The Tiny Bang Story

Dobra, dosyć już tych ogromnych RPG-ów i zaawansowanych technologicznie shooterów. Czas na coś pięknego inaczej, pomysłowego i wciągającego jak diabli.

Jest taka grupa graczy, która docenia w grach nie tylko superrealistyczną grafikę i oprawę audio, lecz przede wszystkim pomysłowość i artystyczne zacięcie. To właśnie w tej grupie znalazło się najwięcej fanów takich produkcji, jak Samorost czy Machinarium. Tamte produkcje, choć niskobudżetowe i bez graficznych wodotrysków, osiągnęły wielki sukces. Postanowiło zawalczyć o niego także studio Colibri Games, wypuszczając na świat The Tiny Bang Story, grę przypominającą do bólu Samorost i Machinarium. Przynajmniej powierzchownie.

The Tiny Bang Story to gra przygodowo-logiczna, łącząca w sobie podgatunku point & click oraz hidden object. Nie ma w niej żadnego bohatera. Jest tylko kursor, którym sterujesz i za pomocą którego odkrywasz/łączysz ze sobą/przestawiasz różne elementy. Jest to zatem produkcja bardzo prosta w obsłudze i dostępna praktycznie dla każdego, również dla młodszych. Powiedziałbym nawet, iż rodzice powinni koniecznie kupić The Tiny Bang Story swoim pociechom, bo ta gra nie tylko bawi, ale również rozwija.

Reklama

Akcja The Tiny Bang Story toczy się na planecie Tiny, na której wydarzyło się coś rzadkiego i nieprzyjemnego. Otóż została ona rozbita na wiele małych fragmentów w wyniku zderzenia w jej pobliżu asteroidy z wielką... piłką nożną. Teraz występuje ona w postaci wielu małych puzzli, które musimy ze sobą połączyć, żeby przywrócić Tiny dawny, pełny wygląd. W tym celu przemierzymy pięc rozdziałów, pełnych malowniczych lokacji i zagadek, których rozwiązanie może sprawić satysfakcję nawet wytrawnym "przygodówkowiczom".

Zabawa polega przede wszystkim na klikaniu gdzie tylko się da. Klikając, zbierasz różnorakie elementy, które później wykorzystujesz w określonych miejscach, aby posunąć akcję dalej. Musisz kolekcjonować puzzle, z których później ułożysz kolejne części Tiny, jak również innego rodzaju rzeczy, jak kulki czy jabłka. To część będąca rozgrywką z gatunku hidden object. Kiedy zbierzemy już wystarczającą liczbę danych przedmiotów, możemy przystąpić do części logicznej. Udajemy się w miejsce, w którym wykorzystujemy zebrane elementy i stajemy przed zadaniem rozwiązania jakiejś łamigłówki - na przykład musimy odpowiednio poukładać rury z płynącą przez nie wodą czy też ułożyć zdjęcie z poszarpanych fragmentów. Zdarzają się także elementy zręcznościowe, takie jak strzelanie do balonów, ale można je zliczyć na palcach ręki.

The Tiny Bang Story nie jest wcale grą łatwą. Niektóre łamigłówki potrafią zaangażować nasze szare komórki nawet na kilkanaście minut. Jednak nie ma obaw, że w którymś momencie się zatniesz i nie pójdziesz dalej, ponieważ twórcy przygotowali pomysłowy system podpowiedzi. Nie są one dostępne na każde twoje zawołanie. Aby móc skorzystać z pomocy, musisz wcześniej uzbierać odpowiednią liczbę niebieskich muszek, które latają ciągle po ekranie (zbierasz je, klikając na nich). Jeżeli to zrobisz, będziesz mógł skorzystać z podpowiedzi polegającej na wskazaniu miejsca, w którym znajduje się któryś z potrzebnych ci przedmiotów. Podczas rozwiązywania zagadek pomoc oczywiście wygląda inaczej - zwykle jest to jakiś rysunek, który pomoże ci osiągnąć pożądany rezultat. Tak czy owak, zawsze trzeba choć trochę pokombinować.

Jedną z największych zalet The Tiny Bang Story jest ogromna różnorodność. Każdy rozdział jest zupełnie inny - ma inną stylistykę, inne zagadki oraz inny podkład audio. Co prawda, schemat zawsze jest podobny - odnajdujesz przedmioty, wykorzystujesz je do odkrycia kolejnej zagadki, rozwiązujesz zagadki, a na koniec układasz kolejną część Tiny - jednak wykonanie jest już niezwykle zróżnicowane. Są takie lokacje, które można by odwiedzać wielokrotnie, bo zostały tak pięknie namalowane. A do tego ta śliczna muzyka, która chyba nigdy by mi się nie znudziła. Ta gra koi zmysły.

The Tiny Bang Story jest po prostu piękne. Wspomniane na początku Machinarium było dla niektórych małym dziełem sztuki, jednak mnie nie podobała się w nim ponura kolorystyka. Tutaj nie mogę już narzekać, gdyż Colibri Games przygotowało oprawę tak bajkową, że mogłaby służyć jako inspiracja do pisania poezji. Nie ma tu żadnych widowiskowych, trójwymiarowych efektów, które cię zaskoczą. Zamiast tego są prześliczne, ręcznie rysowane i malowane tła oraz obiekty, na które aż chce się patrzeć.

Porównałem wcześniej The Tiny Bang Story do Machinarium. Jednak porównanie to nie jest do końca zasadne, bo podczas gdy Machinarium ukazywało świat robotów i rozwijało dość aktywnie fabułę, to The Tiny Bang Story jest produkcją nastawioną przede wszystkim na podziwianie, szukanie i myślenie. Twórcy w zupełności pominęli kwestię scenariusza, więc nie spodziewaj się żadnych zwrotów akcji po ukończeniu kolejnych rozdziałów. Szkoda, bo gdyby dodać do świetnej rozgrywki jeszcze pomysłową fabułę, to moglibyśmy mieć grę, której długo byśmy nie zapomnieli.

Niemniej jednak The Tiny Bang Story to gra, którą będę pamiętał przez długi czas. Od dawna się tak nie zrelaksowałem przed komputerem, jak przed dziełem Colibri Games. Szkoda, że przygoda z nim zakończyła się już po kilku godzinach. Chciałoby się, aby ta malownicza podróż trwała dniami, tygodniami...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy