Brutal Legend

Brutal Legend to tytuł, który już na pierwszy rzut oka wywołuje ogromne zainteresowanie - niestety, totalna mieszanka gatunków oraz krótka fabuła nie pomogły w zrobieniu dużego szumu wokół gry. Mimo to dostępne opcje, design postaci, a także gra lektorów są na tyle dobre i rozwinięte, że większość graczy, którzy zakupią ten produkt, nie powinna żałować wydanych na niego pieniędzy.

Po Brutal Legend nie należy spodziewać się fajerwerków, bo gra nie wprowadza żadnych nowości do gatunku. Jedno jest jednak pewne, zdecydowanie warto dać szansę tej pozycji i spędzić z nią kilka godzin.

Wychowałem na takich zespołachm jak Black Sabbath, AC/DC oraz Motorhead. Chcąc bardziej wczuć się w klimat gry, postanowiłem odwiedzić mojego kolegę i zaznajomić się w pewnym stopniu z jego imponującą kolekcją płyt muzycznych. Moim numerem jeden - w odniesieniu do obrazka na okładce - zdecydowanie okazał się pierwszy album amerykańskiego zespołu heavy metalowego Dio, który nosił nazwę Holy Diver. Na okładce znajdował się wyborny motyw satanistyczny, przedstawiający mrocznego władcę ciemności, który swoim piekielnym łańcuchem dusi kapłana walczącego o przetrwanie na wzburzonym morzu. Bardziej interesująco zrobiło się później, kiedy postanowiliśmy porozmawiać o rozmaitych ciekawostkach ze świata ciężkich brzmień. Kolega zdradził mi kilka sekretów, a w tym związany z czcionką, jakiej użyto do napisania nazwy zespołu Dio. Okazuje się bowiem, że jeżeli bliżej się przyjrzeć, można zauważyć, że w nazwie zespołu ukryty został inny wyraz - diabeł. Jako że słowo "Dio" w łacinie oznacza "Bóg", to musicie przyznać, że panowie z grupy zaserwowali nam ciekawe zestawienie. Swoją drogą szkoda, że ostatecznie Tim Shafer wykluczył wokalistę wyżej wymienianego zespołu z roli Doviculusa - złego władcy przedstawionego w grze świata oraz dowódcy armii demonów w jednym.

Heavy metalowy styl objawia się nie tylko w samej muzyce, ale także w sztuce, a dokładniej na okładkach albumów, gdzie znaleźć można totalnie szokujące mieszanki obrazów, na których wszystko jest możliwe. Przeglądanie kolejnych płyt, przy wsłuchiwaniu się w idealnie technicznie riffy oraz ponure melodie, pozwoliło mi przenieść się myślami do cudownych, młodzieńczych lat - do świata, w którym ogromne, błyszczące, chromowane psy wyją do zbroczonego krwią księżyca, a umięśnieni i uzbrojeni w topory wojownicy zadają pokutę wszystkim miłośnikom techno. Tę samą wizję podziela większość osób mojego pokolenia.

To właśnie ta sama tęsknota do tamtych lat sprawiła, że Tim Schafer oraz chłopcy z Double Fine wzięli się na Brutal Legend. Głównym celem było stworzenie ponadprzeciętnego świata, który przesycony będzie niesamowitą atmosferą kultury klasycznego metalu - zanim został skażony przez wymodelowanych wokalistów i syntezatory. I trzeba przyznać, że producentowi udało się zrealizować tę wizję. Oprawa Brutal Legend bez wątpienia stanowi najlepszy element tego tytułu. Poczynając od niesamowitego wykonania postaci, które zostały hojnie przyozdobione tonami łańcuchów, skóry oraz ćwieków, po ogromne metalowe przyozdobienia pojazdów oraz otoczenia. Brutal Legend wygląda dokładnie tak, jakby została wyciągnięta prosto z moich nastoletnich meandrów.

Wyśmienitą prezencję przedstawionego w grze świata w głównej mierze zawdzięczamy ekscentrycznej kreatywności autorów. Niestety, z technicznego punktu widzenia wcale nie jest najlepiej. Przejścia pomiędzy filmikami są bardzo powolne, poza tym często zdarza się, że ilość klatek spada tak diametralnie szybko, że gra zaczyna się przycinać. W rzeczywistości wszystko co widzimy na ekranie potraktowane jest filtrem rozmycia -- jeden z moich znajomych, który miał okazje zagrać w ten tytuł pokusił się nawet o stwierdzenie, że Brutal Legend wygląda jak typowa pozycja na konsolę Nintendo Wii. Chociaż uważam, że to gruba przesada i w swojej ocenie nie posunę się tak daleko, to z przykrością muszę zaznaczyć, że wizualnie gra nie trzyma poziomu nowej generacji. Odłóżmy jednak problemy techniczne na bok, bowiem Brutal Legend oferuje coś ważniejszego, a mianowicie inteligentną i twórczą interpretację rzeczywistości. Ponadto cały czas spędzony z tym tytułem umila nam imponująca ilość piosenek, przygrywających w trakcie rozgrywki. Dostępna lista utworów jest nie tylko zachwycająca, ale przede wszystkim zróżnicowana i perfekcyjne wykorzystana do podniesienia wartości gry. Niezależnie od tego, czy uwielbiacie metal, interesujecie się jedynie wybranymi zespołami, czy też nie macie zielonego pojęcia, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi - muzyka, jaka została wybrana do tej gry, powinna każdego zadowolić. Zresztą nawet najwięksi przeciwnicy tego gatunku nie mogą zaprzeczyć choćby samej jakości dostępnej ścieżki dźwiękowej. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie, od Ozzy'ego i Megadeth po Skeletonwitch i Ostrogoth (chociaż nie jestem pewien, w jaki sposób na liście znalazł się Def Leppard z kawałkiem Rock of Ages). Ponadto dzięki utalentowanej ekipie lektorów dochodzące z głośników kwestie bohaterów są świetnie zrealizowane i wywołują salwy śmiechu. Minusem jest jedynie irytująca powtarzalność ciągle tych samych fraz, które pojawiają się przy przyjmowaniu zadań pobocznych.

Osobiście świat Brutal Legend pochłonął mnie bez reszty. Magia gry przyciąga do telewizora na długo po tym, jak standardowa rozgrywka zdąży się znudzić. Dokładnie tak, miks rozmaitych gatunków, jaki otrzymujemy w Brutal Legend, nie jest szczególnie interesujący. Wcielając się w rolę Eddie'ego Riggsa, legendarnego członka obsługi technicznej, gracze muszą uratować ludzkość w alternatywnej rzeczywistości. Narracja - pomimo tego że jest pełna humoru - nie szczególnie jest zwarta, a im dłużej gramy, tym bardziej robi się przewidywalna.

Jednak to nie fabuła jest zła. Szkopuł tkwi w monotonnej i banalnej do bólu mechanice, na jakiej oparta jest rozgrywka. Połączenie bardzo uproszczonych misji, z mocno arcade'owymi wyścigami, elementami strategii oraz QTE, które na żywca ściągnięte zostały z Guitar Hero, po jakimś czasie zaczyna nużyć. Odblokowanie nowych kombinacji ciosów oraz wyuczenie kolejnych specjalnych solówek na gitarze początkowo daje satysfakcję, ale szybko traci na wartości, kiedy okazuję się, że tak naprawdę wszystko sprowadza się do naciskania kilku przycisków na przemian.

Co gorsza, oprócz mało wymagającego systemu kontroli oraz schematycznych misji, zawodzi też główna linia fabularna, którą spokojnie można ukończyć w niecałe sześć godzin. Co prawda twórcy oddali do naszej dyspozycji poboczne questy, całe mnóstwo bonusów do odblokowania, a także tryb dla wielu graczy, który przypomina strategię polegająca na pozyskiwaniu fanów, budowaniu jednostek i atakowaniu sceny przeciwnika. Jednakże dla mnie największe znaczenie ma główna oś fabularna, a Brutal Legend niestety pod tym względem niewiele ma do zaoferowania graczom, którzy chcą najzwyczajniej w świecie ukończyć grę od początku do końca, bez zwracania uwagi na inne, mniej lub bardziej wartościowe treści.

Brutal Legend nie do końca zaspokoiło moje oczekiwania. Pomimo tego że absolutnie zakochałem się w wykreowanym na potrzeby gry świecie i rewelacyjnej ścieżce dźwiękowej, porzucając w otchłań niepamięci graficzne niedociągnięcia, nie mogłem wybaczyć twórcom, że tak mało czasu poświęcili na dopracowanie najważniejszego aspektu, czyli głównej linii fabularnej. Podsumowując, Brutal Legend nie jest tak epicki, jaki mógłby być, jednak wciąż oferuje wystarczająco dużo rozrywki, aby warto było wydać na niego swoje ciężko zarobione pieniądze.

Reklama
INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy