Borderlands 2
Borderlands 2 nie zrzuca bomby atomowej na Pandorę. W świecie gry nie spotykamy się z żadną rewolucją, za to bardzo szybko dostrzegamy, że w prawie każdym elemencie poprawiono, co było do poprawienia. I tym samym stworzono sequel wymarzony.
Pierwsza odsłona Borderlands to wyjątek od reguły, który wspominaliśmy jeszcze długo po premierze. W czasach, gdy mówi się przede wszystkim o kontynuacjach znanych marek, na rynek trafiła zupełnie nowa gra, która zachwyciła całe masy graczy (o czym świadczy pięć milionów sprzedanych egzemplarzy). O ironio, w końcu i ta nowalijka doczekała się swojej następczyni w postaci Borderlands 2. I co? I jej twórcy pokazali, jak się robi sequele z prawdziwego zdarzenia. Nie rewolucyjne, ale ewolucyjne praktycznie w każdym aspekcie.
Pierwsze, co w "dwójce" podoba się bardziej niż w "jedynce", to fabuła. Nie stoi ona może na poziomie znanym z wiodących RPG-ów, ale nie tego się po Borderlands spodziewałem. Oczekiwałem tylko lepszej i lepiej opowiedzianej historii - bardziej soczystej, spójnej i z narracją. Autorzy jakby wysłuchali moje prośby i to wszystko w Borderlands 2 się znalazło.
Wspomnijmy, że "dwójka" opowiada dalszy ciąg historii znanej z pierwowzoru, choć tym razem przedstawiono nam cztery zupełnie nowe postacie: Gunzerkera Salvadora, Zer0, Commando Axton oraz Maya. Każda z nich reprezentuje klasę będącą mieszanką cech profesji kojarzonych z poprzedniczki, przy czym Salvador i Zer0 niosą wraz z sobą więcej nowinek niż Axton i Maya, przypominający swoich protoplastów z "jedynki".
Podobieństwa do poprzedniczki widać także w świecie gry, choć nie da się ukryć, że twórcy wykonali trochę pracy, by urozmaicić Pandorę. Po spacerach po piaszczysto-skalistych pustkowiach trafiamy do krainy skutej lodem, po czym przenosimy się na zniszczone przez eridium obszary. Więcej różnorodności i więcej kolorów - tak pokrótce można opisać uniwersum przedstawione w Borderlands 2. Pomimo że jest bardziej barwne, twórcom udało się utrzymać "postapokaliptyczny" klimat znany z pierwowzoru.
Jeszcze większe zmiany (uprzedzam - na lepsze) dostrzegamy w questach. W poprzedniczce zadania często się powtarzały, a poza tym brakowało im właściwej otoczki. To się zmieniło, zwłaszcza w misjach pobocznych, które w większości podzielono na kilka etapów, wzbogacono o dodatkowe wytyczne i opatrzono ciekawą historią. Poza tym zadania potrafią się zmienić już w trakcie ich wykonywania, sprawy da się czasem rozwiązać na więcej niż jeden sposób, a zleceniodawcy są postaciami z krwi i kości. Bomba! W "jedynce" questy były dobre i bardzo dobre, a w "dwójce" są bardzo dobre i wyśmienite.
Oczywiście na każdym kroku spotykamy się z szalonym, momentami wręcz absurdalnym poczuciem humoru. Autorzy spędzili prawdopodobnie wiele wieczorów, by uczynić grę równie zabawną, co poprzedniczka - i udało im się to w stu procentach. Ba, momentami miałem wrażeniem, że przy pisaniu scenariusza wypili jeszcze więcej alkoholu. Nie wyobrażam sobie bowiem, że te wszystkie gagi i historyjki powstały w umyśle wolnym od używek.
Strzelanie pozostało istotnym elementem zabawy i sprawia jeszcze więcej radochy niż do tej pory. Zabawa poszczególnymi typami broni (których jest tu całe mnóstwo) długo się nie nudzi. Z każdego z nich strzela się inaczej i trudno powstrzymać się od testowania kolejnych egzemplarzy (choć należy pamiętać, że im dłużej strzelamy z danej giwery, tym lepsi stajemy się w jej obsłudze).
Podobnie jak w "jedynce", tak i tutaj broń - podobnie jak cały łup pozostawiany przez przeciwników - generowana jest losowo, a więc wiele zależy od naszego szczęścia. Poza tym mam wrażenie, że pandoriański bestiariusz uległ poszerzeniu, co dodatkowo zachęca do eksplorowania i strzelania.
Rozwój i testowanie arsenału to nieodłączna część zabawy, podobnie jak rozwój i testowanie umiejętności poszczególnych bohaterów (nie muszę chyba przypominać, że każdy z nich posiada odrębne drzewka zdolności). Autorzy ustalili limit do 50 poziomu doświadczenia, więc czeka nas ogrom okazji do ulepszania swojej postaci. Jeśli lubimy się bawić w przebieranki, także znajdziemy tu coś dla siebie. Borderlands 2 pozwala na zmianę wyglądu i ubioru bohatera - nic wielkiego, ale pozwala się z nim lepiej zidentyfikować.
Kampania zawarta w Borderlands 2 jest ogromna. Jeśli zechcemy zobaczyć wszystkie lokacje i przejść chociaż dwie trzecie misji pobocznych, będziemy musieli na to poświęcić dziesiątki godzin. Pełnych radości ze strzelania, ciekawych historii i dobrego humoru. A zabawa jest jeszcze lepsza, gdy połączymy się z innymi graczami w co-opie, pozwalającym na wspólną rozgrywkę czterem osobom naraz. Warto podkreślić, że dwie z nich mogą się bawić na podzielonym ekranie, a dwie pozostałe przyłączyć się przez internet.
Styl graficzny w Borderlands 2 nie zmienił się ani odrobinę. Wciąż obserwujemy kolorowe, cel-shadingowe scenerie oraz wyrazistych bohaterów. Na ekranie ciągle coś się dzieje, w osadach tętni życie, a pustkowia są mniej monotonne niż w "jedynce". Gra jest żywiołowa i dynamiczna, co zostało dodatkowo podkreślone ścieżką dźwiękową, pełną ostrzejszych kawałków. Pasuje ona do całej reszty jak ulał i na pewno zostanie wyróżniona na niejednym plebiscycie. No, ale nie ma się co dziwić, skoro odpowiada za nią taki geniusz, jak Jesper Kyd (między innymi).
Borderlands 2 to wzorcowy przykład, jak należy robić sequele - nie psując niczego, nie zmieniając bez potrzeby, a poszerzając i ulepszając praktycznie w każdym aspekcie. Tak wciągające, dynamiczne i obszerne gry to rzadkość.
+ ciekawsza i bardziej spójna fabuła
+ bardziej wciągające zadania
+ nowi bohaterowie z nowymi umiejętnościami
+ bardziej urozmaicony świat gry
+ jeszcze przyjemniejsze strzelanie
+ charakterystyczna i jeszcze lepsza oprawa
- ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...