaszka. Gra dostarczyła mi kilku godzin niezłej rozrywki, oferując sporo ciekawych lokacji, zagadek i postaci pobocznych. Jedną z nich była właśnie czarnowłosa Kapitan Morgana. Kobieta pirat z krwi i kości. Aż się prosiła o  osobną opowieść, dlatego nic dziwnego, że studio Wizarbox postanowiło wykorzystać jej potencjał i  ponownie zatrudniło Steve'a Ince'a - scenarzystę Broken Sword i So Blonde - do napisania historii, w której Pani Kapitan wiedzie prym.

Reklama

Najpierw jako 8-letnia Morgana poznajemy dzieje rodziny, by następnie przeskoczyć o kilka lat w przód i już jako 17-letnia Kapitan stanąć przed zadaniem najęcia załogi na pierwszy samodzielny rejs, odnalezienia skarbu Złotego Żółwia i  odkrycia prawdy o zaginionym przed laty wuju. O ile fabuła nie jest porywająca, choć trudno ją ocenić po zaledwie dwóch rozdziałach, o  tyle pierwszym gwoździem do trumny może się okazać odczuwalna na każdym kroku liniowość. Twórcy obiecują, że określone decyzje będą miały wpływ na rozgrywkę, ale mimo desperackich prób nijak nie udało mi się tego doświadczyć. Niezależnie od wybieranych opcji dialogowych i podejmowanych działań gra za każdym razem sprowadzała mnie z powrotem na jedynie słuszną ścieżkę.

Zagadki są kolejnym elementem, który pogrąża tę produkcję. Poziom trudności jest zerowy. Betę ukończyłam z marszu, nie napotykając po drodze na choćby jedno poważniejsze wyzwanie. W  każdej z  lokacji znajdujemy zaledwie kilka interaktywnych przedmiotów, których użycie jest więcej niż oczywiste. Zadania zapisywane są w dzienniku, a główna bohaterka na każdym kroku przypomina nam, co aktualnie musimy zrobić. Można odnieść wrażenie, że rozgrywka traktuje gracza jak osobnika po ciężkim urazie głowy, który nie jest w stanie zapamiętać najprostszej informacji. Sytuacji nie poprawia brak łamigłówek, zastąpionych przez sekwencje QTE.

Całość ratuje nieco oprawa. Rysowane tła i  trójwymiarowe postacie sprawiają dobre wrażenie. Niestety ich animacja jest tragiczna. 8-letnia Morgana porusza się jak robot, wykonuje obroty w  miejscu o 360 stopni i jest tak samo "naturalna" jak C-3PO.

Spodziewałam się po tym tytule pełnoprawnej kontynuacji So Blonde. Tymczasem zanosi się na to, że pecetowcy otrzymają poprawnie zrealizowany port gry, która tworzona była z  myślą o  DS i Wii. Daje się to odczuć zwłaszcza podczas obcowania z uproszczonym interfejsem. Choć beta nie była pozbawiona błędów (blokowanie postaci, problemy z dźwiękiem, brak możliwości opuszczenia lokacji), nie irytowały mnie one tak, jak zmarnowany potencjał.

Czekałam na triumfalny powrót Kapitan Morgany o kruczoczarnych włosach, która pokaże swojej blond poprzedniczce, jaka powinna być prawdziwa bohaterka przygodówki. A tymczasem okazuje się, że muszę wspomnianą blondi przeprosić, bo wniosek po ukończonej becie jest taki, że na tę produkcję zwyczajnie nie warto czekać.

CDA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy