Trapped Dead
W grach coraz więcej zombie. Oczywiście nasze oczy zwrócone są teraz przede wszystkim na te z rodzimego Dead Island, ale to nie przeszkodziło nam w przyjrzeniu się konkurentom z Trapped Dead.
Pomysł na Trapped Dead wydaje się całkiem w porządku. Nie jest jakoś specjalnie zachwycający czy nowatroski, jednak nie można mu nic zarzucić. Ot, mamy taktycznego RTS-a, czerpiącego z klasyków gatunku, takich jak chociażby seria Commandos, tylko że osadzonego w klimatach survival horroru, z zombiakami zamiast wrogich żołnierzy. A do tego z akcją w latach osiemdziesiątych, w mieścinie Hedge Hill w stanie Missouri, co przywodzi na myśl klasykę amerykańskiego horroru. Wszystko brzmi fajnie, tylko co z tego, skoro niezłą konpcepcję zmarnowano, tworząc absolutnie odpychający gameplay?
Trapped Dead opowiada historię Mike'a, studenta, który wraz z przyjacielem Geraldem wybiera się na wycieczkę do upatrzonego uprzednio miasteczka. Jednak, jak to w horrorach bywa, ich wycieczka nie przebiega tak, jakby tego bohaterowie chcieli. Otóż chłopakom kończy się paliwo w aucie, przez co muszą przerwać wyprawę, wjeżdżając na najbliższą stację benzynową. Ale zamiast miłych kasjerek w skąpych mini zastają w jej wnętrzu zombiaki (a niech mnie!). Naszym milusińskim udaje się uciec, ale Gerald zostaje wcześniej ukąszony, toteż kolejny kierunek podróży to szpital w Hedge Hill. Jednak co zastają na miejscu? Nie, tutaj także nie ma żadnych miłych pań w skąpych mini. Są tylko zombiaki i trupy mieszkańców. Za całą masakrę odpowiedzialny jest tajemniczy wirus. Skąd my to znamy?
Jak widzicie, fabularnie Trapped Dead nawet nie stara się być nowatorski. Jest do bólu sztampowy, co niektórym pewnie będzie przeszkadzało, jednak wierzcie, iż w tej grze jest o wiele więcej wkurzających rzeczy (o czym zaraz). Nic nowego nie czeka na nas także w trybach rozgrywki. Mamy do wyboru kampanię dla pojedynczego gracza oraz opcję kooperacji. Przygoda Mike'a i Geralda została podzielona na dziewięć etapów, pomiędzy którymi oglądamy przygotowane w formie komiksu przerywniki, wzbogacone wypowiedziami bohaterów. Niestety tego wszystkiego nie ma tutaj wiele. Trapped Dead da się ukończyć nawet w ciągu czterech-pięciu godzin, co jest raczej karygodne. Gdybyśmy mieli do czynienia z produkcją dostępną w cyfrowej dystrybucji za 20-30 zł, to nie śmiałbym nawet na to narzekać (chociaż za te pieniądze można dostać gry o wiele dłuższe i ciekawsze), ale mówimy o grze, za którą trzeba zapłacić prawie 50 zł!
Nawiązałem już wcześniej do serii Commandos. Rzeczywiście twórcy Trapped Dead się na niej mocno wzorowali. Podczas zabawy odnajdujemy wiele elementów doskonale znanych z doskonałego tworu studia Pyro. Jednak ich realizacja jest już o wiele gorsza. W "Komandosach" cały czas coś się działo, z kolei tutaj zabawa jest tak powolna i mało urozmaicona, że po godzinie spędzonej przed komputerem zaczynasz mieć po prostu dosyć. Ja rozumiem, iż jest to gra taktyczna i że nie powinno się od niej wymagać akcji rodem z najlepszych shooterów, ale tutaj momentami naprawdę NIC się nie dzieje. Litości...
Do tego wszystkiego Trapped Dead jest grą trudną, jednakże nie jest to w tym przypadku zaleta. Lubię czasem zagrać w coś naprawdę wymagającego, ale nie lubię, gdy poziom trudności budowany jest poprzez... toporne sterowanie i brak możliwości zapisu w dowolnym miejscu (można to robić wyłącznie przy studzienkach kanalizacyjnych, tylko w obecności całej drużyny - no po prostu idiotyzm). Trapped Dead jest także krótki, o czym już wspomniałem, a mimo to przez dużą część zabawy miałem wrażenie, że twórcom brakowało pomysłu na projekty misji i na siłę je wydłużali, np. nakazując graczowi dość często cofać się do odwiedzonego już wcześniej punktu mapy. Czyli nie dość, że akcja jest powolna i schematyczna, to jeszcze jest powtarzalna. No pięknie!
Autorzy umożliwili nam własnoręczne dobieranie ekipy na kolejne misje. Możemy wybierać spośród siedmiu postaci, które spotykamy kolejno podczas wędrówki po Hedge Hill. Każda z nich jest inna i każdej z nich dobieramy z osobna ekwipunek. W tej części Trapped Dead jest poprawne. Podobnie jak w kwestii walki, której mechanizm nawet mi się podobał. Nie potrafiło mnie to jednak w żaden sposób zachęcić do dalszej zabawy, a to z wymienionych wcześniej powodów, które zdecydowanie zasypują wszelkie, znikome zalety tej gry.
A jeśli ktoś jeszcze wierzy w to, iż Trapped Dead zdoła go do siebie przekonać, to dodam jeszcze, że gra jest pełna błędów. Widać, że twórcy nie mieli doświadczenia albo pieniędzy (albo tego i tego), aby solidnie ją przetestować i wyeliminować przynajmniej większość dokuczkliwych bugów. A jest ich tutaj naprawdę mnóstwo. Nasi podopieczni często mają problem ze znalezieniem właściwej drogi do celu, co w dzisiejszych czasach po prostu nie powinno się już zdarzać. Prowadzi to do tego, iż często musisz wskazywać im ścieżkę samemu, precyzyjnie i każdemu z bohaterów osobno. Przez to rozgrywka staje się jeszcze bardziej ślamazarna. Ponadto postaciom zdarza się przenikać, a nabojom wystrzelonym z broni przelatywać przez ściany, przez co zombiaków da się często wykończyć bez narażania życia i zdrowia bohaterów.
No i do tego należy dodać jeszcze brzydką, niedzisiejszą grafikę. Prezentuje ona poziom właściwy dla tytułów z początku tego wieku, a mimo to nie ma wcale takich niskich wymagań, oczywiście przez kiepską optymalizację. Nieco lepsze jest udźwiękowienie, a w szczególności muzyka, która stara się jak może zbudować klimat horroru.
Trapped Dead to gra krótka, nudna, brzydka, pełna błędów. To chyba wystarczy, aby wystarczająco cię od niej odstraszyć. Udany mechanizm walki i poprawne zarządzanie drużyną nie wystarczyły, abym chociaż przez pół godziny poczuł, iż chcę grać dalej, chcę zobaczyć co jest za kolejnym narożnikiem. Niestety, mamy jedną z pretendentek do "nagrody" dla najgorszej gry roku...